Zręby tego tekstu w mojej głowie narodziły się już dawno temu, lecz dopiero kilka dyskusji z tego tygodnia sprawiła, że wylałem to wszystko na klawiaturę tworząc poniższy wywód. Nie jestem ani świętym, ani papieżem, ani prezydentem, ani nikim innym ważnym. A to znaczy, że nie muszę publicznie obejmować stanowisko we wszystkich sprawach.
Internet to piękne narzędzie. Pozwolił niemal wszystkim na niemal wszystko. Na przykład na komentowanie i publiczne wygłaszanie stanowisk w dowolnych sprawach. Jesteśmy bliżej siebie bardziej niż kiedykolwiek w historii, ale nasze czyny często sprawiają, że działamy wręcz odwrotnie – oddalając się. Chcemy, by wszyscy poznali nasze stanowisko w naszej sprawie, nawet jeśli nikogo ono nie obchodzi.
Komentujemy, krytykujemy, chwalimy, wypowiadamy się na każdy temat:
- o wyniku wyborów
- o piłkarskiej reprezentacji
- o wyższości Apple nad Microsoftem
- o potędze Androida i miałkości iPhone’ów
- o przyjmowaniu bądź nie uchodźców do naszego kraju
- o karmieniu piersią w miejscach publicznych
Chcemy pokazać co myślimy na wszystkie tematy. Ale ustalmy jedno:
Świat nie jest czarno-biały
Składa się z wielu odcieni szarości, jest skomplikowany, ciężki do zrozumienia. Ustalmy kolejną rzecz:
Ja nie jestem papieżem*
Nie muszę publicznie zajmować stanowiska w każdej kwestii. Zrażając tym samym bliskie nam osoby stojące po obu stronach dyskusji i przerzucającymi się kolejnymi argumentami. Jak już pisałem, czasem wolę pomilczeć. Z naciskiem na milczenie, ale i na czasem. Bo nie powinniśmy przechodzić obok krzywdy innego człowieka, wyrządzanej przez innych. To nie miejsce i pora na milczenie.
Ja czasem wolę pomilczeć.
Nigdy nikomu źle nie życzyłem. Niedawno jednak ktoś skutecznie podniósł mi ciśnienie, kiedy naprawdę mocno chciałem tę swoją żelazną zasadę złamać. Bardzo musiałem się powstrzymywać, by nie skrytykować niedawnej okładki pewnego dziennika. Najlepiej sprawę skomentował Konrad Kruczkowski na swoim blogu. Jemu też ciśnienie się podniosło. Przeprosił. Sam chciałem zareagować znacznie gorzej niż on, jednak przytrzymałem się ostatnim palcem swoich zasad.
Nie jestem papieżem, by publicznie informować o swoim stanowisku w każdej sprawie. Kogo to zresztą obchodzi? Kilkaset, może kilka tysięcy osób. A zajęcie stanowiska często antagonizuje środowisko wokół nas, zrażamy do siebie osoby, na których nam zależy. Nie znaczy to, że nie posiadam opinii na różne, gorące tematy. Mam, choć często do jego wykształtowania potrzebuję czasu, namysłu. Ale często zachowuję je po prostu dla siebie.
W zgodzie z innością
W życiu pozwalam moim bliskim oraz wszystkim innym, nieznanym także, osobom mieć inne zdanie ode mnie. Pozwalam im się ze mną nie zgadzać. Mają do tego prawo. Nie pozwalam jednak na krzywdę. Krzywda nie jest fajna, także w formie werbalnej czy pisemnej. A ja też miewam opinie, które innych mogą skrzywdzić. I to głównie wtedy warto zachować milczenie, swoje stanowisko schować do kieszeni.
To ludzie w życiu są najfajniejsi. To oni dają nam najwięcej radości. Nie chcę więc ich do siebie zrażać w jakikolwiek sposób. Nie jestem papieżem. Nie poznacie mojego stanowiska na każdy temat. Ale dzięki temu w sercu będę czuł, że jestem dobrym człowiekiem i dobrymi ludźmi będę otoczony. A jeśli tak spędzę życie to u jego kresu będę bardzo szczęśliwy. Chodź, nie bądź papieżem wraz ze mną.
Ponieś dalej ten tekst. Może inni zrozumieją.
*Tak, wiem, że w tekście użyłem słowa „papież” dość często, choć nie zajmuje on stanowiska w absolutnie każdej sprawie. Jest to pewna hiperbola, taki środek stylistyczny.
photo credit: St. Peter’s Square in Vatican (2006-05-029) via photopin (license)