Moje internetowe życie trwa już (dopiero?!) nieco ponad dekadę i w tym czasie miałem konto w wielu serwisach społecznościowych. Ale to na Last.fm działam aktywnie najdłużej.
Na początku był Epuls. Śmieszne, licealne czasy, pierwsze miejsce w sieci pod ksywą Troyann i pierwszy projekt internetowy, który zrobiłem z ludźmi poznanymi w tym serwisie. Był to portal fanów zespołu Deftones. :)
Potem było Grono, nieco bardziej elitarne, gdzie nie do końca mogłem się odnaleźć. W międzyczasie pojawił się MySpace, gdzie również poznałem kilka fajnych osób. A potem pojawił się Last.fm. Po nim także kolejne serwisy, co było spowodowane wzrostem mojej aktywności, dojrzałości i działalności zawodowej w Internecie: Nasza Klasa, Facebook, Twitter, Google+, LinkedIn czy ostatnio Ask.fm. Po drodze także wiele pomniejszych serwisów, których teraz nie jestem w stanie nawet wymienić bez głębszego zastanowienia.
No i Facebook dalej stanowi główną oś mojego społecznościowego życia w sieci. Z NK.pl konto usunąłem zanim zmienił nazwę, Twitter jest coraz ważniejszy, ale reszta… Gdzieś sobie żyje w tle. A nie, czekajcie – Last.fm!
Za tydzień minie równo osiem lat od momentu, w którym założyłem konto w Last.fm. I w tym czasie serwis uległ sporym zmianom: od miejsca do słuchania muzyki, poprzez usunięcie tych możliwości w kraju nad Wisłą, po niedawną integrację ze Spotify. Nie wspominając o zmianach w layoucie serwisu.
Jedno jednak pozostaje dla mnie core, najważniejszym czynnikiem determinującym sposób, w jaki słucham muzyki: scrobblowanie. Jest to aktywność polegająca na zliczaniu odsłuchanej muzyki: na Winampie, iPhone’ie czy obecnie głównie Spotify. Scrobblowanie zacząłem w 2007 roku, zatem siedem lat temu, i w tym czasie udało mi się nabić ponad 192 tysiące utworów. Ciekawe czy pokonałbym magiczną barierę 200 tysięcy, gdybym wcześniej odkrył aplikację CloudScrob na telefon…
Tak czy siak, dzięki tej funkcji Lasta obserwuję zmiany jakie dokonały się w moim guście muzycznym i w sposobie słuchania muzyki. Kiedyś słuchałem jej znacznie więcej i ciężko obecnie nowo odkrytym artystom przebić się do czołówki w moim rankingu. A Radiohead jest już chyba nie do pobicia. Zwłaszcza, że dalej ich słucham. :)
Ale ja o społeczności miałem. Ta była tam bardzo aktywna. Nie powinno to nikogo dziwić w miejscu, gdzie udzielają się głównie pasjonaci – a muzyka jest niezwykle silną pasją. Możliwości serwisu dla użytkowników nie były jakoś wybitnie rozwinięte: profile, zespoły, wydarzenia, wiadomości prywatne i „shouty”, czyli posty wrzucane na profile innych osób. Niby niewiele, ale tymi „shoutami” można było się wymieniać godzinami. Muzyka angażuje. Ba, jedną z dawnych dziewczyn poznałem właśnie na Laście. I wielu obecnych przyjaciół.
Serwis był również świetną platformą do promocji młodych artystów: mój kolektyw DJ’ski Shadowplay! właśnie tam cztery lata temu prowadził zintensyfikowaną kampanię by spraszać ludzi na pierwsze imprezy. Dopiero potem był Facebook. Może nie było żadnych przypadków na skalę kilku muzyków, którzy wybili się dzięki MySpace, ale Last.fm pozostawał miejscem obowiązkowym dla muzyków. Obecnie jednak moja aktywność w jego obrębie jest znacznie mniejsza i ogranicza się do sprawdzania statystyk odsłuchanych otworów.
Reasumując, Last.fm może i nie jest największym i najmocniej obecnie angażującym serwisem społecznościowym, jednak nie wyobrażam sobie bez niego funkcjonowania. Muzyka stanowi zbyt istotny element mojego życia by tak łatwo pozbyć się zapisu siedmiu lat jej odtwarzania. Tak samo nie korzystałbym zapewne ze Spotify, gdyby nie był on z Lastem zintegrowany. Oby żył długo i miał się dobrze.