Nasz związek trwa już dwa lata. Jak w każdym związku, nie zawsze było słodko i kolorowo, bywało też trudniej. Ale mimo tego, wszystko idzie w dobrym kierunku.
Poznawaliśmy się dość długo, pierwsze spotkania były bardzo krótkie i miały miejsce jakieś 20 lat temu. Od paru lat spotykaliśmy się nieco częściej, przyjeżdżałem w odwiedziny zagrać jakąś imprezę, pooddychać wielkim miastem, Europą. Dwa lata temu postanowiłem się do niej przeprowadzić. Bałem się, któż by się nie bał opuszczając ukochane, rodzinne miasto i dom rodziców, którzy cudownie gotują.
Początki nie były łatwe. Przyjęła mnie z otwartymi ramionami, lecz z początku dusiła za mocno. Zamieszkałem na Sielcach, okolica bardzo przyjemna, zielona, spokojna. I pięć minut spacerem do Parku Łazienkowskiego – mało kto ma taki luksus. Mieszkanie jednak było bardzo szpetne. Tak szpetne, że czasem nie było sensu go sprzątać – samo w sobie było syfem.
Podjęliśmy więc decyzję o przeprowadzce, na jeszcze piękniejszy Żoliborz. Ależ to był piękny czas. Wspólne imprezy, nowa praca, do której miałem zaledwie… pięć minut spacerem. Odbijałem się już nieco od finansowego dna, w które popadłem wyprowadzając się od rodziców i żyjąc za skromne 600 złotych miesięcznie. Dużo jedzenia za to nie może być, a ja lubię zjeść, co pewnie każdy widzi.
Pewnie, że się bałem. Odliczanie do pierwszego to strach każdego miesiąca. Strata pracy oznaczała jedno – powrót na matczyne, gdańskie łono. Ale to byłaby moja porażka, a ja nie lubię przegrywać. Zacisnąłem zęby (i żołądek) i pracowałem coraz bardziej. Nie tylko po to, by przeżyć, ale także by trwać z Nią w związku. Bo Ona, jak to kobieta, lubi wydawać Twoje pieniądze.
Potem kolejna przeprowadzka, do ścisłego centrum miasta. Jeszcze drożej, ale… nowa praca sprawiła, że nie był to dla mnie cios. I znowu, pięć minut spacerem do biura. Coraz więcej czasu dla Niej, dla znajomych, pieniędzy też jakby więcej, koniec odliczania do pierwszego. Niby to puste, ale jednak bezpieczeństwo finansowe jest bardzo ważne.
Zwłaszcza, że przy niej pieniądze aż chce się wydawać. Multum koncertów, imprez, teatrów i innych ciekawych możliwości. Te zaś kosztują, a Ona nie lubi siedzieć w domu. I po to przecież powstał ten blog, ale tę historię już znacie. A ja tu piszę Naszą historię. Jej i moją. Z każdym miesiącem było między nami coraz lepiej.
No bo publicznie nie jest za bardzo lubiana, zewsząd spływają na nią wszelkie hejty. Moim zdaniem, wynika to z braku zrozumienia. Wyniszczyła wiele osób, taka już jej specyfika. Żyje dynamicznie, wysysa portfel, czasem też psychikę. Kwestia podejścia – ja wiedziałem czego się spodziewać, byłem na Nią gotowy. I mimo, że pierwsze miesiące były bolesne, to właśnie dzięki Niej udało mi się podnieść.
Teraz panuje między nami harmonia. Ufamy sobie, wiemy czego od siebie oczekujemy. Nie kochamy się, wiemy, że ten związek nie będzie trwał wiecznie. Wiemy, że za parę lat czeka nas rozstanie. Próbujemy sobie jednak w pozostałym nam czasie jak najbardziej dogodzić. Znamy swoje oczekiwania, cieszymy się sobą póki możemy. Wiemy, że tych kilka kolejnych lat przyniesie nam wiele dobrego, a rozstanie będzie bezbolesne, bo pełne wzajemnego zrozumienia.
Warszawo, dziękuję, że jesteś i spędziłaś ze mną te dwa piękne i pracowite lata. Nie kocham Cię, ale uwielbiam. I niech tak pozostanie.
Autorem zdjęcia w nagłówku jest Maciek Cybulski, któremu mocno za udostępnienie dziękuję. Więcej pięknych zdjęć Warszawy jego autorstwa znajdziecie tutaj: https://www.flickr.com/photos/pattcatz/sets/72157625787672395/