W roku 2017 nie wydarzyło się w moim życiu nic rewolucyjnego – nie zmieniłem pracy, trzeci rok mieszkałem w tej samej kawalerce, nie przebiegłem też maratonu. Nie oznacza to jednak, że nic się nie działo. Ba, działo się bardzo dużo. Złego i dobrego, z dominacją dobrego.
I o tych dobrych rzeczach właśnie chciałbym dzisiaj nieco opowiedzieć. Nie chcę tu robić żadnego rankingu czy podziału na kategorie, po prostu wspomnieć o najlepszych rzeczach jakie mnie spotkały, najlepszych decyzjach jakie podjąłem i co wpływało na moje życie i plany na kolejne miesiące.
Złamanie ręki
Rok rozpocząłem z hukiem i trzaskiem łamanego łokcia. I choć wydawałoby się, że to tragiczne i drastyczne doświadczenie to ja w sumie bardzo się z tego cieszę. Oczywiście, bolało, byłem bardzo uzależniony od pomocy innych (a nie lubię tego) i niesamodzielny, ale wyszło mi to na dobre. Raz, że miałem wreszcie sześć tygodni spokoju na zwolnieniu lekarskim. Czas ten poświęciłem na nadrabianie zaległości filmowych, serialowych, czytanie i zastanawianie się nad sobą samym i swoją przyszłością. Po drugie, podniosła się moja samoocena. Choć wiem, że dziwnie to brzmi, to jednym z moich lęków w trakcie kilkuletniego życia w Warszawie było to, że trafię do szpitala i nagle spośród wielu znajomości zostanę sam, zapomniany. Nie zostałem sam, a wsparcie od przyjaciół i bliskich w szpitalu i w trakcie zwolnienia lekarskiego mnie wręcz zszokowała. Nie byłem sam, nie jestem sam, to mnie bardzo umocniło psychicznie. Ten czas dał mi bardzo dużo, co wpłynęło na kolejne miesiące.
Eksperyment z YouTube
W kwietniu postanowiłem nie pisać nic na blogu, a wszystkie treści publikować w formie wideo na YouTube. To był test własnej konsekwencji i błyskawiczne podnoszenie umiejętności zarówno występowania przed kamerą, jak i postprodukcji. Może trochę żałuję, że nie pociągnąłem tego dalej, ale pisanie dalej sprawia mi większą frajdę.
Kontrola domowego budżetu
Od kilkunastu miesięcy zacząłem sobie na każdy miesiąc przygotowywać domowy kosztorys wydatków i choć początkowo było ciężko, tak po kilku miesiącach mocno zmieniłem to jak kontroluję przychody i wydatki oraz inwestycje. Pozwoliło mi to na spore oszczędności i dobre inwestycje. Mój poziom życia może nie uległ drastycznemu polepszeniu, ale poziom komfortu psychicznego – zdecydowanie. Z największych zmian w kwestii finansów wspomnieć mogę choćby o przejściu do sieci Nju Mobile, co było bardzo dobrym krokiem, który każdemu mogę polecić.
MacBook Pro
Lepsza kontrola budżetu pozwoliła mi sfinansować zakup nowego komputera w miejsce niemal pięcioletniego i mocno już nadwyrężonego MacBooka Air, który w tym roku znowu został polany cieczą w trakcie moich urodzin. Do tego, wybrałem używanego Pro (ale tylko roczny), który posłuży mi jeszcze kilka lat. A radość i produktywność pracy mi wzrosła o kilkadziesiąt procent. Marzyłem o tym modelu od dwóch lat jakoś i wreszcie ten plan udało się zmaterializować.
Urodziny x 2
Jestem otoczony wspaniałymi ludźmi, a kwintesencją tego, poza podróżami z nimi, były dwie imprezy urodzinowe, które w tym roku miałem. Przyjaciele z Trójmiasta nigdy nie zawodzą, więc tradycyjnie spędziłem z nimi mocną noc w ulubionych miejscach Gdańska (Wrzeszcz) i Sopotu (Sfinks700). Trochę obawiałem się o urodziny w Warszawie – czy ktokolwiek jeszcze mnie lubi i przyjdzie? Zwłaszcza, że po ponad dwóch latach przerwy zaplanowałem zagrać techno dj set. Okazało się, że przeżyłem jedną z najpiękniejszych chwil tego roku. Nie dość, że znajomi i przyjaciele nie zawiedli (ponad sto osób!), to jeszcze dojechali z Trójmiasta ci, którzy świętowali już ze mną kilka dni wcześniej. Już samo to jest piękne, ale jest coś jeszcze. Na imprezie były zarówno osoby, z którymi chodzę na imprezy techno i jeżdżę na festiwale, a więc mające wysokie oczekiwania wobec dj setów, a także osoby, które za techno nie przepadają. Sumiennie przygotowywałem swój występ kilka dni i… O mamo, wciąż ciężko mi to opisać.
Pierwszy raz w życiu stałem się jednością z muzyką. Straciłem wzrok, bo jedyne co widziałem ze sceny to rozpływające się dźwięki granych przeze mnie utworów. Ludzie mi machali, wołali, ale ja byłem w swoim świecie. Do tego okazało się, że zagrałem naprawdę dobrze. Ba, doskonale. Byłem arcyszczęśliwy, magiczne uczucie. Ale to nie wszystko – towarzysze o wysokich oczekiwaniach stwierdzili, że zagrałem set roku (a zjeździli ze mną Audioriver czy Up To Date), a osoby nie przepadające za techno mówili „nie wiedziałem, że to techno takie jest fajne”. I to było największe zwycięstwo tej nocy – dać dobrą zabawę nie tylko sobie, ale i wszystkim obecnym. Podczas całej, czteroletniej „kariery” DJ’a nie poczułem takiej więzi z muzyką jak tamtej nocy. Piękna chwila.
Reunion drużyny
Kolejnym wydarzeniem, które wywołało u mnie tak wielki wulkan pozytywnych emocji to spotkanie na boisku z kolegami z drużyny, z którą trenowałem w latach 2004-2006. Napisałem o tym dość dokładnie na Facebooku:
Festiwale
W tym roku minęło 10 lat od mojego pierwszego w życiu festiwalu, o czym szerzej pisałem tutaj. Obecny rok był więc moim jedenastym, w którym odwiedziłem co najmniej jeden festiwal muzyczny. W tym roku stanęło na jednym dniu Open’era, Tauronie (całkiem niespodziewanie), Audioriver i Up To Date. I były to naprawdę dobre imprezy. Do tego kilka pojedynczych koncertów, w tym choćby cudowny Slowdive.
Podróże
Co prawda, większość podróży to przejazdy do Gdańska w rodzinne strony czy Krakowa do przyjaciół lub wyjazdy na festiwale, ale ten rok obrodził też w kilka dodatkowych wyjazdów. W sumie, był to pierwszy od 2011 roku, w którym miałem co najmniej dwa wyjazdy zagraniczne. Berlin staje się powoli stałym punktem moich corocznych podróży – w tym roku planuję kolejny wyjazd do stolicy Niemiec. Dość niespodziewanie dałem się też przyjacielowi namówić na wyjazd do Madrytu, co okazało się sukcesem mojej spontaniczności – nigdy nie chciałem trafić do tego miasta, a wiele bym żałował. To też podróże mniejsze, jak choćby cztery dni nad kociewskim jeziorem z bliskimi ludźmi. Takich wyjazdów nieco zaniedbałem w poprzednich latach.
Coś nowego
Czas spędzony w w domu w trakcie złamania ręki poświęciłem również na poszukiwanie sobie nowych wyzwań zawodowo-karierowych i w kolejnych miesiącach zacząłem pracować nad pewnym projektem, którym będę mógł się Wam pochwalić niebawem. Bardzo się z tego cieszę i wiążę z tym niemałe nadzieje, więc jestem ciekaw, co z tego wyjdzie. Obecny rok to zweryfikuje.
Blog
Po tym jak w 2016 roku przeżyłem blogowe wypalenie i na kwartał zniknąłem z życia twórczego, mogłem w 2017 roku dojść do momentu, w którym poczułem, że osiągnąłem renesans blogowy. Pisanie zaczęło mi sprawiać wielką frajdę, której w poprzednich miesiącach brakowało. Wykrystalizował się też z grubsza profil tematyczny – popkultura, z naciskiem na film. Dzięki temu też zobaczyłem w 2017 roku rekordową liczbę filmów, niemal setkę. Przestałem też w blogowaniu zupełnie myśleć o cyferkach, zasięgach i zarabianiu. Dawniej, im bardziej chciałem dorabiać sobie na blogu, tym gorzej mi szło. Odpuściłem sobie ten obszar prowadzenia bloga i skupiłem się na radości pisania.
Aż tu nagle okazało się, że nie tylko zasięgi rosną, ale nawet kilka firm podjęło się ze mną współpracy, co było bardzo miłe. Nie mam zamiaru jednak zmieniać swojego myślenia. Blog jest i ma być nadal przyjemnością dla mnie i dla Was, a nie źródłem zarobku. Nie chodzę do kina na polskie, głupie filmy, których hejtowanie zapewniłoby mi dużo wyświetleń (wiem, że część twórców tak robi). Nie wrzucam na Facebooka niemal samych memów dla lajków, tylko przede wszystkim rzeczy ważne. Lajków może nie ma (ostatnio częściej fanów mi ubywa niż przybywa), ale jest czyste sumienie. Miło, że i tak ktokolwiek tutaj zagląda (ktokolwiek = kilka tysięcy osób).
Pokój z samym sobą
Wszystkie powyższe sukcesy tego roku pozwoliły mi osiągnąć chyba ten najważniejszy – osiągnąłem pokój z samym sobą. Poznałem swoją wartość (choć wciąż chyba nie bardzo ją doceniam), znam swoje słabości, z którymi walczę lub je akceptuję. Wiem do czego dążę i jak chcę żyć i czuję się ze sobą dobrze. Miewam chwile słabości, ale to naturalny element mojej świadomości i uczę sobie z tym radzić – nie wyeliminuję tego. W rok, w którym skończę 30 lat wchodzę jako świadoma osoba, ale także jako, czego nie boję się już mówić – dobry człowiek z dobrym (choć poranionym) sercem. Nie robię rzeczy, których nie chcę, poświęcam większość swojej uwagi na rzeczy cenne i wartościowe (tak, Fifa jest dla mnie wartościowa). Potrafię lepiej rozkładać sobie życiowe priorytety. Wiem, że blogowanie nie jest najważniejsze, więc zdarza mi się je odkładać na później i chwycić za pada, by nastukać gole w Fifie. Te małe przyjemności są ważniejsze niż blog, który tworzę głównie dla siebie i dla przyjemności, a nie dla poklasku czy pieniędzy. To także granie w piłkę i strzelanie goli, co daje mi frajdę większą niż za dzieciaka. Potrzebowałem pięciu lat, by sobie wszystkie sfery życia poukładać, ale mi się udało. I to daje mi największą radość obecnie.