Od kilku dni obserwuję wymianę opinii na temat nowej usługi strumieniowania muzyki Tidal, którą z wielką pompą odpalił Jay-Z i spółka. Spróbowałem i zapowiada się naprawdę świetnie. Jednak póki co, zostanę ze Spotify. Dlaczego?
O tym, że Spotify zmieniło moje życie pisałem nie raz. Generalnie na lepsze, choć zauważyłem i negatywne skutki uproszczenia konsumpcji muzyki poprzez tę usługę. Niemniej jednak, mimo wielu braków i niedociągnięć, nie wyobrażam sobie przesiadki na Tidal.
Główną przewagą nowej aplikacji nad szwedzkim „oryginałem” ma być bezstratna, studyjna jakość muzyki. I owszem, tutaj należą się twórcom Tidala gromkie brawa. Nie mam może kosmicznego sprzętu do odtwarzania muzyki, ale z pewnością bardzo przyzwoity. I różnica, choć minimalna, jest słyszalna. Zwłaszcza w przypadku eksperymentalnej elektroniki, której słucham na potęgę. Głębia basu, drobne echo, szemrzące gdzieś w oddali elementy nadające głębi brzmienia – to naprawdę jestem w stanie wychwycić. Pod względem jakości muzyki Tidal bije Spotify na głowę.
Jednak ma on także bardzo wiele niedociągnięć, które nie pozwalają mi porzucić usługę, którą opłacam już dwa lata. Oczywiście zaprezentowana w poniedziałek usługa jest młoda i cierpi na wiele słabostek wieku niemowlęcego, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Z czasem to wszystko będzie się zmieniać, a ja bacznie będę obserwował rozwój tej platformy. Spójrzmy jednak dlaczego, póki co, pozostanę przy Spotify.
Brak aplikacji na desktopy. To dla mnie bardzo poważny brak. Przeglądarki nie są idealne, pożerają duże zasoby pamięci RAM, więc coraz częściej za dnia, pracując, je wyłączam. Skupiam się na pracy, słuchając jednocześnie muzyki z aplikacji na komputerze. Spotify jednocześnie jest domyślnym playerem plików muzycznych, które posiadam, wygryzł na tym polu iTunes. Swojej muzyki do Tidala w przeglądarce nie wgram. I jeszcze jedno – przerwy pomiędzy poszczególnymi utworami są dla mnie aż nazbyt zauważalne. Ponadto, najwyższą jakość muzyki otrzymamy korzystając jedynie z Chrome. Jestem wierny Firefoxowi, więc średnio widzi mi się odpalanie dwóch przeglądarek jednocześnie. :) Uprzedzając pytania: robiłem to na potrzeby testów. Wystarczy.
Bogaty ekosystem. Spotify w ciągu dwóch lat, od kiedy zacząłem z niego korzystać, stał się bardzo mocno społecznościowy. Możemy obserwować nie tylko muzyków, ale i znajomych użytkowników. Ich playlisty możemy obserwować, a nawet z innymi osobami współtworzyć. Potem tę playlistę wyembedować w dowolne miejsce w Internecie. Dlatego o Spotify oparłem swoje Troylisty. Ba, nawet przycisk „Follow” mogłem sobie dodać na bloga. Czy Tidal dysponuje takim ekosystemem? Nie.
Pakiet Family. Od kilku miesięcy cała moja rodzina korzysta ze Spotify w pakiecie rodzinnym, czyli za cztery osoby (mamę, tatę, brata) płacę jedynie 50 złotych, a każdy z członków mojej familii może się cieszyć możliwościami usługi. Nie chciałbym im tej przyjemności odbierać.
Urządzenia mobilne. Internet mobilny rozwija się bardzo dynamicznie, ale wykorzystanie jego zasobów jest coraz większe. Niestety, nasze pakiety w abonamencie / na karcie nie nadążają za tym rozwojem. Wyższa jakość muzyki w Tidal oznacza jednocześnie, że jeszcze więcej Internetu wykorzystamy strumieniując nasze ulubione dźwięki na smartfonie. Oczywiście, możemy zapisać pliki w pamięci telefonu, ale jej też mamy zawsze za mało, prawda? Ok, ja mam sporo, właśnie z myślą o zapisywaniu muzyki ze Spotify w pamięci urządzenia kupowałem telefon z 128 GB pamięci.
Scrobblowanie. Czyli wysyłanie przesłuchanych utworów na nasz profil na Last.fm, które jest dla mnie funkcją absolutnie priorytetową. A w Tidal nie działa. Choć ucieszyłem się na widok tej opcji uruchamiając nowy serwis po raz pierwszy i łącząc go z moim profilem na Laście, po kilku dniach zorientowałem się, że… Tidal nic nie wysłał. Porządnie się zdenerwowałem (by ująć to dyplomatycznie) i powróciłem do Spotify. Podobnie z aplikacją na iOS. Niby scrobblować można, ale… To nie działa. Wielu osobom to nie przeszkodzi, ale dla mnie to absolutny priorytet.
Przyznacie, że powyższe pięć argumentów zdecydowanie w tej chwili przeważa na korzyść Spotify, czy innych serwisów, które już od dawna funkcjonują na świecie. Są też inne wątpliwości, dotyczące modelu biznesowego nowej usługi, czy też całej ideologii, z jaką została ona odpalona. Ten temat, póki co, przemilczę. Ale nie chcę wyjść na hejtera, więc chciałbym jeszcze docenić parę aspektów, które w Tidal mi do gustu mocno przypadły.
Poza jakością muzyki podoba mi się możliwość odkrywania nowej muzyki, która jest w Tidal zorganizowana znacznie lepiej, aniżeli w Spotify. Wchodząc w zakładkę nowości danego gatunku muzycznego dowiedziałem się, że kilku wykonawców, których lubię wydało nowe albumy. Spotify nie raczył mnie o tym poinformować (znając moje preferencje), a Tidal, gdzie jestem nowy sugeruje mi dużo nowości. Fajna jest też aplikacja mobilna Tidal, dość szybko można się w niej połapać. Jednak wydaje mi się, że to po prostu efekt świeżości – podobają mi się nowe rzeczy, znudzony dotychczasowymi odpowiednikami. Możliwość oglądania klipów wideo też jest ciekawym rozszerzeniem funkcji, ale mnie to w sumie nie obchodzi – teledysków nie oglądam.
I to by było… Na tyle. Serio. Chciałem się znaleźć jeszcze jakieś plusy, trochę na siłę, ale nie udało się. Sprawdzałem choćby muzykę, której mi brakuje na Spotify (choćby Andy Stott), i pod tym względem nie ma żadnych różnic. Jest za to zasadnicza różnica w cenie nowej usługi. 40 złotych miesięcznie za opcję z wypasioną muzyką to nadal piekielnie mało, choć znacznie drożej od konkurencji. Wszak w tej kwocie mamy dostęp do przebogatych zasobów muzyki. I to w doskonałej jakości. Byłbym w stanie płacić więcej niż obecnie, ale w związku z powyższymi niedociągnięciami nowego serwisu, nie mam zamiaru tego robić.
Przynajmniej na razie. Przecież Tidal ma dopiero kilka dni i na pewno trzeba dać mu czas na rozwój poszczególnych aspektów. Znikną błędy, dojdą nowe funkcje, pojawią się aplikacje na desktopy, w międzyczasie będziemy mieli coraz większe pakiety internetu pod ręką. Nie skazuję nowej usługi na śmierć. Ba, z ciekawością będę obserwował jej rozwój i być może kiedyś porzucę Spotify. Jednak na chwilę obecną nie ma to absolutnie żadnego sensu.