Niedawno opisałem jak doszło do tego, że zostałem freelancerem. Trudniejsze od pozyskania klientów było dla mnie coś innego – przestawienie całego swojego myślenia o tym, że mam własną firmę. I o tych zmaganiach chciałbym wam dziś opowiedzieć.
Ja naprawdę lubiłem chodzić do biura. Dla ludzi, dla samego wyjścia z domu, dla oddzielenia sfery zawodowej od prywatnej. Freelance w moim wydaniu, kiedy jeszcze nikogo nie zatrudniam, nie posiadam biura, sprawia, że to wszystko jest nieosiągalne. Jasne, pozwala to skoczyć o dowolnej porze dnia na zakupy, na spacer, na obiad z przyjaciółmi. Pozwala wyjechać na weekend dzień wcześniej bez pytania o zgodę przełożonego. Albo do Gruzji, skąd publikuję ten tekst. :D
Pozwala oszczędzić czas na dojazdach, a także zoptymalizować pracę pod siebie – nikt nie przeszkadza, nie zagaduje, nie robi zbędnych spotkań, z których nic nie wynika.
Przeczytaj jak doszło do tego, że zostałem freelancerem
I to są wszystko super atuty bycia „na swoim”, jednak plusy te nie były dla mnie tak istotne jak możliwość opowiedzenia nieśmiesznego żartu na open spejsie. Ja kochałem pracować z ludźmi. No i w sumie nadal z nimi pracuję, ale już bez tego namacalnego kontaktu. Bez wspólnych wyjść na papierosa.
To wszystko sprawiało, że miewałem tygodnie absolutnie bezproduktywne – zamiast pisać kolejne rozdziały książki wolałem leżeć i oglądać YouTube. Albo zaprosić przyjaciela na parę meczów w Fifę. Było mi bardzo niekomfortowo z pracą w domu. Przez jakiś czas miałem nadzieję, że zmieni się to wraz z zakupem nowego biurka, że ono będzie tak super, że nie będę chciał od niego uciekać. Ale chciałem. Z jednej strony uważałem, że to nic złego – jest lato, pracy niby mniej, zasługuję na lżejszy okres po wielu ciężkich wakacjach przepracowanych do wieczora. Ale z drugiej – kurde, niebawem skończą mi się pieniądze.
Jednak mam kilka zasad, które pomagają mi sobie to wszystko ładnie uporządkować. Nie wszystko zawsze działa, ale te zasady sprawiają, że utrzymuję ciągłość.
1. Rutyna z rana
Staram się trzymać takich samych zasad z rana jak za czasów pracy na etacie. Pobudka, włączenie muzyki, prysznic, śniadanie i do pracy. I co najważniejsze – pobudka o regularnej porze. Bo choć nie lubię wstawać rano (kto lubi?), a lepiej mi się siedzi do późna w nocy i wstaje później z rana, ale cóż – tego nie chcę. Chcę zachować w sobie to poczucie obowiązku codziennego wstawania.
Jedna rzecz zmieniła się w tej rutynie, na znacznie lepsze, w porównaniu do poprzednich lat – kawa. Dawniej pierwszą kawę pijałem w biurze. Rzadko była to przyjemność, bardziej rutyna. Teraz rytuał kawy zamieniłem w ulubioną część poranka. I dopiero po pierwszym jej łyku zasiadam do biurka. Ach, ale o tym napiszę innym razem.
2. Kalendarz i mądre zarządzanie zadaniami
Zasada zarządzania swoim życiem, którą opracowałem trzy lata temu jest dla mnie wyznacznikiem każdego dnia. Każde większe zadanie ma swoje odzwierciedlenie w moim kalendarzu cyfrowym: zrobienie prezentacji, opracowanie koncepcji kreatywnej czy strategii, przeczytanie umowy, tworzenie treści – każdy proces ma swoje miejsce w kalendarzu. Ba, ja nawet tak absurdalne rzeczy jak wyjście do kina, sprzątanie, wstawianie i rozkładanie prania czy zakupy wrzucam sobie w kalendarz. Robiłem tak na etacie, robię tak teraz będąc bezrobotnym freelancerem. Utrzymuję w sobie tę rutynę pracy, co pozwala mi sprawniej wykonywać kolejne zadania. Zresztą, niedawno o tym pisałem szerzej.
3. Odkładanie telefonu
Na czas realizowania bardziej skomplikowanych zadań nie tylko odkładam telefon, ale i często włączam tryb „nie przeszkadzać”. Bo niektóre procesy wymagają tego, by nikt mi nie przeszkadzał. A mając telefon pod ręką za często zdarza mi się odruchowo zajrzeć na Facebooka, Instagrama czy Twittera. Walka z tym nie jest łatwa, ale idzie mi coraz sprawniej.
4. Prowadzenie firmowego budżetu
Freelance to brak stabilizacji, co w moim przypadku było chyba największą zmorą w pierwszych tygodniach pracy na swoim. Dawniej prowadziłem skrupulatnie domowy budżet, dzięki czemu sprawnie zarządzałem swoim życiowym budżetem. Ale to zakładało regularne przychody w każdym miesiącu. A niepokój o własną przyszłość na początku pracy w formie freelancera była bardzo ograniczająca. Wiedziałem, że muszę wykonać pracę, by zarobić, ale wykonanie tej pracy było niemożliwe, bo ciągle się bałem – co będzie za miesiąc?
Na szczęście od roku prowadzę także budżet w arkuszu kalkulacyjnym swojej firmy, w który wpisuję wszystkie przychody i potencjalne przychody, a Excel nie kłamie. I kiedy wyraźnie mi pokazywał, że „będzie spoko” to zaczynałem z dnia na dzień pokonywać strach i myśleć: kurde, będzie spoko. Czasem nawet lubię sobie otworzyć ten plik bez żadnego większego powodu, nowych zleceń czy straty niektórych projektów. Tylko po to, by Excel mi powiedział, że będzie spoko.
5. Muzyka
Muzyka towarzyszy mi nieodłącznie w życiu, sprawia mi dużo radości, nawet jeśli stanowi wyłącznie tło. Od kiedy pracuję z domu słucham więcej muzyki niż przez ostatnich 8 lat! I już sam ten fakt wprawia mnie w lepsze samopoczucie. Mam też czas, by słuchać więcej muzyki – odkrywać nowe dzieła, czy sięgać po zapomniane już wydawnictwa. I to mnie wprawia w jeszcze lepszy nastrój! I aż chce się żyć i pracować!
Ostatnio natomiast odkryłem, że w momencie największej blokady kreatywnej najlepiej zbiera mi się myśli i łączy myślowe kropki w ciszy, także i ten model zaczynam testować. Na szczęście, blokady kreatywne zdarzają mi się dość rzadko.
6. Praca wyłącznie przy biurku
„Zostać freelancerem, będziesz mógł pracować z łóżka!” – wiele osób tak sobie wyobraża pracę na swoim. Możliwość pracy z łóżka rzeczywiście jest kusząca, ale zupełnie mi nie odpowiada. Z dwóch powodów. Po pierwsze, próbuję psychicznie utrzymać podział pracy od odpoczynku czy rozrywki. W łóżku śpię, czytam, gram na konsoli lub oglądam seriale czy filmy. Od pracowania mam biurko.
Jednak przede wszystkim, praca przy biurku jest dla mnie dużo bardziej wydajna. Jestem maniakiem wydajności pracy. Jeśli można coś zrobić poprzez rozwiązania technologiczne, zarówno sprzętowe, jak i na poziomie programów i systemu operacyjnego, to ja zawsze będę chciał pracować wydajnie. Dlatego na dłuższą metę nie wyobrażam sobie pracowania w podróży (pozdrawiam ponownie z Gruzji :D). Musiałbym ze sobą zabierać wszędzie swój 32-calowy monitor, bo to dzięki niemu pracuje mi się najwydajniej. Mogę na nim pracować na dwóch (a z ekranem laptopa nawet trzech) programach jednocześnie, co oszczędza dziesiątki kliknięć przełączania się między dwoma programami. A takie dziesiątki przełączeń się to kilkadziesiąt sekund każdej godziny. Ach, na temat swojego workflow też szykuję obszerny materiał, także niebawem opowiem wam jak sobie oszczędzam setki sekund każdego dnia. I kurczę, czasem kusi by popracować na kanapie, parę razy spróbowałem. Ale to jednak nie dla mnie.
Ja i freelance to ciężka relacja. Trochę niechciana, ale jednak całkiem sympatyczna. A przejście na taki tryb pracy bez zabezpieczenia finansowego jest bardzo karkołomne. Na szczęście mój kark ma się całkiem nieźle, a kręgosłup moralny znakomicie. Pewnie w najbliższych miesiącach odkryję kolejne skuteczne sposoby na oswajanie się z byciem na swoim. Być może pomogę w ten sposób innym osobom, które rozpoczynają swoją przygodę z freelancem. Będę dawał znać co i jak. :)