Kiedy zaczynam pisać ten tekst dochodzi godzina 2 w nocy. Jest ciemno, jedynym światłem jest blask ekranu komputera. Czasem ziewnę, bo jestem zmęczony, ale nie nudzę się, mam sporo do zrobienia.
Siedzę w leżaku na balkonie. Mam Somersby w szklance z lodem, mam papierosy, obok nich nowy notesik Moleskine’a z zaledwie dwoma zapisanymi stronami. Na uszach słuchawki, a z nich koją mnie dźwięki twórczości Nicka Cave’a. W tych pięknych okolicznościach przyrody pozostanę pewnie jeszcze z godzinę.
Ostatnio przeczytałem, zresztą nie tylko ja, tekst opisujący jedną ciekawą zależność. Otóż podobno osoby, które chodzą spać później są bardziej inteligentne. Chciałbym móc powiedzieć, że jestem potwierdzeniem tej tezy, ale nie czuję się jakoś wybitnie inteligentnie. Jednak, od kiedy pamiętam, zawsze najlepiej i najefektywniej pracowało mi się nocą.
Już od liceum najlepiej chłonąłem wiedzę tuż przed północą. Rodzice mówili, że znowu zostawiam wszystko na ostatnią chwilę, ale to było podświadomie zaplanowane – po prostu wieczór dzień przed sprawdzianem był optymalną porą na naukę. Na studiach ciągnąłem to dalej. Próbowałem wkuwać za dnia, lecz przynosiło to mizerne efekty. Czekałem na noc. Na ciszę, spokój i koncentrację na jednej tylko rzeczy – książce przede mną.
Podobnie mam i dziś. Mocno ubolewam nad faktem, że kulturowo narzuconą mamy pracę od rana do popołudnia. Rano jestem maksymalnie niewydajny. Pierwszą godzinę w biurze spędzam na spiciu kawy, przeczytaniu maili i zaplanowaniu dnia pracy. Potem mam skok energii, motywacji, kreatywności, kończący się popołudniem. Wracam do domu i nie wiem co ze sobą zrobić. Staram się coś napisać, coś komuś pomóc. Nie idzie, totalnie. Staram się skupić na zadaniach bardziej mechanicznych.
I przychodzi magiczna godzina pomiędzy 21 a 22. Wtedy jest już ciemno, a we mnie budzi się dziwna moc. Moc do działania. Jak mi się wkręci to mogę tak bez przerwy do 3, jak teraz właśnie. To nie zasługa księżyca, wampirów czy kosmitów. Zatem czego?
Dużą rolę na pewno odgrywa fakt, że większość z was śpi. Nikt nie dzwoni, nikt nie pisze sms-ów, jakoś malutko powiadomień na Facebooku i wreszcie maile nie przychodzą. I wiadomości na Facebooku. One są najgorsze. Wszędzie powiadomienia. Przeglądarka, komputer i smartfon. A co jeśli to coś ważnego? Sprawdzam. Na Facebooku polega moja praca, to może być bardzo ważne. I maile nie przychodzą. Lubię odpisywać błyskawicznie, mój urok i moje przekleństwo.
Wiele jest badań na temat tego, że noc jest od spania. Przeciętnie człowiek potrzebuje minimum 6-7 godzin snu na dobę. Luksus, na który mnie nie stać. Może i jestem przeciętnym człowiekiem, ale plany mam bardzo nieprzeciętne, a nie zrealizuję ich bez ciężkiej pracy. Staram się optymalizować czas pracy, robić jak najwięcej w jak najmniejszym czasie. Nie stać mnie na luksus jakim jest sen. I wiem, że w pewnym momencie mój organizm może się zbuntować w dość radykalny sposób. Jakoś sobie z tym poradzę.
Maksymalna koncentracja, motywacja i kreatywność rodzi się we mnie nocą. Robię to kosztem snu, bo wyśpię się przecież w weekend. Albo w grobie. Ale dzięki temu mogę robić tak wiele różnych i ciekawych rzeczy. Pod blokiem nie piją, już się upili, cisza. Psy nie szczekają, śpią z właścicielami, cisza. Tylko muzyka, moja muzyka. I ja. I komputer z Internetem. Z połączenia tych składników rodzą się moje najlepsze pomysły. Nie jestem pewnie bardziej inteligentny idąc spać później. Ale na pewno mogę robić dużo więcej i intensywniej w ten sposób
Jestem nocnym Maćkiem.