Ostatnio chodzę do kina częściej niż kiedykolwiek, a wszystko wskazuje, że jesienią będę chodził znacznie częściej. Wszystko za sprawą licznych premier, obok których ciężko przejść obojętnie.
W ogóle obecny rok jest dla kina bardzo dobry. Wiadomo, nie wszystkie filmy okazują się tak dobre jak chcieliśmy, ale część również zaskoczyła pozytywnie. Lekkim zawodem dla mnie był, mimo wszystko, Mad Max, a niedawno także Mission: Impossible – Rogue Nation Totalną klapą okazał się z kolei reboot Fantastycznej Czwórki. Za to pozytywnie można ocenić produkcje, po których niewiele osób spodziewało się szału, jak Ant-Man czy Kingsman: The Secret Service.
A przed nami bardzo ekscytujące miesiące, oczywiście każdy kolejny będzie tylko lepszy. Poniżej lista filmów, na które czekam najmocniej. By nie rozpisywać się za mocno, jeden argument za każdą produkcją.
Hitman
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że czeka nas kolejne rozczarowanie, ale ja tę serię gier lubię i spróbuję przekonać się na własne oczy. To nie może być gorsze niż Fantastyczna Czwórka.
Premiera: za kilka dni
Transporter: Nowa Moc
Transporter bez Jasona Stathama nie powinien powstać. No, ale skoro już zrobili to trzeba sprawdzić czy to nadal fajne. Najwyżej po prostu zobaczę średni film akcji, a ja lubię kino akcji.
Premiera: w nowym roku szkolnym (4 września)
Everest
Nie, żebym jakoś się fascynował górskimi wspinaczkami, ale jest coś niesamowitego w widoku z samego szczytu świata. Nawet jeśli to CGI.
Premiera: w rocznicę kampanii wrześniowej, tfu (18 września)
Sicario
Denis Villeneuve. Jego „Prisoners” było jednym z lepszych dramatów ostatnich lat, więc ciekaw jestem jak sprawdzi się w nieco innej konwencji. A jak się nie sprawdzi… To przynajmniej zobaczę film akcji. :v
Premiera: równo za miesiąc (25 września)
Do Utraty Sił
Kolejna historyjka o upadającym na dno człowieku, który próbuje powstać. Amerykanie to lubią, ja to też lubię. Poza tym: Gylenhall, McAdams, Whitaker oraz jego zez w rolach głównych.
Premiera: w ważną rocznicę (11 września)
Marsjanin
Ostatnio każdej jesieni mamy wielkie widowisko sci-fi. Po Grawitacji oraz Interstellar, czas na Marsjanina, a wiele wskazuje, że i ten będzie udany.
Premiera: niestety, nie dziś (2 października)
Black Mass
Baaaardzo jestem ciekaw czy po wielu latach heheszkowania Depp sprawdzi się w poważniejszej roli w mocnym filmie. Potencjał ogromny.
Premiera: kilka dni przed moimi urodzinami (9 października)
Legend
Tom Hardy grający dwóch braci bliźniaków i nawijający brytyjskim akcentem. Czego chcieć więcej?
Premiera: jak wyżej (9 października)
Steve Jobs
Nie widziałem jeszcze pierwszej próby zekranizowania życia Jobsa, ale podobno było kiepsko. Po tej produkcji można oczekiwać znacznie więcej.
Premiera: dzień po moich urodzinach (16 października)
Spectre
Po doskonałym Casino Royale, słabym Quantum of Solace i bardzo dobrym Skyfall czas na Spectre. Zapowiada się świetnie, zwłaszcza ze względu na Christopha Waltza.
Premiera: za późno, ale szybko zleci (6 listopada)
Slow West
Ten film to trochę wielka niewiadoma, ale został bardzo dobrze odebrany na festiwalu Sundance. No i Fassbender.
Premiera: wtedy co Bond (6 listopada)
Makbet
Szekspir jest spoko, Fassbender jest spoko. Sean Harris też. Marion Cotillard nie jest, ale i tak przecież umrze.
Premiera: pół roku za światem (27 listopada)
Most Szpiegów
Duet Spielberg – Hanks to niemal gwarancja Oskarów i innych ochów oraz achów. Nie zawsze to kupuję, ale zawsze kupuję kino szpiegowskie. A część filmu powstała we Wrocławiu. W końcu sam jestem szpiegiem.
Premiera: nie w dniu moich urodzin, jak na całym świecie (27 listopada)
W Samym Sercu morza
Ron Howard nigdy nie wspina się na poziom arcydzieła, ale robi dobre kino. Zresztą, niedawny Wyścig był chyba jego najlepszym filmem. Ciekawe jak Thor poradzi sobie z wielorybem…
Premiera: w samym środku szału zakupowego (4 grudnia)
Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy
Mam nadzieję, że nie muszę Ci tego tłumaczyć?
Premiera: godzina przed śmiercią karpia w wannie (18 grudnia)
Przeglądając tę listę dochodzę do dwóch wniosków.
Ten rok pokazuje, że kino szpiegowskie (choć w różnych konwencjach) wraca do łask. Wpierw mieliśmy zabawę konwencją za sprawą Kingsman, Mission: Impossible (może i ciężko wkładać go na szpiegowską półkę, ale są intrygi i agencje, więc jak najbardziej można) czy Kryptonim: U.N.C.L.E., zaś jesienią czekają nas produkcje utrzymane w nieco mocniejszym i poważniejszym tonie, jak Spectre i Most Szpiegów. Dawno nie było chyba tylu dobrych filmów szpiegowskich. Czyżby Hollywood tęskniło za Zimną Wojną?
Ta jesień należeć będzie do Michaela Fassbendera. W trakcie najbliższych czterech miesięcy urodzony w Heidelbergu aktor wystąpi w trzech dobrze zapowiadających się filmach. Najpierw wcieli się w rolę Steve’a Jobsa, następnie wystąpi w Slow West, a na koniec odegra rolę Makbeta (w ogóle czemu ten film ma premierę u nas pół roku po światowej?). Od kilku lat obserwujemy jego dobrą grę, aczkolwiek wciąż czekam na jego kreację, która mnie rozłoży na łopatki. Może się doczekamy w tym roku?
photo credit: Day Three, 2009. Colour study, Curzon Soho via photopin (license)