Tyle w życiu już zwiedziłem festiwali, a tak naprawdę nigdy nie byłem na festiwalu filmowym. Epizod zaliczyłem jedynie parę lat temu na All About Freedom w Gdańsku.
Tym bardziej nie mogłem doczekać się Nowych Horyzontów, na które pojechałem częściowo służbowo – wraz z innymi blogerami pod szyldem marki Jameson. Co prawda, byłem krótko, niewiele filmów widziałem, ale mogłem wczuć się w klimat festiwalu. No bo ambitne filmy są czasem dla mnie za ambitne, nie zawsze je rozumiem. Dla mnie najlepszy był i tak Nick Cave, jego recenzję przeczytacie tutaj.
Dlatego nie traktujcie tego wpisu jako relacji z filmów wyświetlanych w ramach imprezy, skupię się bardziej na organizacji i klimacie Nowych Horyzontów. Nie wiem też jak było w poprzednich latach, zatem nie mam punktu odniesienia i moje spojrzenie będzie świeże.
A organizacja jest na naprawdę wysokim poziomie. Począwszy od systemu rezerwacji biletów na filmy. W rozmowie z paroma osobami doszliśmy do wniosku, że palce w tym maczać musiał sam Paweł Tkaczyk, ponieważ mamy tu element grywalizacji. Każdy film cieszy się wielkim zainteresowaniem, brakuje miejsc na salach kinowych. Przed festiwalem dysponujemy pulą punktów do wykorzystania na rezerwację filmów, jeżeli dokonamy rezerwacji i na film się nie stawimy – tracimy w ramach kary więcej punktów. Wobec tego osoby, które ostatecznie na film nie przyjdą rezygnują z rezerwacji, a inni mają szansę załapać się na seans.
Doskonale też wygląda organizacja wszystkiego w jednym kinie, filmy wyświetlane są we wszystkich salach kina Nowe Horyzonty, w określonych blokach czasowych, zatem nie ma opcji by po obejrzeniu jednego filmu spóźnić się na kolejny. A w przerwie mamy sporo atrakcji na miejscu. Z dobrym bistro na czele. Dobre żarcie w całkiem niezłej cenie, zaś każdy element menu kosztuje 7 złotych, co daje nam szansę skonstruować sobie fajne zestawy, przykładowo: quesadilla, kanapka i sałatka z łososiem. Nie były to wielkie porcje, ale dawało to możliwość tworzenia właśnie takich zacnych zestawów.
Dla chętnych integracji środowiska filmowego każdego dnia od godziny 21 zaczynała się impreza w Klubie Festiwalowym w pobliskim Arsenale. Pięć minut od kina, tylko dla uczestników festiwalu. Tam każdego dnia grał DJ, co jakiś czas był koncert. Mnie udało się załapać na poznańską Rebekę, która jak zwykle nie zawiodła. Patrząc po frekwencji i uśmiechach na twarzy innych widzów, był to dobry wybór. Jednak w zestawie artystów brakowało chyba jakiejś zagranicznej, większego kalibru, nazwy. Wszak dwa lata temu grał sam Nick Cave…
Na terenie Klubu był też ogródek z leżakami, strefa Jamesona (jako mecenasa środowiska filmowego bywa na wielu festiwalach), gdzie przez jakiś czas był open bar (a dlaczego Jameson partneruje kinu dowiecie się z rozmowy Janka Urbanowicza z podcastu Małe Filmidło z ambasadorką marki Jameson Anną Flannagan) i to właśnie tam zorganizowaliśmy spotkanie z fanami. Nie moimi, bo ich po prostu nie mam, ale mają za to Sfilmowani. No i spotkanie wyszło bardzo zacnie, okazało się, że dołączyły do nas kolejne twarze blogosfery: Venila Kostis, Lisie Piekło, Paweł Bielecki, Marco Kubiś oraz przebywający także na całym festiwalu chłopacy z Are You Watching Closely. Była też Tattwa, Łukasz i Kasia. Dramat normalnie, Ci blogerzy i jutuberzy to jakaś plaga. Ale jaka fajna.
No i zakończył się ten festiwal. Bardzo żałuję, że przyszło mi w nim uczestniczyć tak krótko. W przyszłym roku będę musiał pomyśleć o urlopie by na spokojniej móc się wgryźć w ten klimat i obejrzeć więcej filmów. Nie miałem czasu by wczytać się w opisy filmów, więc byłem na to w co strzeliłem i nie strzeliłem najlepiej, za rok nie mogę powtórzyć tego błędu.
A na Nowych Horyzontach byłem na zaproszenie marki Jameson