Świetny. Taki jest wywiad, który właśnie przeczytałem na łamach serwisu Logo24. Janusz Kaniewski, projektant przemysłowy Pininfariny, to człowiek, którego dotąd nie znałem. A osiągnął dokładnie to, o czym marzyłem 15 lat temu.
Lektura tego tekstu wprawiła mnie w sentymentalny nastrój, ponieważ przypomniałem sobie moje pierwsze, nieaktualne od dawna, marzenia zawodowe. Już za młodu kochałem samochody. Pierwszym słowem jakie wypowiedziałem było „auto”, pierwsze wspomnienie, podobnie jak u Kaniewskiego, związane jest z zabawą samochodzikiem. Były moje urodziny, pierwsze, albo raczej drugie.
Dywanik z ulicami to była centralna część dziecięcego pokoju, autka – najważniejszymi zabawkami. W wieku 8 lat, na święta 1996 roku, otrzymałem od rodziców pierwszy katalog ze wszystkimi autami na świecie. WSZYSTKIMI. I nie tylko przeglądałem ich zdjęcia, ale też czytałem ich specyfikację. Ów katalog był dla mnie najważniejszym prezentem każdego roku na święta. A po Auto Światy jeździłem na rowerze 5 kilometrów, gdy wakacje spędzałem u dziadków. Z samego rana, kiedy nowy numer pachniał jeszcze farbą drukarską. Koledzy w klasie śmiali się, że czytam takie dziwne rzeczy zamiast kolekcjonować plakaty Davida Beckhama z Bravo Sport.
Tak jak Kaniewski, od małego rysowałem samochody, miałem nawet specjalistyczne narzędzia do rysowania z profilu. Zaprojektowałem setki aut, wzorując się na istniejących („pewnie za rok zrobią face-lifting, narysuję jak może wyglądać!”) oraz spełniając swoje fantazje. Żałuję, że przepadły one w trakcie którejś z przeprowadzek. Pewnie i dziś byłbym z nich dumny.
Pamiętam jak swoją premierę miał Citroen Xsara Picasso. Ja pognałem na rowerze do najbliższego dilera, gdzie były dni otwarte. I konkurs dla dzieci na rysowanie samochodów. Wreszcie jakiś mogę wygrać! Okazało się, że mój rysunek był tak dobry, że by nie psuć zabawy innym od razu dano mi nagrody. Nie lizaki, jak innym dzieciom, a plakaty i „kostkę rubika”, która po ułożeniu pokazywała sześć zdjęć nowego auta.
W wieku 12 lat doradziłem babci w zakupie nowego samochodu. „Nie bierz tego Fiata, ma za mały bagażnik, jest niski i ma kiepski silnik, weź Opla Agilę”. Kupiła, była bardzo zadowolona. Ja tym bardziej. W 1999 roku pierwszy raz, właśnie z babcią, pojechałem do Poznania. Ale nie zwiedzać, dla mnie najważniejszym punktem wycieczki były targi motoryzacyjne. I światowa premiera nowego Mitsubishi. Co prawda, był to tylko face-lifting, lekkie odmłodzenie wyglądu ówczesnej generacji Carismy, ale mnie światowa premiera w Polsce radowała jak mało kogo.
Już wtedy wiedziałem, że studio Pininfariny to miejsce, w którym muszę kiedyś pracować. Najlepsze studio designerów motoryzacyjnych. Lepsze niż Bertone. Rysowałem coraz więcej, aż jakoś na początku nowego wieku mój zapał dotyczący motoryzacji zaczął nieco słabnąć. Szukając integracji w podstawówce, a później w gimnazjum, zacząłem coraz bardziej kochać piłkę nożną. Jedna pasja wyparła drugą. Czego strasznie żałuję. Kto wie, gdybym trwał w swoim być może niebawem dołączyłbym do Kaniewskiego i wraz z nim produkował kolejne Ferrari, Masserati czy inne piękne rzeczy. A tak jestem tylko blogerem…
A wy kim chcieliście zostać za młodu? Strażakiem? ;)
photo credit: alberto rincon garcia via photopin cc