Dziś będzie mały zjazd na margines tematyczny tego bloga. Nie będzie Facebooka, Apple, Foursquare’a i innych kwestii, którymi was zanudzam przeważnie. Dziś będzie o moim ukochanym mieście – Gdańsku.
A wpis ten został zainspirowany przez niedawny wyjazd na blogerskie kolonie na Wyspę Sobieszewską – Morską Ferajnę. Nawet nie wiecie jak to jest jechać na krótkie wakacje do… Swojego miasta. Niemal rok temu porzuciłem Trójmiasto na rzecz żyjącej dynamicznie stolicy, czego nie żałuję, lecz z każdym miesiącem coraz mocniej brakuje mi Gdańska. Powodów ku temu jest wiele, ale postaram się to poukładać w dziesięć sensownych punktów.
1. Morska bryza
Nawet w najgorętsze dni lata wystarczyło w Gdańsku wychylić głowę za okno, by lekki, ale zawsze, wiatr nieco pomuskał naszą spoconą twarz. A nad morzem to już w ogóle rześko i przyjemnie. W Warszawie w tak upalne dni powietrze stoi w miejscu. Czasem wiatr zawieje, ale trzeba iść nad Wisłę lub na szczyt Pałacu Kultury. No i jest to inny wiatr…
2. Morze
Mieszkać nad morzem 24 lata i tego nie doceniać… Tyle przegrać! Zdecydowanie za rzadko celebrowałem obecność dużego akwenu (bo o Zatoka Gdańska, nie morze!) w swoim sąsiedztwie. Wisła to nie to samo, a brzmienie fal to, po muzyce, jedne z najlepszych istniejących dźwięków.
3. Sport
Mając tylu znajomych w jednym miejscu, wielu poznanych właśnie na piłkarskim boisku, nie było problemów z organizacją meczów. Przynajmniej raz w tygodniu się udawało spotkać, pokopać piłkę i pośmiać razem. W stolicy jest trudniej. Mieszkam tu 11 miesięcy i grałem w piłkę nie więcej niż 10 razy. Niby możliwości mam, ale albo za drogie (50 zł za 1,5 godziny gry?! To 5 meczów w Sopocie.), albo w weekendy, kiedy jestem albo w rozjazdach, albo przyjmuję gości.
4. Długie powroty do domu
Kiedy mieszka się na Osowej (dla niewiedzących: dzielnica Gdańska, ale za obwodnicą, czyli daleko) to nie ma dobrych dojazdów w żadne miejsce. Nie ma i tyle. Autobus nocny? Jest jeden, co dwie godziny. Jedzie przez niemal wszystkie dzielnice Gdańska, a do tego Sopot i Gdynię. Czyli jakieś dwie godziny. I ten czas to był dobry moment na refleksje, (czasem pijackie) przemyślenia i chwile zadumy. Wpadłem wtedy na wiele fajnych pomysłów. W stolicy komunikacja jest doskonała, przez co każdy kwadrans (-omilion) w ciągu dnia wykorzystuję optymalnie, a czasu na zwykłe myśli brakuje.
5. Trzy miasta
Ten podział był bardzo wygodny. Wiadomo: w Gdańsku się pracuje, uczy, robi inne fajne rzeczy. W Sopocie się imprezuje, chodzi na kawę, lody i ogląda wschody słońca. A Gdynia? Tam się jedzie do dziadków zjeść niezbyt smaczny obiad, na Open’era lub ląduje przypadkiem jeśli zaśniesz nocą w SKM-ce.
6. Stocznia
Post-industrialny klimat jest super. Zwłaszcza gdy organizowane są tam pierwsze fajne imprezy w Twoim życiu (tutaj mówię o CUcumberach, cześć ich pamięci †). Ten teren wciąż jest na maxa niewykorzystany, co powoli się zmienia. A miałem okazję poznać głębokie zakamarki tego obszaru pomagając przy organizacji Photo Dayów.
7. Wrzeszcz
Cały mój świat przez kilkanaście pierwszych lat życia. Jaśkowa Dolina, las, specyficzne kamienice, niebezpieczne rejony i wspomnienia na każdym rogu. Z tym miejscem jestem związany bardziej niż z jakimkolwiek innym. Gdy szukałem lokum w Warszawie chciałem znaleźć na Mokotowie, gdyż w wielu miejscach oddaje klimat wrzeszczański. A ulica Gagarina, przy której (jeszcze) mieszkam przypomina aleję Hallera.
Teraz coś śmiesznego. Kiedy wyprowadzając się z Wrzeszcza miałem głęboką depresję i zacząłem pisać wiersze. Bardzo słabe. Tylko jedna część mi się spodobała:
Póki tylko mogę jeszcze,
Staram się napawać Wrzeszczem.
8. Spokój
Tempo życia w Gdańsku jest dużo niższe niż w stolicy. Oczywiście robię teraz dużo więcej niż rok temu, lecz wszystko i tak dzieje się za szybko. Niby coś oczywistego, lecz uderza mnie to coraz mocniej. Tam, nawet jeśli był zapierdol, to był lżejszy i przyjemniejszy.
9. Wrzeszczoliwa
Taka dzielnica nie istnieje, ale sam ją sobie stworzyłem na potrzeby określenia mojego drugiego ulubionego miejsca w Gdańsku: między Wrzeszczem, a Oliwą, wzdłuż lasu. Stare wille, spokój, las za rogiem i nadal centrum miasta. Kochałem ten klimat i spacery po okolicy. I teraz właśnie przeprowadzam się na Żoliborz, gdzie miejscami da się wyczuć podobny klimat.
10. Ludzie
To oni nadają sens naszemu życiu. Niestety dystans rozmywa powoli wszystkie relacje, nawet te najbliższe. Niby jest Facebook, są inne narzędzia, ale nic nie zastąpi wspólnego grania w piłkę, sopockiego upodlenia się, oglądania wschodu słońca czy przypadkowych spotkań każdego dnia. NIC.
Wyszło mocno sentymentalnie i trochę smutno, ale taka już nasza natura, że tęsknimy do młodości, lepszych, spokojniejszych czasów. Wtedy problemem było wysupłanie dychy od rodziców na piwo, i zagrożenie na koniec roku z matmy. Cóż to jest wobec tego, co spotyka nas teraz? ;) Ale żeby nie było tak smutno to zapraszam was na…
Konkurs!
Jako członek niedawnej Morskiej Ferajny, która skłoniła mnie do powyższych refleksji mogę zaprosić was do udziału w konkursie. Jest lekki, łatwy i przyjemny.
Nagroda: weekend na Wyspie Sobieszewskiej w ośrodku Alma. Dwa noclegi, dwie osoby, śniadanie, obiad i fajne miejsce na ciekawy weekend. Wiem coś o tym, bo sam spędziłem tam kilka dni. Dla gdańszczan: fajna opcja by wyskoczyć na weekend i odpocząć na plaży z dala od turystów. Dla ludzi spoza: to samo + blisko do Gdańska. :)
Zasady: Nie będzie kolejnego konkursu z cyklu „polub/udostępnij”. Wystarczy, że napiszecie w komentarzu pod tym wpisem co byście przez te dwa dni na Wyspie Sobieszewskiej robili. Na wasze komentarze czekam do 5 września, po czym trzy najciekawsze wyślę do komisji Morskiej Ferajny. To oni zdecydują komu uda się odwiedzić Gdańsk. :)
Wszystko jasne? No to do dzieła!
PS. Fotki z wpisu to moje Instagramowe dzieła wykonane w Gdańsku. Możecie mnie tam śledzić jakby co.