Koszykówka, diamenty i chaos – recenzja filmu „Nieoszlifowane diamenty”

Kolejny film braci Safdie powinien już trafić do tradycyjnej dystrybucji kinowej, bo panowie robią naprawdę kawał dobrej roboty, obok której ciężko przejść obojętnie. Udowadniają to wraz z premierą na Netflix „Uncut Gems”.

Trzydziestoparoletni filmowcy (damn, Benny jest ledwie dwa lata ode mnie starszy…) robią coraz więcej szumu swoimi produkcjami, szlifując swój autorski styl. Już „Good time” z 2017 roku z Robertem Pattinsonem w roli głównej okrzyknięto jednym z lepszych filmów tamtego roku. Całkiem zresztą słusznie. Do nas trafił z lekkim poślizgiem na Netflixa, a przy okazji ich kolejnego filmu „Uncut Gems” (polski tytuł: „Nieoszlifowane diamenty”) platforma streamingowa zadbała o to, by film trafił do nas szybciej – niespełna dwa miesiące po światowej premierze.

W międzyczasie zrobiło się niemałe zamieszanie, kiedy okazało się, że Adam Sandler nie otrzymał nominacji do Oscara za rolę główną, bo o tym występie mówiło się już od paru miesięcy. To jedynie podsyciło moje zainteresowanie, bo komediowych ról Sandlera można nie lubić, ale on świetnie sprawdził się już w dramatycznej roli u Noah Baumbacha w „Historiach rodziny Meyerowitz”. Mimo więc faktu, że powinienem się skupić na przygotowaniach do szkolenia, wygospodarowałem nieco ponad dwie godziny na seans i…

O mamo, bracia Safdie znowu to zrobili. Ponownie ogarnęli reżysersko chaos historii. Sandler w „Uncut Gems” wciela się w Howarda, żydowskiego krętacza, manipulanta handlującego błyskotkami, obstawiającego u bukmacherów i próbującego się wykaraskać z pętli zadłużenia. Windykatorzy siedzą mu na ogonie, a on okręca wokół palca kolejne osoby chcąc zrobić na tym interes. Nie pomaga w tym wszystkim skomplikowana sytuacja rodzinna i problemy ze zdrowiem bohatera. Wokół niego dzieje się tak wiele, że aż ciężko dać wiarę, że jeszcze żyje.

UNCUT GEMS film still

Bracia Safdie bardzo umiejętnie, jak w „Good Time”, pokazują ten cały chaos i obłęd. Do tego świetnie tonują emocje i tempo narracji, przez co 2 godziny i kwadrans trwania filmu mija szybciej niż styczeń tego roku – można wręcz poczuć lekki niedosyt. Niesamowicie Howard próbując się wyplątać z jednej opresji wpada w trzy inne, prowadząc swego rodzaju walkę z Hydrą, i niemal za każdym razem umiejętnie ratując swój tyłek. To naprawdę nie lada sztuka wykręcać się kolejnymi kłamstwami, przekrętami i sztuczkami.

Świetnie to uzupełniają postaci z drugiego planu, które wiecznie czegoś od Howarda żądają, nie dając mu spokoju. Świetnym zabiegiem jest także osadzenie całej akcji nie tylko w prawdziwej scenerii, ale i w prawdziwym kontekście. Jedną z kluczowych postaci jest bowiem koszykarz Boston Celtics – Kevin Garnett, kolejną wokalista The Weeknd. Naprawdę ciekawy zabieg, który pozwala jeszcze bardziej uwierzyć w historię opowiadaną przez Safdie i świat, który oglądamy.

UWAGA, MAŁY SPOILER DOTYCZĄCY „GOOD TIME” PONIŻEJ

Jeśli chcesz obejrzeć poprzedni film braci Safdie, a widziałeś już „Uncut Gems” to pomiń poniższy akapit.

Jedyna kwestia scenariuszowa, która jednak mnie rozczarowała, wiąże się nieco ze spoilerami, więc nie chciałbym tutaj za szeroko pisać. Chodzi jednak o zastosowanie przez braci Safdie niemal identycznego zabiegu w samym finale „Uncut Gems”, co w „Good Time”. I to może zadziałać dla kogoś, kto ich produkcji jeszcze nie oglądał, ale jednak ja miałem wrażenie, że tak to może się skończyć. Kiedy więc to następuje to efekt szoku jest u mnie naprawdę niski. I choć z punktu widzenia samego filmu sprawdza się to świetnie, tak mając nieco szerszy kontekst trzeba mówić o powtarzaniu sprawdzonych metod.

KONIEC SPOILERÓW

Najjaśniejszym diamentem „Nieoszlifowanych diamentów” jest Adam Sandler. Niesamowicie tworzy tutaj skrajnie dziwną i chaotyczną postać nie uciekając się do szarżowania, ani przez chwilę nie przekracza granicy, za którą tego typu role stają się nie świetne, a śmieszne. Howard ma dziwną manierę mówienia, a mówi niemal nieustannie. Doskonale widać w jego oczach desperację i chęć odbicia się, wyjścia na prostą. Chce dobrze, ale nie wychodzi mu nic. Trzeba powtórzyć opinię, która od kilku miesięcy krąży po świecie filmu: to jest rola życia Adama Sandlera. I liczę na to, że podobnie jak Steve Carell, Sandler po długiej karierę komediowej częściej zacznie dostawać dramatyczne role. Jednak nie on jeden tu błyszczy. Zaskakująco dobrze wypada wspomniany Kevin Garnett, który nie jest przecież zawodowym aktorem. I choć zagranie samego siebie pewnie nie jest całkiem dużym wyzwaniem, to jednak radzi sobie zaskakująco dobrze. Nie gorzej wypada LaKeith Stanfield, a momentami bryluje również Julia Fox. 

Niemniej jednak, to nieustannie wciągająca historia, która dzięki swojemu realizmowi wciąga jeszcze mocniej. Nie tylko kontekst narracyjny zwiększa „immersyjność” historii, ale i sposób zrealizowania filmu, w którym dominują często bliskie kadry, kamera jest rozedrgana i momentami chaotyczna, świetnie uzupełniając samą historię i sprawiając wrażenie naszej obecności obok Howarda. Pięknie to wszystko uzupełnia muzyka Daniela Lopatina, którego bracia Safdie zaangażowali po raz kolejny, a który znowu potrafi zbudować niesamowity klimat dziwnymi, często psychodelicznymi dźwiękami i kompozycjami.

Gdyby nie fakt, że Josh i Benny Safdie kończą swój drugi z rzędu film niemal identycznie (aż chyba sprawdzę ich wcześniejsze produkcje, może to motyw, którzy przewija się od ich pierwszych filmów z 2008 roku?) to można by mówić o „Uncut Gems” jako o filmie rewelacyjnym. Ba, można tak o nim mówić nadal, bo jeśli „Good Time” nie udało wam się obejrzeć to – poza tym, że sporo straciliście – czeka was naprawdę niezła jazda bez trzymanki. Film, który nie spuszcza z tonu i wysokiego tempa, a także ma doskonałego Sandlera. Niestety dla mnie, ten finał sprawił, że na koniec zostałem z lekkim rozczarowaniem, więc ocenę muszę delikatnie zaniżyć. Niemniej jednak – nie mogę się doczekać następnych projektów tego rodzeństwa, bo rosną nam następcy braci Coen (tych kryminalnych, nie komediowych).

Opinia:

Bracia Safdie rosną na jednych z bardziej utalentowanych młodych twarzy amerykańskiego kina. "Uncut Gems", podobnie jak "Good Time" to świetna historia o zaciskaniu sobie pętli na szyi. I desperackich próbach wyplątanie się z nieciekawej sytuacji. Doskonała rola Adama Sandlera i nieustające tempo narracji sprawia, że całość mija szybko, choć kończy się lekkim rozczarowaniem

Moja Ocena:
7
/10
Film obejrzałem w:
Netflix
Partnerzy Troyanna