10 gier, które skradły me serce (i czas)

video_games_1

Z nostalgią wspominam czasy gdy byłem beztroskim gimbusem (w liceum już się troski zaczęły) i grałem w gry w ilościach większych niż przeciętny młody człowiek. Teraz ledwo daje się wygospodarować czas na jeden mecz dziennie w Pro Evolution Soccer… Niemniej jednak, zacząłem sobie wspominać najlepsze gry, w jakie kiedykolwiek grałem, aż postanowiłem ułożyć poniższy ranking.

Ranking jest całkowicie subiektywny, a to oznacza, że pod uwagę brałem jedynie to jakie tytuły najgłębiej zapadły mi w pamięć. Gdyby ranking miał być większy 0 musiałbym mocno grzebać w pamięci. A nie na tym rzecz polega. Zapraszam niniejszym na sentymentalną podróż wgłąb mojej młodości.

10. Total War

Wyróżniam całą serię, choć tak naprawdę do czynienia miałem jedynie z Rome, Medieval II i Empire. Strategia niemal idealna, a podbijanie świata Polaczkami dawało sporą satysfakcję. Polityka, wojna, pieniądze, seks (ok, tu sobie dodaję) to elementy nierozłączne serii. Po premierze wspomnianych odsłon wciągała na baaaardzo długo. Ech, gdyby tylko Polacy zarządzali swym krajem w XVIII wieku tak jak ja to uczyniłem w Empire…

9. Counter Strike

Gimbaza do kwadratu i setki złotych wydane na kawiarenkę internetową. Graliśmy z kolegami bez opamiętania, tworząc co chwilę nowe klany, uwalniając VIP-ów czy rozwalając radio w cs_italy. Gra prosta do bólu, ale tak doskonała w swej prostocie, że mogło nie być żadnej innej wówczas. I ta pamiętna fraza

8. Need For Speed

Oj, ile ja tej serii zawdzięczam. Soundtracki były tak dobre, że dzięki nim poznałem wiele genialnych zespołów które słucham do dziś (choćby Queens of the Stone Age czy The Crystal Method). Pełne plastiku części Underground miały w sobie coś, co wciągało na godziny. Choć i tak najlepsze były te Most Wanted. Zabawa w policjantów i złodziei przeniesiona w świat szybkich samochodów. I jeszcze ten „bullet time” i piękny świat w części z 2005 roku….

7. Max Payne

Od kiedy zobaczyłem w kinie Matriksa (mając lat 11…) stworzyłem sobie świat bullet time. No bo który dzieciak nie rzucał się na łóżko wyobrażając sobie, że czas płynie wolniej i jest Neo? :) Max Payne pozwolił spełnić te fantazje w najlepszy możliwy sposób – zabijając tych złych. Ten MROK, ten KLIMAT, no i bullet time. Obok tej gry nie dało się przejść obojętnie. Druga część jeszcze lepsza technologicznie (rag-doll!), zaś trzecia, zeszłoroczna, wbrew krytycznym opiniom, mnie przypadła do gustu. Co prawda Sao Paulo to nie śnieżny Nowy Jork, ale mrok i frajda z latania w zwolnionym tempie pozostała. Fabularnie jednak to dwójka mnie urzekła najbardziej (Mona Sax zrobiła swoje).

6. Assasin’s Creed

Gra, w której spędziłem najwięcej czasu chyba ostatnimi laty. Połączenie historii (a swego czasu byłem miłośnikiem), teorii spiskowych (coś w stylu książek Dana Browna), pięknej grafiki (a zawsze na to leciałem) i fajnych (choć schematycznych) bijatyk. Jedynka mimo wtórnych schematów była czymś tak zjawiskowym, że widok Jerozolimy mam przed oczami na zawołanie. Część II równie dobra, choć włoskie klimaty nie do końca mi odpowiadały. A III? Jeszcze nie grałem. Może znajdzie się kiedyś chwila by nadrobić…

5. Call of Duty

Każdą część przechodziłem po kilka razy. Jasne, nie trwało to długo, ale intensywność akcji wynagradzała całość. Rewolucja, jaką był Modern Warfare pochłonęła mnie całego, jako studenta specjalizacji o stosunkach międzynarodowych. Arabowie, Rosjanie, bomby atomowe, EMP… W trzech częściach MW działo się tyle, że można by tym obdarować więcej tytułów. Sceny takie jak wybuch bomby atomowej, Stalingrad (!!!), inwazja Rosjan na Waszyngton, masakra na moskiewskim lotnisku pozostają w umyśle na bardzo długo… Aż chce się je znowu przeżyć. Chyba każdego z rodziny wołałem do pokoju by pokazać wybuch atomówki. :)

4. Grand Theft Auto

Co tu dużo mówić… Seria tak cudowna, że brakuje słów by to opisać. Na początku powalała głównie możliwościami (jazda po całym mieście) i otwartością. W II grałem nawet z ogipsowanym całym tułowiem gdy miałem złamany obojczyk, choć wiązało się to z dużą ekwilibrystyką. W III grałem nie wierząc, że coś tak pięknego można zrobić w 3D. W San Andreas grałem… Nie wiem co napisać, dużo i na każdy możliwy sposób. :) W części IV gra stała się już czymś więcej niż grą. Miała jednocześnie świetną fabułę (jeszcze lepiej opowiedzianą), świetną warstwę technologiczną, miała w sobie tyle smaczków szydzących z Ameryki (i innych nacji), że przez długi czas ciężko było oderwać się od monitora. Jeśli kiedyś będę bezrobotny – tę grę odkurzę w pierwszej kolejności. A bezrobocie jest całkiem prawdopodobne – niebawem premiera V części gry…

3. Half-Life 2

Gra, na którą czekałem długie miesiące. Analizowałem screen po screenie, filmik po filmiku. Podniecała mnie nowa technologia (silnik Source), jarała mnie lokalizacja gry w City 17 (i okolicach), klimat mnie wciągnął po uszy. I pomyśleć, że minęła już dekada, a gra nadal wygląda bardzo dobrze i wciąga niesamowicie. Kochałem ją tak mocno, że gdy moje pierwsze konto Steam zostało zbanowane (pożyczyłem grę i konto koledze…) to kupiłem ją raz jeszcze. Nigdy nie zapomnę: jak płakałem idąc przez ciemne Ravenholm, wycia fast zombies, walki ze striderami czy spotkania z Dr Breenem na szczycie cytadeli… I jeszcze ta animacja twarzy, rag, doll. Potem był równie dobry Episode One i lepszy Episode Two i potem… Nic. Historia czeka na swój koniec.

2. Pro Evolution Soccer

Seria ta znajduje się na tak wysokim miejscu dlatego, że… Wciąż kradnie mi czas. Staram się grać choćby jeden mecz dziennie, choć ostatnio to „dziennie” zamienia się w „tygodniowo”. Dyskusje o wyższości serii KONAMI od tej EA Sports pominę – kwestia indywidualna. Ja wybrałem PESa i jestem z nim od początku jego pecetowych wydań. I zostanę (chyba) na długo.

1. Football Manager

Ta seria znajduje się na najwyższym miejscu bo zjadła prawdopodobnie więcej czasu niż wszystkie pozostałe gry w zestawieniu. Liczone łącznie. Każda gra miała swój licznik czasu spędzonego w niej – u mnie niektóre „sejwy” liczone były w kilkunastu dniach (czasu grania!). Edycja 2013 to pierwsza, w którą nie gram. Boję się, że jak odpalę, to nie napiszę nigdy nic więcej na bloga, rzuci mi dziewczyna (jeśli znajdę czas by tego wysłuchać), a średnia czasu spędzana przez użytkowników na Facebooku spadnie drastycznie bo mocno zaniżę średnią. I zrozumieją mnie tylko Ci, którzy tak jak ja kochają tę serię, jej dbałość o szczegóły i (jakby nie było) realizm.

Dodatkowe wyróżnienia przyznam jeszcze tylko Splinter Cellowi (zawsze lubiłem TPS-y, co chyba widać powyżej), bo Clancy robi fajne historie (a Amon Tobin soundtrack!), FallOutowi 3 (nigdy nie lubiłem RPG, ale ten mnie uwiódł swym postapokaliptycznym klimatem) oraz BioShockowi (postapokaliptyczny świat w niecodziennym wydaniu).

A jak wyglądałyby wasze zestawienia?

Partnerzy Troyanna