„Obyś żył w ciekawych czasach” – nie wiadomo czy to przysłowie pochodzi ostatecznie z Chin (nomen omen), ale przyszło nam żyć w ciekawych czasach.
Ach, to były ciężkie trzy tygodnie, w trakcie których niemal nic na blogu nie pisałem. Czułem się bezsilny. Czułem bezsens pisania. Czułem, że nie potrafię zasiąść do pisania bez wcześniejszą wizytą w kinie. Przez te trzy tygodnie odczuwałem pełne spektrum emocji, przeważnie negatywnych. Strach. Lęk. Niepewność. Ciekawość. Radość (nie z tytułu pandemii rzecz jasna). Względny spokój. Ostre ataki paniki. Pamiętacie jak w lutym udało mi się nie zapalić papierosa? No to w marcu nadrobiłem zdecydowanie. Powoli jednak znowu postaram się ograniczyć.
Oswoiłem się już ze świadomością, że nic nie wiemy o tym co nas czeka. Może być dobrze. Może być źle. Może być tragicznie. Możemy się obudzić w zupełnie innej rzeczywistości. Doszedłem do wniosku, że nie warto się martwić na zapas. Będzie co będzie. Najważniejsze teraz jest przetrwanie. W jak najmniej zmienionym gronie. Nie mogę się martwić sprawami, na które nie mam wpływu. Mogę robić tylko to, na co mam wpływ, a więc siedzieć w domu.
Obecnie czuję się dobrze, zresztą wiem, że jestem w mocno uprzywilejowanej pozycji: mieszkam sam, więc nie zwariuję od przebywania zbyt długo w towarzystwie rodziny czy współlokatorów. Swoją pracę wykonywałem od roku zdalnie, więc pod tym względem nic się nie zmieniło. A ostatnio pracy nawet jakby więcej. Nie mam kredytów, więc nie boję się, że stracę mieszkanie. A jeśli splajtuję – trudno, wrócę mieszkać z rodzicami. Najważniejsze – przeżyć. A jestem w grupie ryzyka, więc tak, boję się.
Na pewno ciekawie obserwuje się media, społeczeństwo i Internet w obecnych czasach. Kiedy mamy więcej czasu na śledzenie newsów, zwłaszcza ze strony osób mniej świadomych korzystania z Internetu, jesteśmy narażeni na niesamowicie dużą ilość fejków. Albo influencerzy, którzy są niezbyt rozgarnięci, poza tym boją się o swoją przyszłość, i podejmują się naprawdę dziwnych współprac z markami. Ilość komunikatów, które nas zasypują jest przytłaczająca. Nawet ministrowie często są na nie podatni i publikują niesprawdzone wieści. Nawet WHO czasem się zdarzy pogubić w swoich stanowiskach.
Problem w dużej mierze polega na tym, że szukamy odpowiedzi na temat wirusa, gospodarki, własnej przyszłości. To zrozumiałe. W spokojnych czasach, a takie względnie były w ostatnich latach, wiele aspektów naszego życia jest mocno przewidywalnych. Teraz ciężko cokolwiek przewidzieć, więc często lubimy szukać odpowiedzi w niezbyt pewnych informacjach. Chcemy wierzyć, że tak właśnie będzie. To, co mnie pomogło się oswoić, poza wspomnianą uprzywilejowaną pozycją w obecnej sytuacji, to uświadomienie sobie: MOŻE STAĆ SIĘ WSZYSTKO. A jedyna prawidłowa odpowiedź na jakiekolwiek pytania związane z tym wirusem, z pandemią brzmi: CHUJ WIE.
Kiedy się to wszystko skończy? CHUJ WIE.
Czy stracę pracę? CHUJ WIE.
Czy umrze ktoś z mojej rodziny? CHUJ WIE.
Czy pójdę do kina w tym roku? CHUJ WIE.
Czy będzie można podróżować? CHUJ WIE.
(Wybaczcie tak wulgarne określenie, ale taka prawda.)
Im mocniej się oswoiłem z tą myślą, im mocniej założyłem, że nie mam na nic wpływu, tym lepiej się w obecnej sytuacji czułem. Jedyne, co mogę robić, to wspierać bliskich, znajomych, którym nasilają się stany depresyjne. Ważne jest, by nawet będąc samemu przez długi czas (jak ja) nie czuć się samotnym. Ja się nie czuję, utrzymuję częstszy niż dawniej kontakt ze znajomymi, robimy sobie imprezy na Skype. Jest fajnie.
Mam wrażenie, że dokonało się to, czego od kilku lat się spodziewałem: nadeszła wojna. Historia ludzkości to sinusoida czasów wojny i pokoju. Nasza cywilizacja od kilku dekad tkwiła we względnym pokoju i dobrobycie i coś zaczęło się psuć. Nienawiść zaczęła zajmować miejsce szacunku. Pięść w ryj zaczęła zajmować miejsce wspólnych demonstracji miłości. Coś, coś się zaczęło mocno psuć. Spodziewałem się wojny prędzej czy później (ta cybernetyczna trwa już od kilku lat, ale jej nie widzimy), ale nie takiej wojny. I wiecie co? Ja osobiście się cieszę.
Cieszę się, że ta wojna, choć wroga za bardzo nie znamy i nie wiemy jeszcze jak go pokonać wygląda właśnie tak. Owszem, umiera wiele osób, owszem, wiele osób cierpi, dzieją się straszne rzeczy. Ale czysto egoistycznie, na poziomie podstawowych ludzkich instynktów przetrwania, cieszę się, że ta wojna wygląda właśnie tak. Nie wymaga ode mnie wzięcia broni w dłoń. Strzelania do obcych ludzi. Umierania za byt, z którym się nie utożsamiam w zdecydowanej mierze. Cieszę się, że ta wojna wymaga ode mnie siedzenia w domu na dupie. I robienia tego, co lubię. Niech każda wojna wymaga od nas właśnie tego, a nie zabijania się nawzajem. Mamy wielkie szczęście, że w ten sposób możemy się przyczynić do walki. Szkoda tylko, że wciąż wielu tego nie rozumie i podważa naszą walkę, pomaga wrogowi, tworzy dywersję w naszych szeregach. To ciężka wojna, ale najłatwiejsza z możliwych. Damy radę.
Ale dość już tej sytuacji. Chcę wrócić do pisania bloga. Od pół roku szukałem pomysłu na lekkie zredefiniowanie siebie, chciałem znaleźć jakieś nowe formaty, bo samo pisanie recenzji, choć bardzo lubię, przestało mi przynosić frajdę. W ostatnich tygodniach obejrzałem parę filmów, których nie udało mi się obejrzeć w kinach, ale po ich seansie… No nie miałem ochoty na pisanie tekstów. Może i to się zmieni. Zobaczymy. Czas wreszcie nadrobić te dziesiątki seriali, które ciążą mi na sumieniu. I będę je recenzował na bieżąco zapewne:
- „Ozark” sezon 3 – pisałem już o sezonie pierwszym i drugim
- „Better Call Saul” sezon 5 – obejrzę jak już wyjdą wszystkie odcinki
- „Westworld” sezon 3 – podobnie jak wyżej
- „Homeland” sezon 8
W międzyczasie może coś drobnego jeszcze będę oglądać, ale bardzo się cieszę na te nadchodzące tygodnie w domu. Serio. Jasne, wolałbym też pójść na wiosenny spacer, do kina, na rower, pograć w piłkę, ale na to jeszcze przyjdzie czas!
Natomiast na pewno chciałbym wrócić do pisania tekstów, które odkładałem zawsze na później. Możecie nie wierzyć, ale na mojej blogowej liście to-do jest obecnie 125 pomysłów na artykuły, już po usuwaniu archiwalnych i przedawnionych tematów. To takie teksty jak chociaż:
- Recenzja moich ukochanych słuchawek (po 1,5 roku używania wydaje mi się, że mam prawo taki tekst napisać).
- Mój osobisty ranking filmów Marvel Cinematic Universe.
- Moje ulubione teledyski.
- Moje ukochane głosy w muzyce, z podziałem na polskie i zagraniczne, żeńskie i męskie.
W ogóle, to chyba dobry moment, by więcej nieco pisać o muzyce. Nawet teraz, pisząc ten tekst, czuję się już nieco lepiej. Więc zaraz pewnie siądę do pisania kolejnego. Nie wiem czy potrzebujecie nowych treści ode mnie w tych ciekawych czasach, parę osób zgłaszało zażalenia, że chcieliby poczytać coś ode mnie nowego. Inni pewnie wolą spędzać wolne chwile z dala do Internetu. To normalne. Mam nadzieję, że moje teksty, jeśli mi zaraz znowu nie odwali, pozwolą komuś choć na parę minut zapomnieć o tym co się dzieje za oknem. Trzymajcie się zdrowo. Myjcie ręce. Uważajcie na siebie.