„Black Mirror” przyzwyczaił nas już do mocnych historii i zadawania niewygodnych pytań o rolę technologii w życiu. Tym razem jednak twórcy poszli krok dalej tworząc prawdziwy eksperyment rozrywkowy.
„Bandersnatch” czyli interaktywny film to zdecydowanie godny sprawdzenia eksperyment. Przynajmniej z technicznego punktu widzenia, bo przeniesienie mechanizmów z gier do telewizji jest czymś naprawdę ciekawym. Dla mnie to tym bardziej ciekawe, że obecnie gram w „Detroit” Become Human”, czyli grę, będącą bardziej interaktywnym filmem. Oglądając „Bandersnatch” ma się wrażenie przeżywania podobnego doświadczenia.
A więc tak: co kilka minut w trakcie oglądania filmu należy dokonać wyboru. Własnoręcznie. Pilotem. Zaczyna się niewinnie: od wyboru piosenki, której ma słuchać bohater czy płatków, które zje na śniadanie. Następnie jednak dokonujemy wyborów mających decydujące znaczenie dla dalszych losów filmu. I widząc jedno zakończenie możemy… Cofnąć się, by wybrać inną opcję i przeżyć zupełnie inne rozwiązanie. I po finale raz jeszcze wybrać inną z kolejnych decyzji…
Można wpaść w prawdziwą pułapkę, a tylko od widza zależy czy wybierze napisy końcowe czy kolejne, alternatywne zakończenie. Ja oczywiście spróbowałem jak najwięcej opcji, aż w końcu wybrać nie mogłem: pozostały mi napisy końcowe. Sprawdziłem jednak i wiem, że nie wszystkie możliwe opcje odkryłem. Czy jednak mam ochotę przeżyć to raz jeszcze i spróbować wszystkich opcji?
Chyba jednak nie. Bo choć forma jest naprawdę nowa, ciekawa, tak jednak sama treść nie jest niczym nadzwyczajnym. Jest w tym, co prawda, ciekawa głębia, ponieważ główny bohater tworzy grę, w której gracz musi dokonywać wyborów. Taka nieco incepcja gry w grze. Zwłaszcza, że niektóre zakończenia idą krok dalej, ale tego zdradzać nie będę. Warto tego doświadczyć.
Niemniej jednak, sama historia, jakkolwiek by się nie potoczyła, jakoś specjalnie nie wciąga. Na szczęście, w momencie, kiedy dokonamy powrotu do którejś z poprzednich decyzji, cała poprzedzająca to wszystko linia fabularna jest przyspieszona. Wydaje mi się, że gdyby twórcy mieli możliwość stworzenia zaledwie jednej linii fabularnej, wyszłoby to samej historii na lepsze. Brakuje tutaj jakiegoś lepszego nakreślenia postaci, relacji pomiędzy nimi, tego, co właściwie w niemal każdej opowieści filmowej jest najistotniejsze. „Bandersnatch” skupił się jednak na formie, którą warto docenić.
Widać także, że w tym szalonym projekcie momentami gubili się też aktorzy. I choć świetnie wypada Will Poulter, tak utalentowany odtwórca roli głównej, znany choćby z „Dunkierki” (nie byłbym sobą gdybym o tym nie wspomniał, huehue) Fionn Whitehead zdaje się gubić w swej roli, podobnie jak sama jego postać.
Czy przyszłość seriali będzie wyglądać jak ten ciekawy eksperyment Charliego Brookera, twórcy „Black Mirror”? Mimo, że uważam „Bandersnatch” za naprawdę intrygujący, tak mimo wszystko mam nadzieję, że nie. Raz, że na interaktywnej formie może ucierpieć sama historia, a dwa, że kiedy chcę mieć wpływ na przebieg historii, odpalam sobie grę. Jak choćby „Detroit” czy inne interaktywne filmy tego typu. Od serialu mimo wszystko oczekuję nie interaktywności, a wspaniałych postaci, wciągającej historii i ciekawych zwrotów akcji. Nie będzie zwrotem akcji coś, o czym decyduje widz. Dlatego doceniam eksperyment, ale jednocześnie czekam na kolejny sezon „Black Mirror” z prawdziwego zdarzenia. A teraz – odpalę sobie grę.