Jedyną wiadomą jest niewiadoma. Nie wiemy kiedy życie wróci do normy. Nie wiemy czy wróci do normy. Jak bardzo cała pandemia odbije się na naszej rzeczywistości. Nie wiemy nic.
Można podejrzewać, że w pewnym stopniu wiele rzeczy się ustabilizuje i wróci do trybu, który znamy jako „normalny”. Może za rok będziemy wspominać wszystko na chłodno. Nie z uśmiechem na twarzy, bo po tak głębokim kryzysie nie będzie nam do śmiechu. Każdy z nas obecnie sporo rozmyśla na ten temat, wyczekując jakichś konkretnych i pewnych informacji. Też dużo myślę i choć nie mam żadnych odpowiedzi i nie mam żadnego wpływu na to w jakiej rzeczywistości się znajdziemy, to mam wpływ na to, co ja mogę robić.
Zanim przejdę dalej do swoich rozważań chciałbym mocno podkreślić, że nie jestem epidemiologii, ekonomistą, socjologiem, a i z politologii mam jedynie licencjat. Nie traktujcie poniższych tez czy wniosków jako proroctwa, bo choć mam na imię Maciej, to do wróżbity mi bardzo daleko. Każdy kto mówi, że wie jak będzie za miesiąc kłamie. Jedyne co mamy to hipotezy i przypuszczenia. Ja w tym tekście chciałbym się jedynie podzielić swoimi obawami, wnioskami i spostrzeżeniami dotyczącymi konsekwencji trwającej już miesiąc izolacji oraz jej konsekwencji. I tego co ja, osobiście, będę mógł robić.
Muzyczne festiwale
Od trzynastu lat nie było dla mnie żadnego lata bez muzycznych festiwali. Czasem był to jeden festiwal, czasem aż sześć (pamiętny rok 2011). Każdego roku wyczekiwałem tych imprez, w trakcie których przeżywałem wspaniałe chwile. Nie bez powodu pojawiłem się kiedyś w telewizji jako festiwalowicz. Tymczasem 2020 rok będzie chyba pierwszym moim rokiem od lat bez żadnego festiwalu. Wiele imprez na świecie już zmieniło swoje terminy: Coachella w październiku, Glastonbury przesunęli całą imprezę na kolejny rok, a więc de facto tegoroczna edycja jest odwołana, bo przecież w przyszłym roku nie odbędą się dwa festiwale niezależnie od siebie. Podobny los spotkał także Roskilde oraz dziesiątki innych festiwali.
A w Polsce? Tauron Nowa Muzyka wrócił do korzeni i czerwcowy termin imprezy zamienili na końcówkę sierpnia. Open’er wciąż chyba wierzy w to, że lipcowy termin jest niezagrożony. Bo choć padają deklaracje o „monitorowaniu rozwoju sytuacji” to na radykalne kroki nie są jeszcze zdecydowani. Podobnie Audioriver. Ja absolutnie nie wierzę w to, żeby w lipcu te imprezy się odbyły.
Załóżmy, że, zgodnie z najnowszymi zapowiedziami rządu, obecne restrykcje będą stopniowo zdejmowane z końcem kwietnia. Nie można tego wykluczyć, ale nie wierzę, by to oznaczało powrót do sytuacji sprzed pandemii koronawirusa. Pewnie młodzież i dzieci wróci prędzej czy później do szkół, wiele osób wróci do pracy. Z zachowaniem maksymalnej ostrożności zminimalizujemy ryzyko, ale nie pozbędziemy się najprawdopodobniej wirusa SARS-COV2 zapewne jeszcze przez minimum rok. Stopniowe zdejmowanie restrykcji moim zdaniem nie obejmie imprez masowych przez jeszcze wiele miesięcy. Najrozsądniej byłoby nie organizować ich nawet przez rok, choć w to nie wierzę.
Nawet jeśli obecne zakazy dotyczące imprez masowych przestaną obowiązywać od lipca, nawet jeśli to sprawi, że wyjazd na festiwale stanie się możliwy… To ja w tych festiwalach uczestniczyć nie mam zamiaru. Choć bardzo bym chciał, to uczestniczenie w tego typu imprezach wiąże się z ogromnym ryzykiem. Bo nie wiadomo czy sam w pewnym momencie nie będę nosicielem wirusa i czy swoim brakiem odpowiedzialności spowodowanym chęcią wyjazdu na festiwal nie zakażę innych, a tym samym potencjalnie nie doprowadzę do śmierci ludzi.
Po drugie, nawet jeśli sam nie przyjadę na teren festiwalu z wirusem, to przebywanie w tak dużym skupisku wielu tysięcy osób jest obarczone ogromnym ryzykiem zakażenia się i powrotu do domu i codzienności jako nosiciel wirusa. I nawet nosząc maseczki na całym festiwalu, dezynfekując dłonie po każdym koncercie czy korzystając z dezynfekowanych po każdym użyciu toalet – ryzyko wciąż jest ogromne. Niestety, przyjmuję w życiu społecznym zasadę domniemania głupoty i braku odpowiedzialności. Nawet jeśli ja robię wszystko zgodnie z protokołem bezpieczeństwa to zawsze znajdzie się ktoś (albo wielu ktosiów), którzy protokół bezpieczeństwa zignorują i wyrządzą mi krzywdę. Codziennie docierają do nas informacje o ludziach, którzy łamią zasady bezpieczeństwa. Codziennie na klkadziesiąt tysięcy osób znajduje się kilkaset, które łamią zasady kwarantanny.
To jak z byciem pieszym na przejściu dla pieszych. Nawet kiedy mam zielone światło – obejrzę się czy nikt mnie nie chce przypadkiem rozjechać. Co z tego, że mam zielone, samochody mają czerwone, skoro może się trafić ktoś pijany/nieostrożny/głupi/zdarzymusięcośzłego i mnie rozjedzie. Wiadomo, że nie miał prawa tego zrobić. Ale to zrobił. A przecież to ja miałem zielone światło! I pewnie nawet wygram z nim sprawę w sądzie, ale co z tego, skoro będę połamany lub niepełnosprawny do końca życia. Nie wygram w sądzie jeśli będę martwy.
I dlatego właśnie jakiekolwiek uczestnictwo w imprezach masowych, nie tylko festiwalach, ale i koncertach, wydarzeniach sportowych, imprezach branżowych, premierach produktowych – to wszystko będzie obarczone ogromnym ryzykiem do czasu całkowitego zażegnania koronawirusa. Nie wiadomo jak go zażegnamy, czy go zażegnamy i kiedy to może nastąpić, ale ja mam zamiar zachować do tego czasu maksymalną ostrożność. Mam wpływ tylko i wyłącznie na swoje decyzje, dlatego moją decyzją będzie zachowanie czujności i minimalizowanie ryzyka. A każda impreza masowa to ryzyko.
Tęsknię za kinem
Ale są jeszcze inne rzeczy, które kocham i z którymi nie mam pojęcia co będzie. I mam tu na myśli głównie kino. Bo przemysł rozrywki filmowej jest ogromny i musi wrócić, prędzej niż później. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak, ale wróci. Pewnie nawet na sezon letnich blockbusterów, choć nie mam takiego przekonania. Strasznie brakuje mi wyjścia do kina, zakupienia kartonu z popcornem i oddania się sztuce filmowej na sali kinowej wśród… Innych ludzi. No właśnie, ponownie ludzie są tutaj najsłabszym elementem całego równania.
Bo co z tego, że ja będę odpowiedzialny, zdezynfekuję ręce wchodząc na salę kinową, nawet odmówię sobie zakupu popcornu, by w trakcie seansu nie zdejmować maseczki z twarzy, usiądę w dużym odstępie od ludzi. Kto wie, może kina otwarte zostaną z restrykcjami podobnymi do tych panujących obecnie w komunikacji miejskiej – jedynie co drugie miejsce siedzące jest udostępnione dla klientów. No, ale co z tego jeżeli… Ktoś sześć rzędów za mną zdejmie sobie maseczkę by jeść nachosy (przychody z baru w kinach są zbyt ważnym źródłem zarobku, by z tego zrezygnować) i w trakcie seansu kichnie lub kaszlnie obarczając mnie wirusem.
Chodzenie do kina czy teatru będzie kolejnym ryzykownym posunięciem i mimo całej mojej miłości… Nie wiem czy się na to odważę. I już mi się serce łamie i oczka robią się wilgotne na myśl o lipcowej premierze „Tenet” Nolana, której nie obejrzę w IMAX… Nie wiem czy to wytrzymam, ale wypadałoby być konsekwentnym w swoim ograniczaniu ryzyka.
Nie wiem co to będzie, ale jest to scenariusz, którego absolutnie nie wykluczam. To są sytuacje, które mój mózg od paru tygodni już przeprocesowuje. Oswajam się z myślą, że nawet przez rok nie pójdę do kina. I bardzo chciałbym się mylić, ale nie umiem nie brać tego scenariusza pod uwagę. Mój strategiczny umysł lubi analizować i za dużo myśleć. Lubi zakładać najczarniejsze scenariusze jako realne. Nie uważam siebie jednocześnie za pesymistę, a za realistę. Bo te scenariusze są naprawdę realne na tę chwilę. Nie wiemy co będzie, więc może być wszystko.
I jasne, wszyscy mamy obecnie większe problemy na głowie: boimy się o zdrowie najbliższych, wielu znajomych traci źródło utrzymania, wiele kolejnych zaraz je straci. Przed nami jeszcze wiele trudnych momentów. Zbiorowo, jak i indywidualnie. W tej chwili najważniejsze jest przetrwać najgorsze. Ale życie jakie znamy wróci, pewnie zmienione, mniej lub bardziej. I myśl o tym wielu nam pomaga. Wiele optymizmu powiało z niedawnego przemówienia królowej Elżbiety II. Było w tym sporo ciepła, pokory i optymizmu. Bo jeszcze się będziemy spotykać, jeszcze będziemy się jednoczyć, spędzać czas razem. Pójdziemy do kina. Pojedziemy na festiwal muzyczny. Muszę mieć o czym pisać tego bloga, a o czym jak nie o filmach i festiwalach!?
Natomiast ja nie mam zamiaru ryzykować. Nie chcę żyć ze świadomością, że swoją lekkomyślnością, chęcią pojechania na wymarzony koncert czy pójścia do kina doprowadziła do czyjejś śmierci. Tak, wlicza się w to także seans nowego filmu Christophera Nolana. Sam też nie chcę umrzeć, a nawet jeśli ja zachowam wszelkie środki bezpieczeństwa w dużych zbiorowiskach to zawsze znajdzie się ktoś, kto te środki zignoruje i narazi mnie na ryzyko. Nie wiem co będzie, bardzo mi brakuje codzienności, ale wolę przez rok odpuścić duże imprezy masowe, mogę rok nie chodzić do kina, by potem cieszyć się nimi jeszcze długie lata. Ktoś może mnie spyta: ale co to za życie bez festiwali i kina?
A ja odpowiem: kiepskie, ale wciąż życie.