Kawa czy herbata? To pytanie każdego ranka zadają sobie miliony Polaków. Jednak okazuje się, iż istnieje trzecia droga, czyli impreza, a konkretniej inicjatywa o nazwie Technoranek.
Jak wygląda klasyczny dzień zdecydowanej większości społeczeństwa. Najpierw praca, potem czas wolny, rozrywka, często w postaci imprezy. Dlatego koncepcja, by pójść na imprezę przed pracą to odwrócenie logiki i naszych przyzwyczajeń do góry nogami. Gdy pierwszy raz dowiedziałem się o istnieniu inicjatywy Technoranek puknąłem się w czoło. Przecież jestem nocnym markiem, uwielbiam spać i pobudka przed 8 mnie przeraża. Miałbym wstać jeszcze wcześniej, by przed pracą potańczyć?
Tak, w kilkanaście godzin sam siebie przekonałem do takiej koncepcji. Jest tak absurdalna, że… Nie mogła się nie udać. Postanowiłem spróbować. Grupa zajawkowiczów organizowała w ostatnich dniach piątą edycję Technoranka, w centrum Warszawy, od godziny siódmej rano do niewiele ponad dziewiątej. Jedni lubią przed pracą pobiegać, ja wybrałem taniec.
Zresztą, całość wpisuje się w mój niedawny tekst o świadomym clubbingu, gdzie impreza to nie czas kiedy zalewam się w trupa w do byle jakiej muzyki, ale po prostu idę chłonąć dobre dźwięki. A przed pracą pić nie wolno, wiadomo. W dniu Technoranka udało mi się wstać wcześniej, zajarany całą koncepcją szybko opuściłem dom wraz z całym osprzętem do pracy. Po drodze uzbroiłem się w paczkę fajek, drinka w postaci mrożonej kawy i dotarłem pod wskazany wtajemniczonym osobom adres. Z pierwszego piętra już dudniło piękne techno.
Wchodzę do prywatnego mieszkania, w kuchni witam się z obcymi ludźmi rozmawiającymi przy kawie i papierosie o niedawnym Audioriver. Pytam właścicieli mieszkania o problemy z sąsiadami, choć już przecież po ciszy nocnej.
Ogólnie to jest jedna problematyczna sąsiadka, ale staramy się być w miarę cicho i póki co nie było żadnych problemów. No i masa biur wokół.
No i pięknie. Idę dalej, korytarzem do salonu, gdzie zebrało się jakieś 30 osób i tańczyło do dobrego dj seta. Było klimatycznie: zasłony zapewniały specyficzny mrok, kanapa służyła za szatnię, na półkach leżała dobra literatura, a na stole drobne przekąski i zapas wody. Oprócz niej o odpowiednią temperaturę dbały też wiatraki. Nikogo nie znałem, część ludzi się znała, ale wszyscy się do siebie uśmiechali, kołysząc się w rytm dobrego techno. Radość, energia i ładowanie baterii na cały dzień w pracy.
Przed dziewiątą mieszkanie zaczęło powoli pustoszeć, wszak do Mordoru był z centrum kawałek. Ja na szczęście musiałem podjechać jedynie dwa przystanki tramwajem do biura, więc zostałem jeszcze chwilę. I wtedy końcowa część seta rozpoczęła się od arcysztosu ostatnich dni, najczęściej granego utworu na Audioriver – Bjarki „I Wanna Go Bang”. Na mojej japie pojawił się szeroki uśmiech.
Po nim chwyciłem torbę, pożegnałem się i pognałem do pracy, gdzie kawę mogłem sobie zrobić nieco później. Niespełna dwie godziny tańca przed pracą napełniły mnie energią, a radość nie schodziła z mordy. Pomysł, który zrobił mi początkowo niesamowity mindfuck i odwrócił utarte szlaki myślowe, spowodował, że miałem doskonały dzień. A zatem na pytanie „kawa czy herbata” odpowiem: wixa.
Jeśli chcecie mieć podobnie, śledźcie stronę Technoranek na Facebooku, niebawem kolejne edycje.