Jestem humanistą. Przez wiele lat to była po prostu wymówka, by nie uczyć się matematyki i innych ścisłych przedmiotów. Jednak taka jest też, niestety, prawda. Ale liczby warto kochać, ja ostatnio przeżywam z nimi ostry flirt.
Nie żałuję tego, że byłem w klasie humanistycznej, czy studiowałem politologię, lecz wiem, że będąc bliżej liczb (zarządzanie, informatyka, cokolwietyka) miałbym teraz znacznie łatwiej. Obecne, zinformatyzowane i pełne Internetu życie, opiera się przecież w znacznej mierze na liczbach – umiejętności ich liczenia, analizowania i odpowiedniego zarządzania. Nie mając umysłu tak wyćwiczonego w cyferkach miałem wiele obaw czy w ogóle powinienem to robić.
Jednak od jakiegoś czasu muszę dużo pracować na liczbach, w marketingu to podstawa. Liczenie budżetów, KPI, zasięgu fanów czy innych wskaźników to konieczność w tym zawodzie. Również na blogu nie można się ograniczać do pisania, teoretycznie czysto humanistycznego zajęcia. Liczenie tutaj też ma wielkie znaczenie.
W lutym na blogu miałem dość ambitny cel: przekroczyć wreszcie mierny próg pięciu tysięcy unikalnych użytkowników. Raz już to miało miejsce: we wrześniu napisałem tekst o zmianach systemu komentarzy na YouTube, który na potęgę udostępniali twórcy wideo (głównie ci młodociani). Zrobiło się 2,5 tysiąca w jeden dzień, więc dotychczasowy rekord nie był problemem. Lecz to był jednorazowy wyskok. W lutym chciałem go pobić intensywną pracą. I analizą.
Najlepszym oczywiście miejscem do analizy danych z bloga jest Google Analitycs. Sprawdzałem które kanały przynosiły największy ruch, optymalizowałem wpisy pod kątem SEO, sprawdzałem ścieżkę odwiedzin, jakie komunikaty zawarte w treści przynosiły więcej odsłony i brałem pod uwagę wiele innych informacji chcąc wyciągać z nich wnioski na przyszłość. Jarało mnie to niesamowicie. Bywały dni (zwłaszcza pod koniec miesiąca), kiedy w przeglądarce nie zamykałem karty z popularnym „Analem” (huehue).
A do tego dochodzi kwestia optymalizacji reklam na Facebooku. Od trzech miesięcy jest to niemal obowiązek każdego, kto dba o grono fanów zgromadzone w tym medium. Ja pogodziłem się z faktem, że poletko Zuckerberga nie jest już darmowym medium. W zasadzie to nigdy nie było, lecz teraz poświęcamy nie tylko czas i chęci, ale i pieniądze. Ja nie waham się stosować Page Post Ads, ponieważ odpowiednio zoptymalizowane dają naprawdę niezłe efekty, na przykład w postaci kliknięcia w link za niecałe 5 groszy. Czy warto płacić Facebookowi? O tym każdy musi przekonać się sam, lecz ja mam zamiar kontynuować wspieranie swoich działań reklamami.
Oczywiście, nie każdy może mieć serce i rozum do śledzenia wszystkich danych, ich analizowania i wdrażania poprawek w życie. Jeśli jednak marzycie o rozwijaniu swojego bloga czy biznesu to powinniście o tym pomyśleć. Nie każdy na początku jest alfą i omegą, ale po jakimś czasie łatwo można zacząć łączyć punkty i rozumieć przebiegające między nimi zależności. A duma z ich zrozumienia i tych drobnych zmian dających widoczne efekty jest nie do opisania. Na marzec zakładam sobie kolejne cele. Wasz lajk na pewno nie zaszkodzi w ich realizacji!
photo credit: kenteegardin via photopin cc