Ten tekst miał w ogóle nie powstać. Nie spodziewałem się, że impreza gamingowa może mnie zachwycić. Cóż, lubię się mylić w takich kategoriach. Intel Extreme Masters w Katowicach pokazał mi nowe oblicze gier komputerowych i wskrzesił we mnie dzieciaka sprzed dziesięciu lat – gracza.
Kiedy dostałem zaproszenie od Intela wahałem się. W końcu planowałem spokojny weekend, masę snu i odpoczynek. Jednak uznałem, że wyśpię się w grobie, a impreza tej rangi będzie ciekawym doświadczeniem. Poza tym miał być open bar, a to zawsze dobry argument na wyjazd w nawet najdalszy zakątek świata.
Niewiele wiedziałem o IEM wcześniej, o scenie e-sportu również. Spodziewałem się jednego z największych wydarzeń tego typu i nie myliłem się, przerosła mnie jedynie skala tego wszystkiego. Dziesiątki tysięcy osób kibicujących żarliwiej (i przynajmniej kulturalnie) niż fani futbolu. Jakieś 80 procent to oczywiście pryszczate nastolatki, ale jest też masa dojrzałych osób w tym środowisku. A takim pryszczatym dzieciakiem grającym w Counter Strike’a sam przecież kiedyś byłem.
Właśnie, gry. W CS’a grałem jako gimbus, grają w niego dzisiejsze gimbusy i… Dorośli na tego typu mistrzostwach, gdzie za zwycięstwo zgarnia się jakieś setki tysięcy dolarów. Gdzie w życiu popełniłem błąd? Poszedłem do liceum, o to chodzi? Jest jeszcze Starcraft II. Ja tam zatrzymałem się na Brood War, ale specyfika gry pozostała ta sama. Ale jak oglądam profesjonalistów wykonujących setki operacji w ciągu minuty to wymiękam.
A na koniec… LoL. Czyli League of Legends. Nie rozumiem i nie chcę zrozumieć, musiałbym się cofnąć do gimnazjum by to zrozumieć. To ja jednak zostanę przy blogowaniu. W każdym razie to ten tytuł cieszył się największym zainteresowaniem ludzi zgromadzonych w Spodku. Bo gimbusy.
Oczywiście wokół tego sportu kręci się gruby hajs. Sponsorzy nie żałują pieniędzy na wspieranie zawodników. Gdy ujrzałem pro gamerów, moim pierwszym skojarzeniem była Formuła 1. Te stroje z miliardem logo sponsorów, koszulki polo z nickami z gier. Hajs tu kręci się nieźle, a zapowiada się, że będzie jeszcze lepiej…
Stąd nie dziwi ilość stoisk, które wystawione były na imprezie. W tym… Bolid F1 z symulatorem. Mnie jednak interesowały żadne karty graficzne, dyski twarde i kości pamięci, a stoiska gdzie można pociąć w Pro Evolution Soccer, jedyną grę, w którą gram regularnie. Wyzwałem na pojedynek kilku młodych graczy i… Cóż, chyba zmarnowałem swój talent bo ledwo dawałem im radę.
Co jeszcze… Aha, oprawa całej imprezy. Epicka. Przypomina nieco galę boksu, gdzie prezenter wprowadza tłum w ekstazę. Komentatorzy potrafią godzinami rozmyślać nad aspektami Counter Strike’a czy StarCrafta, o których nigdy bym nie pomyślał. To było znacznie ciekawsze niż słuchanie Szpakowskiego opowiadającego po raz setny to samo.
Skala zjawiska, jakim jest e-sport, mocno mnie zaskoczyła. Jechałem nastawiony mocno sceptycznie, nie wiedząc czego się spodziewać. Cała atmosfera jednak obudziła we mnie gimbusa, który wiele lat temu marzył o życiu z grania na kompie. Tylko uznałem, że to bez sensu, bo w tej branży nie ma ładnych dziewczyn. I tutaj też się pomyliłem… Do diaska…
Kiedy robimy ustawkę na PESa lub Starcrafta?