Drugi rok z rzędu miałem przyjemność uczestniczyć w Intel Extreme Masters, czyli światowych finałach w turnieju ESL w Counter Strike: Global Offensive, Starcraft II oraz League of Legends. Większy rozmach, większe oczekiwania i wielka porcja wrażeń.
O ile rok temu jechałem bez żadnych oczekiwań, całkowicie nieświadomy skali zjawiska i imprezy tego typu, tak w tym roku wiedziałem czego się spodziewać. Co nie znaczy, że było tak samo.
Mógłbym narzekać na parę zgrzytów organizacyjnych, lecz jestem całkowicie świadom tego, że ciężko jest dobrze zaplanować imprezę na 100 tysięcy osób, a tylu gości spodziewali się organizatorzy. Mimo wszystko, było bardzo dobrze. Choć rozdzielenie lokalizacji na katowicki Spodek oraz sąsiadujące Międzynarodowe Centrum Kongresowe sprawiło, że było znacznie więcej chodzenia (w oba dni weekendu zrobiłem dwukrotność średniej normy kroków). Dzięki temu wielki tłum został umiejscowiony na większej przestrzeni – było bezpieczniej i nieco wygodniej.
Co osobiście mi się nie podobało, to położenie dużego nacisku na League of Legends (choć zupełnie rozumiem tę decyzję). Oglądanie w sobotę ćwierćfinałów oraz półfinałów Starcrafta (w moim przypadku) czy CS (w przypadku Polaków kibicującym Virtus.Pro) w MCK na zaimprowizowanej scenie dawało znacznie mniej przyjemności niż te same rozgrywki na trybunach Spodku. Dobrze, że chociaż finały odbyły się w centrum zamieszania.
Finał CS’a był świetną rozgrywką, oglądało się to naprawdę nieźle. Dwie szwedzkie ekipy wielokrotnie zmieniały wynik na swoją korzyść, wzbudzając gorącą atmosferę wśród publiczności. Ostatecznie zwyciężył zespół Fnatic, który dzień wcześniej pokonał polskie Virtus.Pro. Byłem w mniejszości, która im kibicowała, ponieważ nikt nie mógł im wybaczyć pokonania naszych rodaków. I byli bardzo bliscy porażki.
Finał Starcrafta, czyli dla mnie najważniejszej gry na IEM srogo zawiódł. W głowie wciąż miałem legendarną potyczkę finałową SoS i CJ Hero z poprzedniego roku. Niestety, zwycięzca z ubiegłej edycji (SoS) nie dostał się do katowickich finałów, zaś Hero niespodziewanie odpadł w ćwierćfinale. Ostateczny pojedynek, ze względu na podobną strategię zawodników, był momentami bardzo nudny. Ostatecznie zwyciężył Zest, podobno bożyszcze wszystkich Azjatek.
Postanowiłem dać szansę LoL, zrozumieć ten fenomen. Obserwowałem z trybun pierwszą grę, pytałem Kubę o zasady, lecz ostatecznie… Usnąłem. I postanowiłem ustąpić swoje miejsce komuś, kto bardziej się z niego ucieszy. Udałem się na zaplecze do pressroomu, gdzie w spokoju mogłem oglądać rozgrywkę na ekranie telewizora.
Ale IEM to nie tylko oglądanie najlepszych graczy na świecie w akcji, ale i masa atrakcji wokół. Z moich ulubionych – zjazd food tracków. A ponadto, Korwin. A już całkiem serio, masa sprzętu. Mimo, że porzuciłem peceta i przerzuciłem się na konsolę, krążyłem między stoiskami z kartami graficznymi, nowymi monitorami czy innowacyjnymi technologiami Intela (granie na trzech monitorach 4k, czyli 12k – wow!). Na chwilę założyłem też na głowę Oculus Rift, lecz po trzydziestu sekundach musiałem zdjąć z głowy to ustrojstwo. W głowie kręciło mi się aż za bardzo. Nie wiem czy to kwestia świetnej imprezy integracyjnej, czy też samej technologii, ale wolałem nie ryzykować.
Fajnie podziwiać ten cały świat gamingu i jego znaczącą rolę w dzisiejszej rozrywce. Może i większość tłumu stanowią osoby niepełnoletnie, co wielu zaskakuje, i wzburza („dokąd zmierza ten świat!?”), lecz spójrzmy prawdzie w oczy – dekadę temu zainteresowanie grami było równie wysokie. Nie było jednak Internetu, nie było rozwiniętego esportu, więc mało kto brał to zjawisko na poważnie. Gdybym dziś miał te 10 lat mniej to sam pewnie bym chętnie jeździł na tego typu eventy i przeżywał je dokładnie tak samo jak dzisiejsze dzieciaki.
Z Katowic wróciłem późną nocą, ale bardzo zadowolony. Skala imprezy, mimo kilku niedociągnięć udowadnia malkontentom, że gry komputerowe to coś więcej niż granie w gierki na kompie. To zjawisko i ewolucja rozrywki. 100 tysięcy osób na terenie imprezy, nawet milion osób oglądających finały przez Internet. To więcej niż kilka kolejek polskiej piłkarskiej Ekstraklasy. A to wciąż młody sport.
A na moim kanale YouTube znajdziecie kilka filmów z wydarzenia.
Tutaj nieco większa galeria zdjęć: