Gdy studiowałem politologię jeden z wykładowców bardzo mocno wpajał nam, najbardziej świadomym w zakresie polityki osobom, że głosowanie to nasz obowiązek. Cóż, ja go nieco zaniedbałem.
Trochę tego teraz żałuję. Od ukończenia studiów i przeprowadzki do Warszawy minęły już niemal trzy lata. Od kiedy tylko uzyskałem pełnoletniość, a co za tym idzie czynne prawo wyborcze, ochoczo brałem udział we wszystkich wyborach. Nawet na jakiś czas zaangażowałem się w politykę, z czego jednak szybko się wycofałem. Jednak traktowałem długo głosowanie jako obowiązek, nawet kiedy mieszkałem już w Warszawie. Potem wprowadzono możliwość głosowania korespondencyjnego, co ułatwiło sprawę – nie musiałem za każdym razem jeździć do Gdańska, by zagłosować.
Sęk w tym, że ani razu nie głosowałem korespondencyjnie. Odpuściłem trzy ostatnie głosowania: do Parlamentu Europejskiego, samorządowe oraz prezydenckie. Chciałbym zagłosować w drugiej turze, lecz wniosek o głosowanie poza miejscem zameldowania można było składać do 27 kwietnia. Ale dlaczego nie głosowałem?
Edit:
Ok, podobno można było zgłosić się do głosowania w drugiej turze również do 18 maja. Cóż, oficjalna strona PKW wprowadziła mnie w błąd.
Nie chciało mi się
Ostatnich kilka lat nauczyło mnie, że znacznie więcej zależy ode mnie i ciężkiej pracy niż jakiejkolwiek partii, a tym bardziej jakiegokolwiek prezydenta, którego rola w kształtowaniu realnej rzeczywistości jest nikła. Owszem, państwo nie ułatwia mi ciężkiej pracy, mógłbym narzekać, ale jakoś nie sądzę, by inna opcja polityczna zaczęła usuwać kłody rzucane nam pod nogi. Umiesz liczyć – licz na siebie.
Biurokracja
Co zaś za tym idzie, kiedy mam do wyboru poświęcić się pracy lub stać w kolejce do urzędu, chcąc umożliwić sobie głosowanie poza miejscem zameldowania – wybieram pracę. Płacenie podatków to moim zdaniem najwyższa forma patriotyzmu, a więcej pracując więcej zarobię dla swojego pracodawcy, a to przełoży się na wyższe podatki. Proste, prawda? I wiem, można prościej, ale po prostu mi się nie chciało.
Polityka mnie znudziła
Pamiętam czasy, kiedy byłem z polityką krajową na bieżąco i trochę mnie to rajcowało. No, ale była to też w zasadzie konieczność, jako pilnego studenta politologii. Ale to było dawno temu. Teraz totalnie nie wiem co jest głównym tematem debaty publicznej, bo wiem, że to głównie tematy zastępcze. Prawdziwe życie jest wokół Ciebie – Twoja praca, sprawy prywatne, pasje. Tym wolę się zajmować niż napierdalanką polityków.
Plebiscyt, nie głosowanie
Media przypisują wyborom prezydenckim znacznie wyższą wagę niż ma to miejsce w rzeczywistości. Kandydaci obiecują rzeczy, które obejmując urząd prezydenta leżą zupełnie nie w ich gestii. Robi się z tego konkurs popularności, nie wybór najlepszego kandydata na stanowisko prezydenta. W ostatnich wyborach parlamentarnych srogo się zawiodłem w momencie, kiedy kandydat na posła, którego znałem, szanowałem i wiedziałem jak wiele zdziałał nie wszedł w struktury Sejmu, ponieważ wyżej na liście partyjnej znalazła się osoba ze znanym nazwiskiem. Spoza świata polityki.
Jestem głupi
Mimo wszystko, bardzo żałuję, że wniosku o głosowanie korespondencyjne nie złożyłem. Niestety, wycieczki do Gdańska nie mogę sobie w najbliższy weekend zorganizować, dlatego znowu, niestety, nie zagłosuję. Niestety, ponieważ zaniedbuję w ten sposób demokrację, której nasz kraj przez wiele lat nie miał, a która, choć kulawa, jest bardzo cenna. Poza tym, jestem politologiem, więc powinienem świecić przykładem i budować wyborczą frekwencję.
Nie będę Ci mówił na kogo głosować, sam powinieneś to wiedzieć, lecz mogę Cię namawiać, byś nie popełniał mojego błędu i poszedł do urny w najbliższą niedzielę. Być może to nie zmieni Twojego życia, ale da Ci prawo narzekania na władze. Ja, odmawiając udziału w wyborach, pozbawiłem się tego prawa.