Mam w życiu wiele talentów, przyznam nieskromnie. Czasem mam jednak wrażenie, że przyznano mi je kosztem innych przydatnych umiejętności.
Partnerem publikacji jest marka BGŻ BNP Paribas
Zacznijmy jednak od tego, co wychodzi mi całkiem nieźle. Zresztą, kiedy wychodziłem z depresji zdanie sobie sprawy z własnej wartości było dla mnie dość istotnym krokiem. Z udawanej skromności ograniczę się jedynie do stu rzeczy. No dobra, trochę mniej, robienie sobie laurek do moich talentów akurat nie należy.
Moje supermoce
Orientacja w terenie. Gdy miałem kilka lat nie prosiłem na urodziny o figurki Power Rangers. Zamiast tego wybierałem mapy i plany miast, które później rozkładałem na dywanie (w mapę!) i jeździłem palcem po mapie. Nie spodziewałem się, że te zabawy rozwiną w moim umyśle doskonałą orientację w terenie obcym, co z kolei przydaje się w nieznanych miejscach. W każdej niemal podróży to ja robię za przewodnika i wytyczam trasy. I inni mi w tym mocno ufają. To jest spora odpowiedzialność, ale zupełnie mi ona nie ciąży w trakcie urlopu – ba, poznając plany miast dobrze mi się wypoczywa. Dlatego po czterech wizytach w Berlinie umiem się po nim poruszać już bez mapy.
Błyskotliwość. Ten talent wykorzystuję przede wszystkim do wymyślania nieśmiesznych żartów „w locie”. To znaczy – ktoś coś mówi, a ja potrafię w ułamku sekundy przeanalizować jego wypowiedź, połączyć z milionem kontekstów, dorzucić do tego jakąś grę słów, rymowankę i dowcip gotowy. Podobno w jednym przypadku na sto nawet śmieszny. To już jest coś. Błyskotliwość jednak idzie w parze z kolejną cechą, która jest u mnie na, wydaje mi się, całkiem niezłym poziomie.
Kreatywność. Ta przydaje mi się nie tylko w pracy, prowadzeniu bloga, ale i w życiu. Generalnie mój mózg przyjmuje i analizuje tyle treści (służbowo i prywatnie), że gdzieś te wszystkie pojedyncze kawałki magazynuje, a jak przyjdzie potrzeba, składa je w pełny obrazek, niczym puzzle. Dzięki czemu w pracy przyda mi się czasem wiedza ze świata komiksów, a w życiu prywatnym umiejętność zarządzania budżetem. I nie chodzi wcale o kreatywną księgowość!
Pisanie. To wiąże się z powyższymi, ale też z długą praktyką. Nigdzie jeszcze tego nie napisałem oficjalnie, ale wielu osobom opowiadam swoje spostrzeżenie z dawnej pracy dziennikarza. Jakoś w gimnazjum wymyśliłem sobie, że w życiu będę dziennikarzem. Zacząłem pisać w gazetkach szkolnych, zakładałem pierwsze strony internetowe (deftones.pl!), blogi (tego lepiej nie klikajcie!) i pisałem do serwisów, na przykład kicker.pl czy transfery.info. Wszystko po to, by nabierać warsztatu i doświadczenia. Potem, w trakcie studiów nawet przez rok pracowałem jako dziennikarz. Jakiś czas temu analizowałem swoje dawne teksty i w niemal każdym… popełniałem mnóstwo błędów – odchodziłem w ostatnim akapicie od opisywania faktów do prezentowania własnej opinii. Okazuje się, że od początku powinienem być blogerem, ale kiedy w gimnazjum sobie wymyśliłem zostanie dziennikarzem to zawodu blogera jeszcze nie było. :)
Organizacja czasu. Część znajomych mawia o mnie Człowiek-Kalendarz. Układając sobie dokładnie plan dnia w kalendarzu iCloud (najwygodniejszy i nikt mnie nie przekona do zmiany) wpisuję sobie nie tylko obowiązki, ale i przyjemności, pozostawiając delikatny margines błędu na to, że granie w Fifę przedłuży się o „tylko jeszcze jeden mecz”. Albo Netflix dziwnym dziwnym zbiegiem okoliczności odpali jeszcze jeden odcinek. Nie wiem jak to się dzieje, ale czasem się to zdarza każdemu, nie? Moja organizacja czasu stała się niemal legendą i czasem ktoś mnie pyta „ej, kiedy byłeś u nas w Krakowie rok temu, bo wzięliśmy wtedy kota i nie wiemy kiedy jest rocznica”. Ja wiem.
Zresztą, zobaczcie jak wyglądał mój przedostatni weekend:
Gra w piłkę. Okej, zaraz znajdzie się ktoś, kto zakwestionuje ten fakt, ale nie zmieni to mojej nadziei na to, że jeszcze pojadę na mundial. A tak poważniej to wbrew pozorom (czyli moim gabarytom) kopię całkiem nieźle i sprawia mi to chyba największą frajdę w życiu.
Na tym lista w sumie się nie kończy, ale nie ma co się rozdrabniać, a przecież życie nie jest usłane samymi talentami, bo mam jeszcze długą listę umiejętności, na które się nie załapałem.
Nie wszystko w życiu można umieć
Rozmowy przez telefon. Nie wiem czy to kwestia ograniczonego zaufania do ludzi czy po prostu wstyd przed kompromitacją, ale jeśli coś może być załatwione przez maila to wolę tak niż rozmawiać przez telefon. Do maila, można spokojnie wrócić, przeanalizować i nie trzeba wchodzić w interakcję z innymi ludźmi. Jak dobrze, że można już pizzę zamawiać przez Internet!
Majsterkowanie. Myślę, że wystarczy tutaj informacja o tym, że od roku nie mam w mieszkaniu wieszaka na kurtki, ponieważ stary się popsuł, trzeba nowe dziury w ścianie wywiercić i… jakoś tak odkładam to już od ponad roku.
Unikanie złamań. Średnio co (niecałe) pięć lat mam jakieś złamania. Dwa z nich kończyły się operacjami i bardzo przykrymi konsekwencjami: do końca życia obie moje ręce nie będą w pełni sprawne (ale spokojnie, pisać wciąż mogę). I nie jest to kwestia słabych kości, a tego, że jestem po prostu fajtłapą i ciamajdą.
Zakupy. I tutaj zatrzymam się na dłuższą chwilę, bo to dość skomplikowana kwestia. :D
Nie umiem w zakupy
Moje zakupy podzielić można na dwa rodzaje: rzeczy, które kupić chcę i rzeczy, które kupić muszę. I o ile do tych pierwszych przykładam się bardzo i podchodzę do nich pragmatycznie, analizując krok po kroku wszystkie za i przeciw (telewizor, komputer, ukochane płyty), tak przy przedmiotach, które kupić muszę… No, różnie to wychodzi. Na przykład przez rok nie umiem kupić wkrętów do przymocowania wieszaka w mieszkaniu. :D
W ostatnich dniach opisałem wam na Facebooku dwie historie związane z moimi zakupami. Pierwsza z nich wiąże się z moją chęcią pomagania innym bardziej niż sobie:
Druga z kolei to wspomnienie nawyku kupowania płyt:
Dzisiaj czas na historię numer trzy. Ta jest z gatunku tych zakupów, które zrobić muszę (no bo kto to widział jesienią bez szalika chodzić!?), ale nie wiem jak się za nie zabrać. Dlatego też was poprosiłem miesiąc temu o pomoc w znalezieniu szalika idealnego. Udało się, ale nie wyobrażam sobie, że miałbym iść do galerii handlowej i zmarnować tyle czasu.
W ogóle kupowanie ubrań to coś, w co nie umiem najbardziej. Po co wydawać pieniądze na czwartą parę skarpet, skoro mam już trzy? :D (Tak na serio to mam ich nieco więcej, spokojnie) Dlatego, mimo tego, że miesiąc temu skończyłem 29 lat to wciąż najczęściej ubrania kupuje mi mama (i brat, bo robi w branży odzieżowej, więc się zna, podobno). Dla mnie kwestia ubioru zawsze była drugorzędna i póki jest co na siebie nałożyć, nie narzekam, choćby to było dziurawe, poszarpane i było w odpowiednim rozmiarze (ale 10 lat i 30 kg temu). Czasem jednak KUPIĆ MUSZĘ, a wtedy jest ciężko. No, ale mogę wtedy liczyć na mamę. Albo na was, tak jak było z tym szalikiem.
Zakupy z garścią bonusów
A jeśli zastanawiacie się wciąż #coztąkurą to pędzę z wyjaśnieniami.
Generalnie robienie zakupów jest coraz łatwiejsze, nawet dla mnie, i coraz bardziej się opłaca. Na przykład mając konto i aplikacje banku BGŻ BNP Paribas. Zakładając Konto Optymalne i korzystając z nowej aplikacji można otrzymywać za każdą płatność mobilną 1 zł w bonusie. Bo wiecie, #aplikacjąsięopłaca. Starczy wam idealnie na bułkę z serem. Miesięcznie można zyskać nawet 25 zł, wystarczy na jakąś oryginalną płytę – wciąż można znaleźć w sklepach wiele rarytasów w koszyku z przecenami. Rocznie daje to 300 zł dodatkowych środków na zakupy. Na przykład szalik, który mam ja, ba, nawet na dwa takie! Dla Ciebie i kogoś bliskiego, albo – może podarować osobie bezdomnej? Jak ja dawniej bułkę z serem…
Konto Optymalne to też wiele innych korzyści – darmowe prowadzenie konta, darmowa karta debetowa i wypłaty z bankomatów (a to coraz rzadziej spotykana sprawa…). Zresztą, więcej przeczytacie na stronie internetowej banku, o tutaj. I można śmigać robić dalsze zakupy – założę się, że nie macie jeszcze świątecznych prezentów! Może za kilkanaście miesięcy okaże się, że robienie zakupów to mój nowy talent. :)
PS. Strasznie się jaram, że biorę udział w tej kampanii obok innych blogerów, których podziwiam i czuję się lekko zawstydzony tym faktem! Zobaczcie jak oni sobie poradzili: Szczesliva, Mamy Gadżety (jeszcze sobie nie poradziła, ale urodziła się 15 października jak ja, więc jak już się doczekamy to…), Paula Jagodzińska i the last, but not least – Michał Górecki. :)
PS2. Jaram się też, że to właśnie Paribas, które pamiętam ze szczenięcych lat oglądania turniejów Rolanda Garrosa, którego ta marka jest sponsorem. <3