To był dla mnie doskonały rok

Miałem się nie rozpisywać, opublikować krótki post na Facebooku, ale okazało się, że kończący się właśnie rok był dla mnie dużo ciekawszy niż sądziłem i nie umiem tego zamknąć w paru zdaniach.

Ale rok 2018 był dla mnie bardzo dobry. Jeden z najlepszych w moim życiu.
Co prawda, miałem spory mindfuck, bo kiedy mnie wiele rzeczy wychodziło, to moi najbliżsi przyjaciele mieli w życiu bardzo mocno pod górkę. Dziwnie mi było się tak nieustannie cieszyć, ale wspierałem jak mogłem. Moim życzeniem na 2019 jest, by ludzie wokół mnie byli szczęśliwsi, bo wtedy i ja będę.

Ale generalnie, 2018 to rok, w którym wreszcie, po pięciu latach, pokonałem swoje stany zahaczające o Żuławy i Holandię. Czyli stany depresyjne. Po pięciu latach, w dniu pięknych 30-tych urodzin, uznałem, że jestem szczęśliwym człowiekiem. I polubiłem samego siebie. To chyba największy sukces w moim życiu.

Ponadto, zmieniłem pracę na taką, w której jest mi dobrze. Rozpocząłem kilka projektów zawodowo-projektowych. Część z nich mnie uskrzydliła (Technoranek, wsparcie menedżerskie dla blogerki Ania Maluje), inne dały mi cenne doświadczenia porażki.

Pod koniec roku być może zacząłem nową ścieżkę rozwoju, jako DJ. Debiut w Sfinks700 to wielka nobilitacja, ale i kapitał, którego nie chciałbym zmarnować.

Nauczyłem się obijać. To drugi największy sukces osobisty tego roku. Nie narzucam sobie zabójczego tempa jak w poprzednich latach, kiedy stany depresyjne próbowałem pokonać pracoholizmem.

Zacząłem dbać o swoje zdrowie. Może nie jakoś drastycznie, ale jednak. To też było całkiem fajne. Bardzo wysokie nadciśnienie z początku roku obniżyłem do poziomu nieco ponad normę. Postaram się, by było normalne. :)

Więcej czasu poświęciłem ludziom. Coraz rzadziej po pracy wracam do domu i pracuję dalej, a wychodzę spotykać ważne dla mnie osoby. Zbyt długo nie dawałem im swojego czasu.

Pokochałem góry, więcej podróżowałem, odwiedziłem ukochaną Barcelonę po raz siódmy, Wisłę w tym roku aż trzykrotnie, a w Szwajcarii spędziłem jedne z najpiękniejszych dni życia. A plany podróżnicze na przyszły rok mam bardzo ambitne, to może być najbardziej „odjazdowy”

Odpuściłem z blogowaniem jeszcze mocniej. Nie, że go olewam, po prostu traktuję jako hobby, nie narzędzie do robienia sobie fejmu czy hajsu. Po prostu, piszę sobie o filmach, serialach, muzyce, o tym, co kocham najmocniej, a wam, o dziwo, chce się to czytać i jest nam wszystkim miło. Dziękuję, bo choć nigdy nie będę wielkim influencerem, świadomość tego, że czyta to ktoś poza moją rodziną jest budująca. Czuję się wam potrzebny, a to spowodowało, że poczułem się szczęśliwy. Serio, wielkie dzięki. :)

Obejrzałem niemal setkę filmów, kilka dobrych seriali, przesłuchałem setek dobrych płyt. Na popkulturalne podsumowania roku jeszcze przyjdzie pora, ale 2018 dał mi wiele pięknych emocji w kinie, obudził we mnie wiele myśli i uczuć, o które wcześniej bym siebie nie posądzał.

Wciąż wiele frajdy daje mi kopanie piłki, znalazłem fajną ekipę, z którą co niedzielę wieczorem biegam za okrągłym przedmiotem i choć jestem najsłabszy, to się cieszę i rozwijam. Wiele radości (ale i frustracji) dawało mi oglądanie meczów FC Barcelony, zwłaszcza ten mecz obejrzany na Camp Nou.

Zostałem przedsiębiorcą, co mnie strasznie przerażało, ale okazało się banalnie proste, a dzięki temu wiele nowego się nauczyłem. Ech, podatki. <3

Dużo się uśmiecham, ale to nie nowość. Za to uśmiecham się naprawdę szczerze.

Tym samym, chciałbym wam życzyć, byście także byli szczęśliwi, cokolwiek sprawia, że tacy możecie być. Każdy ma własną definicję szczęścia. Ja swoją odkryłem w 2018 roku, planuję ją pielęgnować w latach kolejnych.

Buziaki!

Partnerzy Troyanna