Zmiana barw, czyli dlaczego Xbox Series X, a nie PlayStation 5?

Długo wyczekiwany przez graczy konsolowych moment nadszedł – weszliśmy w nową generację najważniejszych na rynku urządzeń. Xbox już ma za sobą premierę, a lada dzień nadejdzie także nowe PlayStation. A ja postanowiłem zmienić barwy. Dlaczego?

Kiedy parę dni temu pochwaliłem się w social media, że u mnie nowa konsola już stoi wiele osób było zaskoczonych i dopytywało: dlaczego zamieniam barwy Sony na Microsoft? Cóż, sam się sobie nieco dziwię, bo jeszcze dwa miesiące temu zakładałem, że pozostanę przy PlayStation, z której zakupu byłem bardzo zadowolony i wciąż do przejścia mam parę świetnych tytułów na platformę japońskiej firmy. Może być więc zaskoczeniem, że zmieniam ekosystem do grania. Jednak to bardzo przemyślana decyzja, która jest ugruntowana na bazie konkretnych kalkulacji, ale także bazuje nieco na emocjach.

„Aw shiet, here we go again…”

Przede wszystkim… To nie jest pierwszy Xbox, którego kupiłem. Może mało kto już pamięta, ale PlayStation 4 miałem głównie dlatego, że kupiłem Xboxa w 2014 roku. Szerzej pisałem o tym już wtedy, ale w skrócie: wskutek błędu w sklepie Microsoft kupiłem debiutujący wówczas One nie za 1699 złotych, ale za 699 złotych. Do dziś nie było lepszej „promocji” tego urządzenia. Sęk tkwił jednak w tym, że na dostawę należało czekać niemal trzy miesiące, a czujny dział PR PlayStation (hej Monika!) postanowił ten czas wykorzystać i podesłać mi do testów ich konsolę. Po testach uznałem zaś, że Sony jest dla mnie lepszym wyborem (również ze względu na fakt, że nie posiadałem wówczas telewizora) i po dostarczeniu Xboxa od razu go sprzedałem. Oczywiście w cenie promocyjnej, ale nie aż tak jak go kupiłem. Zarobione pieniądze przeznaczyłam na zakup PS4, która dzielnie służyła mi przez sześć lat.

Co równie ważne, nie jestem jakimś zapalonym graczem. Gram głównie w trybie single player, najczęściej zaś w jedną grę – Fifę. Albo w co ciekawsze tytuły, choć bardzo często z wielomiesięcznym opóźnieniem. Kupowanie gier to droga zabawa i nie zdarza mi się nabywać więcej niż 5-6 gier rocznie. Nie odpalam konsoli codziennie, a zdarza mi się, że potrafi nawet dwa czy trzy tygodnie leżeć i się kurzyć. Natomiast jak już gram to lubię jak jest dobrze, ładnie i fajna historia.

No, tyle tytułem wstępu, ale przejdźmy do konkretnych przesłanek, które zdecydowały o tym, że obok mojego telewizora stanął Xbox Series X, a nie PlayStation 5. Nie, wygląd tej drugiej nie ma tutaj dla mnie znaczenia. Dla mnie sprzęt musi być przede wszystkim funkcjonalny, nie ładny. Choć design to oczywiście ważna rzecz, ale dla mnie drugorzędna. No i na tym polu w tej generacji wygrywa dla mnie także urządzenie od Microsoftu. Nie, że PS5 jest brzydkie, bo nie jest, ale Xbox SX jest dla mnie ładniejszy. Jednak ponownie – to nie było dla mnie decydujące.

SONY W POGONI

Od samego początku z dużą uwagą śledziłem rywalizację next-genów. Od pierwszych zapowiedzi, przez dość mgliste ogłoszenia na przestrzeni kilkunastu minionych miesięcy, aż po intensywną kampanię reklamową w ostatnim czasie. I nie mogłem uciec od wrażenia, że tempo w tym wyścigu narzuca Microsoft, a Sony swoimi zapowiedziami jedynie odpowiada na argumenty rywala. I to czasem niezbyt umiejętnie, bo dość długo nie do końca było wiadomo jak będzie wyglądać kwestia wstecznej kompatybilności czy też dokładna specyfikacja techniczna urządzenia. Xbox ogłasza, że na starcie nowej generacji dostępnych będzie ponad 100 gier w ramach Game Pass, to Sony naprędce ogłasza niedługo później bliźniacze rozwiązanie – Kolekcja PlayStation Plus.

Takie wrażenie odnosiłem bardzo często – Xbox będzie miał to i tamto, Sony chwilę później chwali się podobnym rozwiązaniem, jakby próbował na szybko nadrobić dystans do konkurencji. PlayStation zdecydowanie wygrało ten wyścig w minionej już generacji konsol, lecz ciężko było nie zauważyć, że chyba trochę spoczęli na trofeach czy innych laurach. Sześć lat temu dziękowałem Microsoftowi za zakup PlayStation 4, w tym toku mogę trochę podziękować Sony za zakup Xboxa Series X.

EKSKLUZYWNE TYTUŁY

Obie firmy dużo inwestują w gry oraz serie, które dostępne są wyłącznie w ramach jednego ekosystemu. I nie mam wątpliwości, że na tym polu wciąż królować będzie Sony. Wystarczy, że mają pod swoimi skrzydłami studio Naughty Dog, którzy zrobią kolejne odsłony Uncharted, The Last Of Us czy wypuszczą nowy tytuł i od razu wiem, że będę chciał w to zagrać. Nie ma zbyt wielu exclusive’ów na Xbox, które by mnie pociągały. Obecnie z poprzedniej generacji nadrabiam jedynie Quantum Break, ale nie wiem czy sięgnę po coś jeszcze. Gears of War, Halo, Forza – to nie dla mnie.

Natomiast kupując Xbox Series X nie pozbywam się PlayStation 4, a więc jeśli jakieś ciekawe tytuły ekskluzywne na platformę Sony się pojawią w najbliższym czasie – wciąż będę miał do nich dostęp. Bo zapewne dopiero za dwa lata najciekawsze kąski pojawiać się będą wyłącznie na PS5. I co wtedy? No nie wiem, może po prostu kupię sobie lub wypożyczę PS5, by te najciekawsze tytuły ekskluzywne ograć. Nie muszę ich ogrywać w dniu premiery. W żadną niemal grę nie grałem od razu po jej debiucie w trakcie ostatnich lat (wyjątkiem jest oczywiście Fifa, ale ona nie jest na wyłączność).

GAME PASS

Nie wiem czy to nie był jeden z kluczowych powodów. Bo usługa, która pozwala mi za cenę Netflixa grać w setki gier bez ich kupowania to naprawdę coś niesamowitego. PlayStation ma swój abonament Plus, w ramach którego co miesiąc otrzymuje się 3-4 gry też brzmi nieźle, ale szczerze mówiąc – nigdy nie skorzystałem z tej opcji, bo tytuły tam dostępne albo już wcześniej ograłem albo nie interesowały mnie zupełnie. Game Pass jest inny, zwłaszcza w opcji Ultimate z grami od EA. Po uruchomieniu nowej konsoli po raz pierwszy mogłem od razu rozpocząć pobieranie kilku gier, w które chciałem zagrać.

Kupiłem tylko jeden nowy tytuł w pakiecie z konsolą, resztę mam za darmo, w cenie abonamentu za 55 zł miesięcznie. Coś pięknego. Nie oszukuję się też, że już nigdy nie wydam grosza na inne gry, bo nie będą tu trafiać najnowsze i najciekawsze kąski w dniu premiery, ale w moim trybie grania – jakiś czas po debiucie gier – może się okazać, że uniknę kilku zbędnie wydanych stów w trakcie całej generacji w ciągu nadchodzących kilku lat.

KOMPATYBILNOŚĆ WSTECZNA

Czyli jedna z najistotniejszych zmian w obecnej generacji obu konsol, gdyż także PS5 ma mieć tę funkcję. Natomiast… Długo nie było jasne których gier będzie to dotyczyć, jak ma działać i czy da to tak szeroki dostęp do gier z poprzednich generacji konsoli Sony. A Xbox tę funkcję posiada już od kilku lat, zdążył ją zoptymalizować i bez problemu radzi sobie z grami nie tylko z Xbox One, ale także z X360. Microsoft miał dużo czasu, by całą technologię dopracować i już po tych ledwie kilku dniach widzę, że to naprawdę działa bez absolutnie żadnego zarzutu. Poza tym, w przypadku Sony kompatybilność wsteczna nie miałaby dla mnie takiego znaczenia, skoro mam już ostatnią generację tej konsoli. Mógłbym co prawda po zakupie PS5 sprzedać PS4 i zachować sobie wszystkie gry, no ale po co, skoro mogę mieć obie platformy.

ODROBINA ŚWIEŻOŚCI

PlayStation 4 była moją pierwszą konsolą w życiu, dawniej byłem PC Master Race. Nie mam więc jakiegoś szczególnego przywiązania do jednej czy drugiej marki, historii związku z jedną stroną rywalizacji od dziecka. Nie mam ładunku sentymentu i głębszych uczuć do którejś ze stron. Owszem, tych sześć lat z PS4 było naprawdę fajne, o co dział PR Sony też zresztą mocno dbał przed paroma laty. Kibicowałem marce w social media, dawałem lajki, serduszka, trzymałem kciuki za rozwój platformy.

Ale czasem człowiek czuje potrzebę zmiany, wprowadzenia w swoje życie odrobiny świeżości. Nigdy nie wiadomo czy trawa jest bardziej zielona u sąsiada, dopóki nie przekonamy się o tym osobiście. Dlatego postanowiłem przekonać się osobiście i zobaczyć jak będzie mi się żyło z konkurencją dotychczasowej wybranki (mowa o konsolach, nie kobietach). Nie uznaję tego za zdradę, a za otwarcie nowego rozdziału. Nie wiadomo dokąd mnie ta przygoda zaprowadzi. Może za miesiąc zmienię zdanie, znowu sprzedam Xboxa by kupić PS. Może za rok uznam, że nie chcę mieć konsoli i chcę grać na pececie. Może za trzy lata dokupię sobie PS5 i będą stały przyjaźnie obok siebie. Nie wiem.

Ale chcę teraz wiedzieć jak to jest być w innym środowisku, obserwować inny system operacyjny, eksplorować nowe możliwości. Poczuć radość z obcowania z czymś nowym, a nie tylko odświeżonym i poprawionym. Nie chcę zamieniać kilkuletniego Volvo na kolejne Volvo, nawet jeśli byłby to radosny upgrade. Chcę zobaczyć jak się jeździ Alfą Romeo.

Także moja decyzja była dobrze przemyślana, wynika nieco z ostrożnej kalkulacji, ale także jest efektem emocji, chęci poczucia czegoś nowego, świeżego. I na ten moment jestem ze swojej decyzji bardzo zadowolony. Gram sobie jednocześnie na PS4 w The Last of Us Part II oraz Fifę 20 (nowa Fifa na nowe generacje będzie dopiero w grudniu), a także w Assasin’s Creed Valhalla czy Quantum Break na XSX. Jedno nie wyklucza drugiego. To nie jest wybór albo Sony albo Microsoft. To wybór tego, co dla mnie optymalne na ten moment. Bo za rok mogę zmienić zdanie, nic złego się nie stanie. Choć nic nie zapowiada tego, byśmy z Xboxem Series X się nie polubili. Ale to już temat na inną historię, bo o nowej konsoli pewnie jeszcze niebawem napiszę.

Partnerzy Troyanna