Moje ukochane kobiece głosy

Kontynuuję, a jednocześnie kończę swoją serię tekstów poświęconych wokalom, które opętały moje serce. Dziś czas na kobiety ze świata.

Czwarty tekst tej serii, którą chciałem zrealizować od lat, a w której mogę poświęcić dużo czasu artystkom, które uwielbiam i kocham. Ok, może niekoniecznie je same (choć w paru się podkochiwałem), lecz ich talenty wokalne. Polska lista kobieca nie była zbyt obszerna, zresztą lista męskich głosów z Polski także. Natomiast już tworząc listę ulubionych męskich głosów spoza Polski mogłem się wyżyć, umieszczając na niej aż dziewiętnastu bardzo ważnych dla mnie artystów. Podobnie będzie w przypadku głosów żeńskich – umieściłem na tej liście 17 wspaniałych artystek.

Na wstępie przypomnę jedynie, że całe zestawienie ma formę zabawy i jest całkowicie subiektywne. Na liście znalazły się głosy, za którymi podążam od kilkunastu lat na koncerty, które słyszałem wyłącznie w domowym zaciszu. Ale takie, które podziwiam za talent, brzmienie i umiejętność posługiwania się swoim głosem. Niezależnie od tego czy są wciąż aktywne artystycznie (większość na szczęście tak), czy zostały nieco zapomniane. Artystki doceniane powszechnie, ale i bardziej niszowe, do których mam zwyczajnie słabość.

Jednocześnie, przygotowałem specjalną playlistę z moimi wybrankami, na której umieściłem po dwa utwory każdej z nich. Starałem się wybierać takie, które są reprezentatywne i najpełniej prezentują skalę ich talentów. Oto i ona:

A teraz już, bez zbędnej zwłoki, lecimy z tematem.

Beth Gibbons

Głos absolutnie porywający i w dużej mierze stojący za sukcesem Portishead. Grupa z Bristolu, często porównywana do Massive Attack, która miała również wspaniałe kompozycje i doskonałą warstwę dźwiękową, ale wokale jedyne gościnne. A głos Beth poniósł Portishead na szersze wody. Jak dziś pamiętam też jak doskonale on brzmi na żywo – na koncercie w trakcie słowackiego festiwalu Pohoda tłum był tak poruszony tym dźwiękiem, że wśród tłumu panowała zgodna, przypominająca trans, cisza.

Natasha Khan

Brytyjka z pakistańskimi korzeniami od kilkunastu lat zachwyca brzmieniem swojego głosu, który nic nie traci na swojej wartości, o czym mogliśmy się przekonać po wydaniu w 2019 roku płyty „Lost Girls”. Na żywo może nie zrobił takiego wrażenia, choć podejrzewam, że to kwestia kiepskiego wówczas nagłośnienia. Pięknie potrafi operować swoim głosem.

Theresa Wayman

Niewiele osób pewnie spodziewałoby się obecności gitarzystki Warpaint w tym zestawieniu, bo przyznam nawet częściowo rację krytykom uważającym, że Theresa nie potrafi śpiewać. Ale nawet jeśli nie umie to ma obłędnie uwodzący głos, przed którym nie umiem się wzbronić. To utwory z jej wokalem są moimi ulubionymi spod szyldu Warpaint, z „Love is to die” na czele. A i na solowym albumie potrafiła udowodnić, że brzmienie jej głosu jest momentami wspaniałe.

Victoria Legrand

Urodzona w Paryżu artystka ma w swoim głosie coś niesamowitego. Momentami brzmi bardzo głęboko i męsko, by po chwili wyciągać najwyższe stopnie wokalu. Beach House za sprawą tego głosu jest projektem tak pociągającym. Ciekawie obserwuje się też jak ten głos się zmienia na przestrzeni lat. Na wydanym przed dwoma laty albumie „7” brzmi on trochę inaczej niż na płytach sprzed niemal dwóch dekad, ale to wciąż niesamowicie enigmatyczny i ciekawy głos.

Polly Jean Harvey

W żadnym tego typu zestawieniu nie może zabraknąć PJ. Właścicielka jednego z najbardziej niesamowitych głosów na świecie, potrafiąca robić z tym talentem rzeczy niecodzienne. Niezależnie od stylu muzycznego, który na poszczególnych etapach swojej kariery Harvey obierała, ten głos sprawdzał się wybitnie.

Kim Gordon

Głos, który mimo ponad trzech dekad działalności nie brzmi w ogóle gorzej. Może brzmi inaczej i słychać nieco upływający czas, lecz w swojej rockowej konwencji ta chrypka i delikatny brud w brzmieniu to wciąż wspaniały głos. Sprawdzało się w Sonic Youth, sprawdza się i w ostatnich latach, w których Kim wydaje solowe albumy.

Mimi Parker

Głos, który w Low nie jest na pierwszym planie, najczęściej niestety uzupełnia wokal Alana Sparhawka. Ale zawsze nadaje wspaniałej głębi i stanowi nieodłączny element niepowtarzalnego stylu Low. A w ostatnich czasach, choćby na albumie „Double Negative” z 2018 roku ma swoje wspaniałe solowe momenty. A pełnię głosu Parker można wspaniale docenić także w jej gościnnych występach. Tutaj na wyróżnienie zasługuje głównie wspaniały „The Dream” otwierający album Trentemøllera „Lost”.

Emiliana Torrini

W zasadzie w ostatnich latach już nieco o istnieniu tej islandzkiej (wbrew imieniu i nazwisku) artystki zapomniałem. Ostatni album wydawała przeszło siedem lat temu, a najaktywniej działała dwie dekady temu, ale już wtedy sprawiła, że jej głos nie może zostać zapomniany. Kipiący dziecięcą niemal energią i nieśmiałością, mający specyficzne brzmienie głos Torrini to naprawdę wielki talent.

Zola Jesus

Królowa niepokojąco poważnie brzmiącego głosu, który niestety nie zrobił tak zawrotnej kariery, na jaką mógłby wskazywać jej talent. To jednak jeden z najlepszych głosów, które w życiu słyszałem i mam nadzieję, że Nika Roza Danilova sprawi, iż będzie jeszcze o niej głośno. Dwukrotnie już przekonałem się jak doskonale to brzmi na żywo – absolutnie zjawiskowo. Wtrącę tu delikatną prywatę – za jeden z życiowych sukcesów mogę sobie zapisać, że wraz z przyjacielem graliśmy dj set jako support jej koncertu w Warszawie. :D

Natalie Mering

Najnowszy głos jaki pokochałem, bo pierwszy raz usłyszałem go ledwie w styczniu, kiedy nadrabiałem albumy do mojego zestawienia najlepszych płyt 2019 roku. I już od pierwszego odsłuchu albumu Weyes Blood „Titanic Rising” wiedziałem, że mam do czynienia z głosem cudownym. Ten głos zrobiłby furorę nawet w operze. Bardziej niż „wokalistka” pasuje tu bowiem określenie „śpiewaczka”. Sama barwa głosu to jedno, ale to chyba jedyna artystka w tym zestawieniu, która potrafi tak wspaniale ŚPIEWAĆ. Ubóstwiam od pierwszego wsłuchania. I nie ma tygodnia, bym nie zachwycał się tym głosem.

Sharon Van Etten

A to z kolei odkrycie z poprzedniego roku, które też pokochałem z miejsca za album „Remind me Tomorrow”. Bo choć istnieje na scenie już od ponad dekady, a swego czasu otwierała koncerty The National w ramach wspólnej trasy, to jakoś jej istnienie długi czasami umykało. A to bardzo ładny, kojący i wciągający głos.

Adrianne Lenker

Kolejny głos, który zaistniał w mojej świadomości dopiero w ostatnim roku, ale z miejsca zdobył miejsce w moim sercu. Zawodzący, jęczący momentami, głos wokalistki Big Thief ma w sobie niesamowitą energię mimo powolnych przecież kompozycji tego zespołu, który miałem nadzieję usłyszeć na tegorocznym Open’erze. W sumie to to był jedyny zespół (może obok Thoma Yorke’a), który mnie kusił do udziału w tym festiwalu.

Yukimi Nagano

Wydany miesiąc temu nowy album Little Dragon „New Me, Same Us” przypomniał mi o istnieniu Nagano i jej pięknego głosu, o którym już jakiś czas temu zapomniałem. A w szczytowej formie, z okolic albumu „Ritual Union” to był naprawdę jeden z najpiękniejszych głosów świata.

Kazu Makino

Gdybym miał ten głos określić jednym słowem to użyłbym „hipnotyzujący”. Bo nie tylko na albumach Blonde Redhead brzmi on właśnie niesamowicie frapująco. Mam wręcz wrażenie, że głos Makino sprawdza się lepiej w zupełnie innych kontekstach, jak choćby w kilku fenomenalnych produkcjach Nosaj Thing, w którym możemy tę japońską wokalistkę usłyszeć. W jej głosie słychać azjatycki sznyt, który sprawia, że gdziekolwiek go nie usłyszymy – ciężko obok niego przejść obojętnie.

Karin Dreijer

Jeden z najciekawszych głosów w historii, którego historia zakończyła się już niemal dekadę temu. Początek XXI wieku należał do niej – przebojem The Knife stał się jednym z ciekawszych projektów na scenie muzycznej. Głównie za sprawą głosu Karin, której chłodny, skandynawski sznyt dominował w produkcjach. Jeszcze więcej podziwu zebrała po wydaniu solowego projektu pod aliasem Fever Ray. Niestety, potem zniknęła na długo ze sceny i nawet wydanie drugiego albumu w 2017 roku nie przywróciło jej miejsca w szerszej świadomości.

Régine Chassagne

Trochę jak w przypadku Low, tak i w Arcade Fire częściej można usłyszeć męski wokal, głównie Willa Butlera, ale to głos jego żony jest zdecydowanie piękniejszy i ciekawszy. I wiele spośród ciekawszych produkcji tego kanadyjskiego superbandu to właśnie piosenki z jej głosem, jak choćby „The Sprawl”. Często żongluje językiem angielskim i francuskim (jak w „Black Cave / Bad Vibrations”), dzięki czemu jej śpiew jest arcyciekawy.

Björk

No chyba nie muszę tutaj za wiele pisać, bo to głos-instytucja. Niepodrabialny, niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju. Talent jeden na stulecie. Kolejny dowód na to, że na Islandii panuje jakiś wyjątkowy klimat, który tworzy niesamowite stężenie wybitnych głosów na kilometr kwadratowy.

Partnerzy Troyanna