Kilka dni temu minęły cztery lata odkąd obudziłem się po raz pierwszy w starym, brzydkim mieszkaniu na ulicy Gagarina w Warszawie. Mieszkaniu, które miałem nazywać „domem” przez kolejny rok.
Pierwsze dwa lata mieszkania w Warszawie podsumowałem w, moim zdaniem, najlepszym swoim tekście, porównując w nim stolicę do kobiety – ciężkiej w obyciu, kosztownej i trudnej do zrozumienia, ale jednak cudownej. Minęły kolejne dwa lata i nachodzą mnie kolejne refleksje. Cztery lata to okres, po którym można wysnuć nieco większe wnioski, spojrzeć na przeprowadzkę do Warszawy z nieco większego dystansu. W ostatnich tygodniach sporo się zastanawiałem – czy Warszawa mnie zmieniła? Czy ona zmienia innych ludzi?
Pierwsze trzy lata po przeprowadzce bardzo mocno się broniłem, kiedy ktoś w ten sposób mnie podsumowywał. Bo przecież wciąż jestem taki sam – wizualnie, wyznaję te same wartości, mam wciąż identyczne marzenia. W środku wydaje mi się, że nic się nie zmieniło, poza adresem zamieszkania. I pracą, ale to przecież całkiem normalne, że z wiekiem człowiek nabiera doświadczenia, rozwija się i znajduje nowe zajęcie. A w tej chwili nawet stabilizację – już dwa i pół roku w jednej firmie, co kiedyś wydawało mi się trochę nierealne.
Więc niby nic wielkiego, ale z drugiej strony przez te cztery lata mogłem obserwować inne osoby, które po przeprowadzce do Warszawy dotykał szereg zmian. Część zmieniła się stosunkowo niewiele i dobrze zniosła kaprysy stolicy. Inni nie potrafili się tu odnaleźć i szybko powrócili w miejsca, gdzie czują się lepiej. Jest też masa osób, która potrafiła w wielkiej metropolii rozkwitnąć na dobre. Inni zaś… cóż, powiedzmy, że nie znieśli zmiany najlepiej.
Czy więc Warszawa zmienia?
Tak, bo każda przeprowadzka zmienia człowieka. Na lepsze, na gorsze, w mniejszym czy większym stopniu, ku jego szczęściu lub nieszczęściu, ale jednak każdy przyjeżdża do Warszawy z sumą swoich doświadczeń, emocji, lęków, nadziei i marzeń. I każdy inaczej te zmiany przeżywa.
Znam osoby, którym „korposodówka” odwaliła po przybyciu do stolicy, a szybkie tempo, mnogość imprez i presja na „bycie w modnych miejscach” oraz zaliczanie wszystkich lasek z Tindera stały się sensem ich życia. No i spoko, ważne, że są szczęśliwi i się w tym spełniają, choć dawniej prowadzili zupełnie inny tryb życia. Znam też osoby, które do tego pędu, blichtru i „warszawskości” nie lgnęły i nie potrafiły się w Warszawie odnaleźć, a po kilku miesiącach prób odwróciły się na pięcie i wróciły w miejsce, gdzie im lepiej.
Przeprowadzka do Krakowa, Wrocławia, Konina czy Trojanowa też by mnie czy kogokolwiek innego zmieniła. Każdego by zmieniła jakakolwiek zmiana otoczenia. Człowiek jest istotą ewoluującą, każdego dnia wzbogacaną o nowe doświadczenia, odczucia, życiowe decyzje, które musi podjąć i ich konsekwencje, z którymi musi sobie radzić.
A ludzie nadal twierdzą i twierdzić będą, że to Warszawa zmienia ludzi. Wynika to z prostej przyczyny: skali. Warszawa, jako stolica i największa polska metropolia, przyciąga najwięcej osób. Więcej niż inne polskie miasta. A ludzie lubią uproszczenia, więc kiedy w Twoim otoczeniu znajdzie się prawdopodobnie więcej osób, które jako nowe miejsce zamieszkania wybrały właśnie Warszawę, a nie inne miasto. I bazując na tych kilku przypadkach z własnego otoczenia będziesz chciał upraszczać: wszyscy się zmienili po zamieszkaniu w Warszawie, i to na gorsze. Problem w tym, że wszystkich nigdy nie poznasz, a zjawisko ocenisz na podstawie zaledwie kilku przykładów.
Czy ja się zmieniłem po przeprowadzce do Warszawy?
Tak, na pewno. Czy na lepsze? Tak mi się wydaje, choć Twoja ocena tego kim i jaki byłem dawniej i kim teraz jestem może być dla mnie miażdżąca. Masz do tego prawo, nie będę się gniewać. Spytałem ostatnio wieloletniego przyjaciela czy zauważa jakieś zmiany we mnie po tych czterech latach. Nie potrafił mi jednoznacznie odpowiedzieć, a to oznacza, że raczej nic drastycznego się we mnie nie zmieniło.
To jest ten akapit, w którym powinienem wszystko podsumować i przekazać wam moje wnioski, więc nie przedłużając chciałbym byście zwrócili uwagę na to, że każdy człowiek to jednostka zmienna i nie ma sensu oceniać całego ludzkiego gatunku czy wpływu miasta na ludzi poprzez pojedyncze przypadki. To nie ma sensu, to tylko uproszczenie. A uproszczenia są złe. A teraz rzucę jeszcze jednym coelhizmem na koniec: każda zmiana zmienia człowieka i każdy człowiek inaczej na zmiany reaguje.