Od kiedy nasze telefony potrafią wykonywać wiele zadań jednocześnie, ludzkość chciała być jak one. Jednocześnie angażujemy się w mnóstwo zadań, ja również tego się uczyłem. Teraz wiem, że był to błąd i próbuję się tego oduczyć.
Przełączanie się pomiędzy aplikacjami, jednoczesna rozmowa na kilku komunikatorach z wieloma osobami, do tego odpisywanie na maile i tworzenie wykresów w Excelu. W ciągu jednej chwili. Najlepiej mając dwa lub więcej ekranów. Niby wydajność pracy rośnie, szybciej załatwiamy kolejne sprawy, ale nasz mózg za tym nie nadąża i szybko się wypala. I przestaje pracować efektywnie znacznie szybciej niż zazwyczaj.
Ludzki organizm nie został stworzony do multitaskingu
Tak samo jest z rozrywką, w której modnym trendem jest second screening. Siedzimy sobie wygodnie na kanapie, oglądamy ulubiony serial, a w ręku smartfon i, przykładowo, Twitter. Na bieżąco komentujemy wydarzenia bohaterów, śledzimy oficjalny hashtag i opinie innych widzów. I teraz pytanie: więcej czasu patrzysz w ekran telewizora czy telefonu? Bo na pewno nie na oba jednocześnie – ludzkie oko nie jest do tego zdolne. No dobra, jest zdolne do patrzenia na oba, a nawet setki, obiektów jednocześnie, ale wnikliwie wyostrzyć obraz i rejestrować tylko jeden ekran. Masz więc wybór: albo oglądasz serial, albo oglądasz Twittera, zaś serial leci sobie w tle. Pomijasz te drobne smaczki, które twórcy nam serwują. Niby wiesz co się dzieje, ale nie rejestrujesz całości.
Ja po kilku latach życia w multitaskingu zacząłem dostrzegać jego wady. Dlatego też znacząco ograniczyłem sobie liczbę bodźców wysyłanych mi przez technologie, głównie zaś telefon. Tak, chodzi o powiadomienia, a napisałem o tym osobny tekst, o tutaj. Akurat mija dziś pół roku od jego publikacji, a od tego czasu poszedłem krok dalej i zacząłem jeszcze bardziej walczyć ze swoją manią robienia wszystkiego na raz. Dzięki temu zacząłem wyrabiać się choćby z pracą znacznie szybciej niż wcześniej.
Jak z tym walczyć?
W mojej pracy skrzynka mailowa jest bardzo ważnym narzędziem pracy, ale są też inne, jak choćby tabelki w Excelu czy slajdy w Power Poincie. Najgorzej jeśli liczysz wielki budżet i nagle spłynie do Ciebie mail. Jak zawsze, wiadomo, z zadaniem do wykonania ASAP. Samo przeczytanie słowa ASAP wprowadza w naszej głowie zamęt, lekką panikę i porzucenie wszystkiego, co robiło się dotychczas, by wykonać nowe zadanie. Jeśli jest to naprawdę pilne, to owszem, warto tak zrobić. Ale czy ten ASAP rzeczywiście jest ASAPem? Czy zrobienie tego pół godziny później zmieni świat na gorsze?
Nie sądzę, dlatego staram się ostatnio, choć nie zawsze jeszcze to wychodzi, w trakcie wykonywania pilnych, długotrwałych czynności (jak prezentacja czy budżet) po prostu maila wyłączyć. No bo jeśli nie odpowiem na ASAPa w ciągu kwadransa, a jest to naprawdę „sprawa nie cierpiąca zwłoki”, to nadawca zadzwoni i telefonicznie poinformuje o wadze zadania. To jest już sygnał do tego, że może rzeczywiście warto przeorganizować sobie pracę i wrócić do slajdu chwilę później.
Z reguły staram się (ale nie zawsze mi to wychodzi, ba nadal za rzadko) wyłączać maila na godzinę, robić swoje i włączyć ponownie. Sprawdzić, odpisać na maile, ewentualnie skorygować czas pracy. Potem wyjść na papierosa (dobra, dawniej było to co godzinę, obecnie co dwie, wygrana!), rozprostować nogi i kolejna godzinka pracy. Bez maili, bez powiadomień, jedynie z Kardysiem kopiącym mnie pod biurkiem. Z muzyką na uszach. Potrafię się tak odciąć i skupić na zadaniu, że trzeba we mnie rzucać wszelakimi przedmiotami, bym wyszedł z transu. Ograniczenie maili, powiadomień i innych bodźców poprawi waszą produktywność. Multitasking nie działa.
photo credit: .@Ameboo’s very connected morning via photopin (license)