W październiku nieco mniej piszę. Zwariowany czas. Zwłaszcza ostatni tydzień, kiedy miałem urodziny, a świętowałem je aż trzykrotnie.
Warszawskie urodziny przejdą do historii jako jedne z lepszych ever. Ponad setka mniej lub bardziej bliskich osób, które cenię zebrały się wokół mnie, tańczyły ze mną i asystowały mi przy barze. Raz jeszcze dzięki!
W dniu urodzin z kolei koncert zagrał zespół Tycho, który pięć lat wyczekiwałem w naszym kraju. No i mnie chłopcy nie rozczarowali. Byłem w transie. Zaś przy ukochanym „Awake” miałem szklane oczy ze szczęścia. Zeby tego było mało, po koncercie spotkałem jednego z członków zespołu. No i miałem dobre przeczucie gdy wychodząc z domu postanowiłem wziąć ze sobą płytę. :)
W piątek ostatnia, trójmiejska, odsłona urodzin w gronie najbliższych znajomych. Spokojniej, ale równie intensywnie i dobrze. W domu wylądowałem o 7 rano, czyli później niż kilka dni wcześniej. A w międzyczasie ten tydzień minął mi pod znakiem pracy oraz trzech nowych tekstów na blogu.
W poniedziałek wyraziłem swoje stanowisko w sprawie ostatnich kłótni w Internecie.
W czwartek odpowiedziałem na wyzwanie rzucone mi przez Andrzeja Tucholskiego. I przyznałem się do egoizmu.
Ok, a ja się biorę za pisanie nowych tekstów. Wszak w weekend udało mi się pospać więcej niż przez jakikolwiek inny weekend ostatnich trzech miesięcy. Dociera powoli do mnie, że jestem już nieco zmęczony. W sobotę zasnąłem o 22 w trakcie oglądania meczu. Dlatego jeszcze jeden weekend – Blog Forum Gdańsk – i na jakiś czas kończę z wojażami. Problem w tym, że bardzo dużo dzieje się w listopadzie w Warszawie…
A może tak Bieszczady?