„Ostatnia Rodzina” to bardzo przejmujący film

Serio, ciężko było mi znaleźć po seansie bardziej odpowiednie określenie, ponieważ ten film jest tak naprawdę bardzo mało filmowy.

To wygląda bardziej jak zlepek obrazków z życia pewnej rodziny po prostu. Bardzo ładny zlepek. Scenariusz jest napisany naprawdę ciekawie, bo mamy naprawdę wrażenie, że ten film nie ma fabuły, a wybrane sceny z życia rodziny Beksińskich obserwujemy jakby z ukrytej kamery, niczym w reality show. Bo, choć nie jest to show, to jest bardzo reality.

Jest to także film bardzo duszny. Większość akcji rozgrywa się w ciasnym mieszkaniu rodziny na warszawskim Służewiu i kompozycja kadrów statycznych oraz częste master shoty sprawiają, że kontakt kamery, a więc tego co widzimy, z bohaterami jest bardzo bliski, niemal na wyciągnięcie ręki. Jest intymnie. Ciasno. Duszno.

Kilka słów poświęcę jeszcze warstwie realizacyjnej. Ujęcia statyczne są doskonale skomponowane, a większość kadrów zdominowana przez symetryczny układ pomieszczeń czy bohaterów, a bohaterowie są centralnym elementem każdej sceny. Ta estetyka wpływa na odbiór produkcji. Nawet kiedy już z bohaterami opuszczamy ściany szarego bloku to wszystko koncentruje się właśnie na aktorach, pozwala nam bliżej ich poznać. Kamera trzyma się ich bardzo blisko, a wielokrotnie powtarzane ujęcie zza pleców aktorów sprawia, że nadal jest ciasno i intymnie, a dystans (ten dosłowny i przenośny) jest maksymalnie skracany.

Właśnie, aktorzy. Ciężko mi ocenić odtworzenie przez nich tego, jacy byli prawdziwi Beksińscy, ale na pewno główna trójka obsady wypada dość wiarygodnie i przede wszystkim dobrze gra. Wydaje się, że Dawid Ogrodnik w roli Tomka jest nieco przeszarżowany, ale jeśli podobno taki był pierwowzór to ciężko uznać, by to była wada. Poza tym, co chyba najważniejsze, czuć chemię w tej rodzinie, pomiędzy jej członkami.

Przyznam szczerze, że przed seansem filmu niewiele wiedziałem o rodzinie Beksińskich, poza faktem, że Zdzisław był malarzem, a mama mnie za dziecka ciągała po trójmiejskich galeriach na jego wystawy. Nic więcej nie wiedziałem, nawet o jego tragicznej śmierci, która miała miejsce przecież w okresie, kiedy światem się już interesowałem. Film zwrócił jednak moją uwagę, zwłaszcza na postać Tomasza Beksińskiego, z którym znalazłem kilka wspólnych cech u samego siebie.

I w tym chyba jest ten film najlepszy – potrafi zainteresować. Przez to, że czujemy tę rodzinną intymność, te ciasne kąty rodzinnego mieszkania te wahania emocji. Potrafimy w to wszystko uwierzyć. Ja uwierzyłem i jestem poruszony.

Partnerzy Troyanna