Zapewne wiecie, że mam dość, nazwijmy to, NIETUZINKOWE, poczucie humoru. Wszystko to za sprawą oglądania w młodości wielu zabawnych filmów.
- „South Park”
- „Jay i Cichy Bob Kontratakują”
- „Poranek Kojota” i „Chłopaki nie płaczą”
- „Wożonko” Abelarda Gizy
- seria „American Pie”
No i cała seria „Strasznych Filmów”. To one kształtowały moje poczucie humoru: absurd, ironia, dystans w nich dominowały. Mój młody, chłonny umysł przyjął dominujący w tych filmach, często głupkowaty, rasistowski i szowinistyczny humor za panującą normę. Nie jest ona dla wszystkich zrozumiała, dlatego też często ludzie nie śmieją się z moich żartów. Bo nie wiedzą czy na serio żartuję.
Dość często, choć nie zawsze, są to również dowcipy autoironiczne, na przykład najbardziej rasistowskie żarty padają z ust czarnoskórych i tak dalej. Często ten humor, pod przykrywką niezbyt wysublimowanych żartów, ukrywa ciekawe spostrzeżenia na bieżące problemy społeczne. To też trochę jak w serii „Zapytaj Beczkę” Krzyśka Gonciarza, który pod przebraniem żartów o kupie stara się nauczyć młodych istotnych wartości.
Niby z wiekiem się z tych żartów wyrasta, ale nadal bawią całkiem nieźle. Ale nie miałem zbyt wielu oczekiwań po „50 twarzach Blacka”, czyli bezpośredniej parodii „50 twarzy Greya”, którego to filmu nawet nie widziałem. Jednak jednym z autorów scenariusza był Marlon Wayans, czyli Shorty z serii „Straszny Film”. Więc w sumie powrót do lat młodości. Ale czy to miało prawo mnie śmieszyć po kilkunastu latach?
Byłem przekonany, że nie. Formuła się wypaliła, ja jestem za stary, a twórcy z większości dowcipów wystrzelali się w zwiastunach. A oceny publiczności jeszcze mocniej wzbudziły moje wątpliwości – 3,9 na Filmwebie nie wróży najlepiej.
A jednak! Humor, owszem, często mocno prymitywny, jednak w kilku miejscach świetnie wysmakowany, zaś gagi zaprezentowane w trailerach były w zasadzie jednymi ze słabszych. W sumie to chyba wiem z czego to wynika. Humor w tym filmie należy podzielić na dwa typy: sytuacyjne i dialogi. I te sytuacyjne (czyli walnięcie głową w drzwi choćby) są najsłabsze i najlepiej prezentują się w trailerach. Najlepsze są dialogi, nawiązania do popkultury, Donalda Trumpa i wszystko to, co w zwiastunie by przynudzało.
I jasne, nie jest to film wybitny, a momentami wręcz żenujący (co za nastolatka potrafiło bawić), jednak jest w scenariuszu kilka wybitnie zabawnych dialogów, po których parskałem głośnym śmiechem na salę kinową. A chyba dla śmiechu na komedie do kina się chodzi, prawda?
I na sam koniec ciekawostka. Minęło już trochę czasu od premiery filmu, spodziewałem się więc pustej sali w kinie. Tłumów może nie było, ale zaskoczyło mnie to kto mi towarzyszył w trakcie seansu. Trzy nastolatki, które pewnie to wszystko mocno bawiło (w filmie przewinął się pindol, a wiadomo jak młode kobiety reagują na ich widok – jak młodzi chłopcy widząc sutki). A poza nimi na sali była jeszcze starsza para, na oko bliżej wieku siedemdziesięciu lat niż sześćdziesięciu. Po seansie zerknąłem w ich kierunku, lecz zamiast grymasu żenady widziałem jedynie szczere uśmiechy. Jeny, też chcę chodzić na takie filmy jak będę stary! :)