Mój debiut w telewizji

Podobno wystąpienie w telewizji jest krokiem milowym w karierze każdego blogera. Ja tam nie wiem, bo mój ostatni debiut na pewno nie był przełomowym momentem. Ale to z pewnością ciekawa przygoda.

Osobiście nigdy nie marzyłem o pokazaniu swojej japy w szklanym ekranie. Ja wiem, że fejm i w ogóle, ale mnie jakoś na tym nie zależy (ta skromność jest tylko trochę fałszywa). Ba, równo tydzień wcześniej inna telewizja chciała mnie zaprosić do swojego programu, ale odmówiłem. Dlaczego?

W jednej z książek Tomka Tomczyka autor opisywał zdroworozsądkowe podejście do goszczenia w telewizji. Pójść dla samego pokazania swojej facjaty? Nie, to nie dla mnie. Ja byłbym gotów wziąć udział jedynie w programie, gdzie czułbym się kompetentnym mówcą. Tydzień wcześniej chcieli, bym opowiedział jak zdobyć sławę w Internecie. No i widzicie, gdybym znał ten tajny przepis, to zapewne już dawno byłbym sławny. A nie jestem, więc nie czułbym się dobrze opowiadając o tym innym. Podziękowałem. Teraz jednak sam temat był znacznie ciekawszy i bliższy mym uczuciom – muzyczne festiwale.

1

Ale skąd w ogóle się tam wziąłem? I tutaj pewnie wielu z was rozczaruję – to całkowity przypadek. Szukali kogoś kompetentnego do rozmowy o festiwalach w programie „Świat Się Kręci”, zadzwonili do przyjaciela, lecz ten nie czuł się na siłach, by stanąć przed telewizyjną kamerą i zasugerował mnie. Zadzwonili więc do mnie, a ja… Początkowo byłem dość sceptyczny. Scenariusz zakładał omówienie sześciu festiwali, z czego jedynie w dwóch uczestniczyłem (Open’er oraz Off), a o trzecim miałem całkiem dobre pojęcie (Orange). Co miałbym do powiedzenia o reszcie? No nic.

3

Na obcym polu, mówić do szerokiego grona (program ogląda do 2 milionów widzów, emitowany jest tuż przed głównym wydaniem Wiadomości), na tematy, o których nie za bardzo ma się pojęcie – nadal średnio to widziałem. Zasugerowałem więc, by napomknąć dodatkowo o innych festiwalach (Audioriver oraz Tauron Nowa Muzyka), co udało się przemycić do scenariusza. Dodatkowo, miałem mówić nie tyle o samych festiwalach, co o ich charakterze. No to ok, na takie warunki mogę przystać – zgodziłem się.

IMG_4352

Trzeba było się jako-tako ubrać, co było dla mnie nie lada wyzwaniem. Chyba wyszło całkiem spoko, nie było widać, że nie należę do grona szczęśliwych posiadaczy żelazka. Potem, tuż po pracy, pojechałem na Woronicza, musiałem znaleźć odpowiedni budynek. Byłem ciekaw jak funkcjonuje od środka realizacja takich znanych programów. Okazuje się, że pracuje nad nim dobrych kilkadziesiąt osób, od pani, która wita wszystkich gości i prowadzi do charakteryzatorni, przez fryzjera, panię podającą kawę, multum operatorów i montażystów, aż po głównego prowadzącego, a był nim tego dnia Maciej Kurzajewski.

Wszystko jest również precyzyjnie rozplanowane, wszędzie na drzwiach i ścianach rozklejone są karteczki z zadaniami oraz kto jest za nie odpowiedzialny. Wokół kręci się dużo osób: osoby z widowni, wszyscy goście, producenci, realizatorzy… Wielkie poruszenie, zegar odliczający do transmisji na żywo… Gdy zasiadłem wśród publiczności Maciek Kurzajewski podszedł, jak to gospodarz czegokolwiek ma w zwyczaju, i powitał. Widząc jednocześnie jak bardzo jestem zdenerwowany, rzucił „Pamiętaj, wszystkie Maćki to fajne chłopaki.” Jak to czytacie, zapewne stwierdzicie, że to suche, banalne i w ogóle co za typ. Ale uśmiech, pewność siebie i pozytywne nastawienie prowadzącego podziałało na mnie… Motywująco. Stopniowo cały stres ze mnie schodził. Czasem takie drobne gesty bywają bardzo pomocne. Jakkolwiek głupio nie brzmią.

2

I machina rusza. Wszystko wykalkulowane co do sekundy. W głowie powtarzałem sobie wcześniej przygotowane wypowiedzi, słuchałem przedmówców, aż w końcu i mnie przyszło zasiąść do stołu. I doznałem szoku, bo czułem się całkiem swobodnie, mimo obecności tylu kamer. Spodziewałem się kompletnego paraliżu i jąkania się, co nie raz mi się zdarzało (zwłaszcza na wystąpieniach publicznych), a w studio (i to na żywo!) czułem się jak ryba w wodzie.

Wielu z was stwierdziło po programie, że mój rozmówca, Robert Sankowski z Gazety Wyborczej, za bardzo się w rozmowie narzucał i nie dawał mi dojść do głosu. Możliwe, ale sam też o ten głos za mocno nie zabiegałem, bo i tak rządził prowadzący. Czasu mieliśmy mniej niż zakładaliśmy, zbyt wiele do omówienia, no i jakoś tak wyszło. Jednak niesamowicie się cieszę, że udało się wspomnieć o sugerowanych przeze mnie festiwalach. Wszystko trwało zaskakująco szybko, nagle zaczął się za naszymi plecami występ (w trakcie którego wrzuciłem Snapa, co zarejestrowały kamery):

IMG_4374

I… Poproszono nas o opuszczenie studia. I można było iść do domu. Można by rzec, iż było to dosłownie „pięć minut sławy”. Sławy, której jakkolwiek nie odczułem ani ja, ani Google Analytics zliczający wejścia na bloga. Ruch ledwie lekko drgnął. Ale nic to, i tak uważam, że było to ciekawe doświadczenie. Byłem w telewizji nie dla samego faktu pokazania mordy, ale by powiedzieć coś mądrego, i nawet mi się to udało. Nawet się nie zbłaźniłem (poza niezależną ode mnie wpadką z mikrofonem) Dlatego debiut uważam za udany.

Całość obejrzeć można tutaj. Ja wchodzę w 37. minucie. Cały (niemal) na biało.

PS. Dzięki za wszystkie trzymane kciuki!

Partnerzy Troyanna