W przeciwieństwie do większości mediów w Polsce, nie lubię pisać podsumowań zanim podsumowywany okres się nie zakończy (bo na ostatniej prostej zawsze wszystko może się odmienić przecież), dlatego to podsumowanie piszę już w 2020 roku.
Ostatnie dni minionego roku minęły mi pod znakiem grzebania w Excelu, podliczania swojego dorobku zawodowego i życiowego. Nie jestem zwolennikiem noworocznych postanowień, bo przecież kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata to jedynie umowne ramy czasowe. Ja swoje cele określiłem już parę miesięcy temu i sukcesywnie do nich dążę.
Kiedy rozpoczynał się rok 2019 nie sądziłem, że będzie to dla mnie tak ogromna karuzela. Wchodziłem w ten rok uporawszy się z kryzysem emocjonalnym i tożsamościowym, po pięciu latach depresji. Wydawało się, że będzie już spokojniej i dobrze. I o ile dobrze chyba było, tak spokoju za wiele nie zaznałem. Ale po kolei.
Przejście na swoje
To zdecydowanie najważniejsza dla mnie zmiana z minionego roku. Niespodziewana, nieplanowana, bardzo ryzykowna, ale w ostatecznym rozrachunku – udana. Nie skończyłem pod mostem, nie przymierałem głodem, a kiedy jakieś projekty zlecałem innym – mogłem płacić ludziom na czas. Coś, co w branży, w której się obracam jest czymś niestandardowym.
Nie będę też wchodzić w szczegóły tego jak to się wszystko potoczyło, ale w lipcu stanąłem przed wyzwaniem – szukasz nowej pracy albo robisz swoje. Bez oszczędności, bez marginesu błędu. Zaryzykowałem, bo czułem, że to jest ten jedyny moment w życiu, kiedy mogę spróbować stworzyć coś własnego, druga szansa może się nigdy nie pojawić. A jak się nie uda – poszukam pracy, ta furtka nigdy się nie zamyka do końca.
Miałem dużo szczęścia i dużo karmy do mnie wróciło, bo większość ludzi, z którymi pracowałem czy miałem jakkolwiek styczność zawodową bardzo mnie polubiła i doceniała moją pracę. To zaowocowało tym, że w pewnym momencie nie było tygodnia by ktoś się do mnie nie zgłosił oferując mi pieniądze za moje umiejętności, kompetencję i wiedzę. Tak zacząłem realizować swoje konsultacje dla influencerów, tak złapałem kilka zleceń produkcyjnych wideo, tak powiększyłem liczbę twórców, dla których pracuję jako menadżer, tak zacząłem pracować dla firmy Opiekun Bloga czy zrobiłem kilka szkoleń. Bycie dobrym człowiekiem i sumiennym pracownikiem większość życia się opłaciło. To jedynie zbudowało moje poczucie wartości oraz wiarę w to, że postawienie na swoje to dobry wybór.
Potem, kiedy kolejne miesiące udało się przetrwać przyszedł moment, kiedy zacząłem planować całokształt w dłuższej perspektywie. I od listopada planuję, knuję i zakładam sobie osiągalne cele. Dużo nowych projektów, dużo dobra. Nie mogę się doczekać wprowadzenia tego wszystkiego w życie. Pierwsze ogłoszenia już lada dzień.
Jestem wykładowcą!
W 2019 roku rozpoczęła się też moja kariera wykładowcy. Trochę niespodziewanie (dla mnie) na Collegium Civitas powierzono mi przedmiot Odpowiedzialne blogowanie. I choć pewnie wielu osobom wydaje się, że to banalnie proste, bo studenci i tak mają wszystko gdzieś i nie trzeba się przykładać, to ja podszedłem do wyzwania zupełnie inaczej. Chciałem młodym osobom przekazać nie tylko wiedzę, ale i etyczne wskazówki funkcjonowania w Internecie, ale i w życiu. Bardzo się bałem, że średnio mi to wyjdzie, albowiem nie mam wykształcenia pedagogicznego, przekazywanie wiedzy jest świetne, ale nie zawsze umiałem to robić w sposób właściwy i skuteczny. Bardziej intuicyjnie. A szkolenie studentów to zupełnie coś innego niż szkolenie marketingowców czy PR-owców, co już robiłem wielokrotnie.
Do każdego trwającego 90 minut wykładu (miałem ich kilkanaście w trakcie semestru) przygotowywałem się 3-5 godzin. Gdyby spojrzeć na ten projekt z perspektywy Excela i „opłacalności” to było to najmniej wartościowe zajęcie w tym roku. Ale ja miałem poczucie misji, chciałem przekazać dużo dobra młodym ludziom, którzy, jak się okazało, nie są tak negatywnie nastawieni do wiedzy jak wielu może się wydawać. Poznałem naprawdę chłonne, otwarte i kreatywne młode umysły i cieszę się, że wciąż z paroma osobami mam jakiś kontakt. A oni wiedzą, że mogą na mnie liczyć w każdej sprawie. Ponownie, bycie dobrym człowiekiem okazało się kluczem, ważniejsze niż bycie dobrym nauczycielem.
Blog
W związku z powyższymi zmianami zmieniło się mocno także oblicze tego bloga. Bo we wrześniu postanowiłem zmienić charakter tej strony. Przestała być blogiem, a stała się moją wizytówką, stroną firmową, na której dodatkowo znajduje się blog. Do tego stworzona została całkowicie nowa identyfikacja wizualna. Jestem strasznie dumny z tego projektu, wdzięczny dla Michała Osińskiego, który mi całość zaprojektował i wdrożył. Jestem nieobiektywny, ale uważam, że mam najładniejszego bloga w Polsce.
A co poza tym? W 2019 roku opublikowałem 81 tekstów, co jest jak na tak burzliwy rok bardzo zadowalającą mnie liczbą. Bloga w trakcie tych dwunastu miesięcy odwiedziło ponad 50 tysięcy osób (50 854 dokładnie), co uważam za znakomity wynik, zwłaszcza, że w samym grudniu było to ponad 6 tysięcy osób, a tendencja na koniec roku była mocno wzrostowa.
Samego bloga wciąż traktuję mocno hobbystycznie, bo pisanie o popkulturze sprawia mi przede wszystkim wielką frajdę. I to się raczej nie zmieni. Tak samo jest z moim Instagramem, aczkolwiek postanowiłem w tym roku podnieść nieco swoje umiejętności fotograficzne i postprodukcyjne, nauczyć się świadomie robić zdjęcia telefonem i chyba nieco mi się udało, zwłaszcza jak się zestawi ze sobą jak wyglądał mój profil w tym roku i w poprzednim:
Podróże
1 stycznia 2019 roku byłem pewien, że czeka mnie najbardziej wyjazdowy rok mojego życia. Miałem już w zanadrzu zaplanowany wyjazd do Włoch, konkretnie do Florencji i Pizy, który zrealizowałem w styczniu. Ale dalej miały być: Berlin, Szkocja, Gruzja, Barcelona, polskie góry.
Wspomniane wcześniej zawodowe zawirowania te plany pokrzyżowały, choć ponad połowa planu i tak została zrealizowana: w październiku spędziłem 4 wspaniałe dni w stolicy Niemiec, a trzy tygodnie później, całkiem niespodziewanie, pojechałem na 10 dni do Gruzji, co okazało się największą przygodą życia. Moja obszerna relacja z tego wyjazdu jest tutaj. Do tego dwukrotna wizyta w Wiśle oraz jednodniowy wyjazd w Góry Stołowe w grudniu, kiedy to wraz z przyjacielem wspiąłem się na Szczeliniec Wielki.
Jak pod tym kątem zapowiada się kolejny rok? Cóż, zaczynam z przytupem, bo kiedy czytasz te słowa właśnie odpoczywam w Neapolu (nie przyjeżdżajcie tu, serio). I staram się naprawdę wypoczywać, bo podróżowanie jako freelancer oznacza zabieranie pracy ze sobą. Kolejnych planów nie mam, wiele zależeć będzie od stopnia realizacji planów i rozwoju firmy. Ale mam sporo pomysłów: realizacja odkładanego od dwóch lat wyjazdu do Szkocji, powrót do Gruzji, kolejna wizyta w Barcelonie czy Berlinie, wyjazd do Anglii (to jest najbardziej prawdopodobne, bo byłby to wyjazd częściowo służbowy!). Jednak większość tych planów będę chciał realizować dopiero w drugim półroczu, by w pierwszym skupić się na prowadzeniu zajęć ze studentami oraz rozwijaniu biznesu. Jak wszystko pójdzie po mojej myśli to w drugim półroczu podróżować będę bardzo dużo. :)
Zdrowie
W tym aspekcie bywało różnie, bo poczułem się w najlepszej kondycji od dawna, grając regularnie w piłkę i sporo jeżdżąc na rowerze (od czerwca nie miałem karty miejskiej, jeżdżąc wszędzie właśnie rowerem). I wtedy też chciałem zacząć grać w piłkę jeszcze więcej, by złapać jeszcze lepszą formę. Pierwszy dodatkowy mecz, 4 lipca i… Starcie, po którym coś mi w nodze chrupnęło, czego dźwięk przeraził wszystkich współgraczy, a najmocniej mnie samego. Skręcony staw skokowy, skręcone kolano, a potem także poważniejsza diagnoza – naderwany przyczep więzadła przybocznego. Bolało fizycznie, ale przede wszystkim – bolało psychicznie, bo wiedziałem, że na boisko szybko nie wrócę. I nie udało się to aż do końca roku, mimo kilku spokojniejszych treningów i rehabilitacji ból powracał. Ale niebawem chyba uda się wrócić na spokojnie i odbudować formę.
Pewnie byłoby o to łatwiej, gdybym od września jeździł na rowerze regularnie, ale rower w sierpniu mi skradziono (raz jeszcze – szprychy Ci plecy złodzieju!). Więc pod kątem aktywności fizycznej drugie półrocze było zdecydowanie zmarnowane. Ale wtedy wydarzyło się coś ciekawego.
Po powrocie z Gruzji jakoś zaczęły mi przeszkadzać papierosy, więc nie mając żadnych planów rzucenia tego nałogu zacząłem w miarę naturalnie ograniczać tygodniową liczbę spalanych szlugów. Czy rzucę całkowicie? W tej chwili nie mam zamiaru, ale jest to niewykluczone. A udało się raz nie palić przez trzy dni, więc czemu nie mógłbym więcej?
Podobnie i w tym samym momencie miałem z alkoholem. Już od dwóch lat staram się nie pijać w tygodniu (zdarza się to bardzo rzadko), ale zwłaszcza w grudniu nie chciało mi się na spotkaniach z przyjaciółmi pić alkoholu. Bo niewiele mi wystarczało, by źle się czuć czy męczyć kolejnego dnia. Spróbowałem kilku piw bezalkoholowych lub popijałem sobie herbatki i strasznie mi się to spodobało. I chciałbym ten trend utrzymać. Bo przecież chodzi o to, by dobrze się czuć.
Zacząłem świadomie jeść mniej mięsa, wiedząc, że za kilka lat będzie to raczej coś niedostępnego, bardzo drogiego lub ekstrawaganckiego. Czas zacząć się oswajać z życiem bez niego. Wyeliminowałem z życia większość słodkich napojów (czasem się zdarza w kinie, wiadomo), w domu pijam kranówę, zmniejszając także zużycie plastiku. Drobne, małe zmiany, na moją małą skalę.
W czerwcu na nowo pokochałem kawę, i to bardzo. Właściwie, doszedłem do wniosku, że poprzednie 12 lat wcale nie piłem kawy. Ale tę historię opowiem innym razem!
Festiwale i koncerty
To był ciekawy rok, choć zupełnie inny niż poprzednie, w których skupiałem się właściwie wyłącznie na festiwalach. Na początku roku napisałem tekst o tym, że nie ma dla mnie tylu fajnych koncertów w Polsce co dawniej. Kilka dni po tym ogłoszono koncert The National na Torwarze. Kupiłem bilety niedługo po ogłoszeniu. Parę miesięcy później ogłoszono koncerty Apparat w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu oraz w katowickiej Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia. Do tego z Telefon Tel Aviv na supporcie. Długo zastanawiałem się nad zakupem biletów, ale ostatecznie postawiłem na Wrocław i nie żałuję absolutnie.
Z festiwali nie wszystkie plany się powiodły. Udało się być na jednodniowym Revive, choć wciąż nie mam przekonania czy jednodniowe wydarzenia powinno określać się mianem festiwali. Następnie był fenomenalny Tauron Nowa Muzyka (relacja tutaj) oraz niespodziewanie kolejny z rzędu Audioriver (relacja tutaj), na którym planowałem nie być w sumie. Planowałem za to obecność na Up To Date Festival, lecz pewna sytuacja rodzinna mnie z tego eventu wypisała. Tak czy siak, 56 festiwali w życiu mam obecnie na koncie i czas planować kolejne!
Muzyka
Ileż było pięknej muzyki w tym roku, ileż wspaniałych doświadczeń! To był tez najbardziej muzyczny rok w moim życiu od 2011 roku, kiedy to udało mi się przesłuchać 27 809 utworów, a niewiele zabrakło do pobicia wyniku z 2010 roku – 30 438 utworów. Ale i tak uważam wynik 30 041 za fenomenalny! Duża w tym zasługa faktu, że zacząłem pracować w domu, gdzie muzyka gra niemal nieustannie, a wynik psuły mocno podróże, więc akurat fajna rzecz, także nie ma co narzekać.
Niebawem przygotuję tradycyjne zestawienie najlepszych płyt za rok 2019. Poprzednie znajdziecie tu: 2018, 2017, 2016, 2015, 2014.
Filmy
W tym zakresie jeszcze nie wiem czy był to rok dobry czy bardzo dobry. Pod kątem liczby obejrzanych filmów prawdopodobnie średni, ale będę musiał wszystko podliczyć. Natomiast świetnie wyszło to wszystko pod kątem jakości, także kolejne, doroczne zestawienie najlepszych filmów szykuje się wspaniale. Wrócę z wakacji i wszystko przygotuję! Poprzednie znajdziecie tu: 2018, 2017, 2016.
Seriale
Pod kątem seriali to był dla mnie całkiem dziwny rok. Nie miałem za wiele czasu na śledzenie wielu szeroko mi polecanych nowości. „Watchmen” rozpocząłem niedawno, „Mandalorian” nie oglądałem bo czekam na legalną dystrybucję w Polsce, „The Boys” w kolejce, wiele innych w kolejce. Bardzo długiej kolejce. Ale wciąż obejrzałem dużo fajnych rzeczy: „Czarnobyl”, trzeci sezon „Mr Robot” (tak, wiem, jest już czwarty i ostatni), finałowy sezon „Gry o Tron” choć rozczarował to był ciekawym doświadczeniem społecznym, podobnie jak zresztą „Wiedźmin”.
Świadomie staram się unikać zbyt dużej liczby oglądanych seriali, więc omija mnie wiele dobrego niestety, ale nie mam zamiaru z tego powodu narzekać.
Gry wideo
Poprzednie lata mijały mi na graniu właściwie tylko w Fifę i tyle. Chciałem to wreszcie zmienić, więc rok 2019 zacząłem od mocnego uderzenia – „Detroit: Become Human„. Było to naprawdę wspaniałe doświadczenie, pełne emocjonalnych stanów, które dawno mi nie towarzyszyły przy graniu. Później rok stał pod znakiem rywalizacji w Fifę z przyjacielem, która była ognista i pasjonująca, a także kontynuowana po zakupie Fify 20. W tę jednak grałem znacznie mniej niż w poprzednie odsłony serii, co pozwoliło mi ten czas zagospodarować dla… „Jedi – Upadły Zakon„. Choć tytuł ten nie był pozbawiony wad i mocno momentami frustrował to dał mi masę frajdy. I na koniec roku zacząłem wymarzoną od dawna przygodę na dzikim zachodzie w „Red Dead Redemption 2”. Czekam na powrót do Polski, by cieszyć się tym dalej.
Ale w 2019 roku grałem nie tylko na konsoli, ale i na laptopie. Przez 3 miesiące, kiedy popsuta noga mocno mnie przykuła do siedzenia w domu, powróciłem po 6 latach przerwy do grania w Football Managera. No i przepadłem bardzo mocno, przypomniałem sobie jak ogromne to było dla mnie uzależnienie. I nie nadużywam wcale tego słowa, bo kiedyś byłem od dzieła Sports Interactive naprawdę uzależniony. Tym bardziej jestem dumny, że gdy postanowiłem rozwijać biznes to całkowicie się od tej gry odciąłem. Choć wciąż kusi…
W nowym roku chciałbym tak samo rozdzielić proporcje swojego ograniczonego na granie czasu na Fifę i inne tytuły i coś czuję, że to się uda.
Życie prywatne
Nie jest to blog, w którym dzielę się swoimi prywatnymi sprawami, więc nie chcę wchodzić w szczegóły, ale to był bardzo dziwny rok emocjonalnie. Pożegnałem na zawsze kilka bardzo ważnych dla mnie istot (nie tylko ludzkich). Przeżyłem kolejne rozczarowania ludźmi, ale i wzmocniłem więzi z osobami dla mnie najważniejszymi, wspierałem bliskich, którzy wsparcia potrzebowali oraz kilka relacji odnowiłem (dwa spotkania klasowe z ludźmi z liceum po kilkunastu latach jakiegokolwiek kontaktu). Umacniałem swoje wartości i priorytety, często stawiając także na siebie i swoje zadowolenie.
We wrześniu opublikowałem na blogu tekst, który trzymałem w szufladzie od 2014 roku, napisany w trakcie głębokiej depresji, a do którego publikacji pięć lat brakowało mi odwagi. Cieszę się, że spotkał się z dobrym odbiorem. Poczułem dużą ulgę publikując to, więc jak masz ochotę przeczytać to zapraszam tutaj.
I taki to był dziwny dla mnie rok. Pełen strachu, lęku, porażek i wyzwań, ale jednocześnie sukcesów, powodów do dumy. Na stabilizację przyjdzie pora. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Mnie zaś pozostaje jedynie podziękować, że jesteście tu ze mną, bez względu na okoliczności, wasze wsparcie daje mi siłę, by dalej przeć z optymizmem w przyszłość. No i życzę wam wspaniałego roku!
Jeny, 2020, kiedyś myślałem, że w tym roku to już będę całkowicie ustatkowany, a tymczasem wciąż daję się okraść w Neapolu. XD