To już prawie pół roku, kiedy blog Troyann z darmowego szablonu i domeny na WordPressie stał się w pełni profesjonalnym blogiem, z końcówką .pl, a od niedawna także z przepięknym, autorskim layoutem i zmiennymi trójkątami. I to właśnie ten blog sprawił, że od czerwca pracuję w agencji Vacaloca.
Dziś pokrótce opowiem wam historię, którą parę dni temu zaserwowałem Andrzejowi Tucholskiemu. W Warszawie mieszkam już prawie dziewięć miesięcy, nie miałem problemu z przeprowadzką, gdyż moja ówczesna (i obecna też, ale o tym potem) praca była całkowicie zdalna. Ale pójście na „swoje” (takie wynajęte), różne finansowe zobowiązania, które pozwalały na wygodne życie pod dachem rodziców sprawiły, że życie zrobiło się nieco trudniejsze. Liczenie każdej złotówki, odmawianie wyjść na miasto, kawy tylko w domu – było fajnie, ale chciałem czegoś więcej.
Także zawodowo chciałem pójść nieco dalej, szukałem nowej pracy, zaliczyłem kilka rozmów o pracę. Bezskutecznie. Trwało to tak z trzy miesiące, do momentu gdy postanowiłem założyć bloga, podbić świat i sprawić by to firmy się do mnie zgłaszały z propozycjami pracy. Personal branding na modłę Kuby Prószyńskiego w pełnym wydaniu – nie ukrywam, że od niego czerpałem bardzo wiele. Nie ma nic złego w nauce od innych.
Założyłem bloga i założyłem cel – rozwijać się szybko, budować własną markę i w ciągu roku znaleźć się w nowym zawodowo miejscu. 10 stycznia blog ruszył pełną parą: z logo (nadającym się na bloga historycznego), z własnym serwerem (pozdro Zenbox!) i wielkim zapałem. Zdalna praca sprawiała, że czasu na pisanie było dużo. Dlatego miałem czas ruszyć z akcją Foursquare’a. A ta przyniosła mi szera od samego Pawła Tkaczyka. Motywacja +1000.
Nieco się bałem, ale też szybko zechciałem się integrować ze stołeczną blogosferą i uczęszczać na eventy branżowe (Czwartki!). I tutaj czas na event, który zmienił moje życie. Debata blogerzy vs dziennikarze z początku lutego. Poszedłem sobie, posłuchałem i zostałem na „after”, czyli piwko w gronie kilku osób, które były na debacie. A, że niemal nikogo nie znałem, byłem nieśmiały to podpierałem ścianę z piwem i telefonem w ręku scrollując Facebooka.
Wtem podszedł do mnie On, obcy człowiek i zagaił: „jak tam debata”. Nieco speszony zacząłem opowiadać o swych wrażeniach, rozmawialiśmy kilka dobrych chwil o blogosferze etc. A potem taki dialog:
– Co robisz w życiu?
– A wiesz, pracuję sobie robiąc social media w Mediach Regionalnych, ale jeśli się znajdzie coś lepszego to może się skuszę, a do tego piszę bloga.
– O czym?
– A wiesz, social media, technologie, takie tam, a ostatnio napisałem o Foursquarze.
– To Ty jesteś Troyannem!?
Moje ego zostało bardzo mocno połechtane, pierwszy raz w życiu usłyszałem coś takiego i zrobiło mi się po prostu, po ludzku bardzo miło. Później rozmawialiśmy o branżuni socialowej, a ów On powiedział, że właśnie zmienił agencję na fajną i być może kiedyś będzie potrzebował kogoś do pracy i może się odezwie.
Potem takie motywy też się czasem zdarzały. Kolejne miesiące to kolejne teksty, kolejni czytelnicy, kolejni fani na Facebooku, kolejne integracje w środowisku blogerów oraz social media – czasochłonna, ale przyjemna praca. Po dwóch miesiącach od założenia bloga napisałem jak bardzo jestem szczęśliwy z tej decyzji. Z czasem zacząłem otrzymywać też pierwsze propozycje pracy, lecz z różnych względów odmawiałem, zwłaszcza, że i w Mediach Regionalnych dostałem drugie stanowisko. Nowe zadania, nowi ludzie, praca w biurze i nowe, ciekawe doświadczenia. No i wreszcie hajs się zgadzał również, a ja jestem trochę materialistą, więc się cieszyłem. Ale wiedziałem, że nadal chcę spróbować czegoś nowego.
Ów On, Bartek Głowacki, odezwał się kilka tygodni temu i zaprosił do wysłuchania propozycji pracy. Owa agencja, to Vacaloca, w której spędziłem już dwa, bardzo inspirujące, tygodnie. A przecież mogło być zupełnie inaczej: mogłem nie zostać po debacie na piwie, Bartka bym nie poznał. Mogłem nie zakładać bloga. Mogłem nie integrować się z dwoma środowiskami: blogerów i ludźmi social media. Trochę przypadku, dużo pracy i tak oto w pięć miesięcy osiągnąłem cel przyświecający powstawaniu bloga. Tak, z całą pewnością mogę powiedzieć: BLOG DAŁ MI NOWĄ PRACĘ.
Pozostaje pytanie: co teraz? Zamknę Troyann.pl i wieczory będę spędzał w domowym zaciszu obijając się? Skądże! Możliwe, że lekko zmienię tematykę wpisów, a na pewno ją poszerzę, bo teraz nie będę zajmował się zawodowo tylko mediami społecznościowymi. Nie, teraz będę jeszcze bliżej blogerów. I strasznie się tym jaram! :)
Jaka z tego puenta? Chcecie pomóc sobie w znalezieniu nowej pracy? Piszcie blogi! Serio, niezależnie od tematyki, blog może nie zapewni wam nowej posady, ale na pewno nie zaszkodzi! Nawet jeśli piszecie o rybkach w akwarium, fizyce termojądrowej czy kwiatach, dosłownie – czymkolwiek. Blog to pasja. Pracodawcy lubią pasjonatów, dlatego wpisanie sobie go do CV może znaczyć więcej niż wyższe wykształcenie. Tak, nikt mnie nie pytał o to czy skończyłem studia (bo nie skończyłem) gdy oferował mi pracę. Tutaj liczy się wiedza poparta pasją i chęć samorozwoju. A blog jest tego idealnym świadectwem.