Płock (Audioriver) – Wrocław (Nowe Horyzonty) – Berlin – Gdańsk (See Bloggers) – Warszawa (granie wiksy) – Warszawa (przyjaciel w domu, wiksa, Tweetup #50) – Gdańsk (wiksa) – Gdańsk (wiksa) – Poznań – Warszawa (FreeForm Festival i znajomi na głowie) – Warszawa (moje urodziny) – Gdańsk (urodziny) – Gdańsk (Blog Forum).
Od 25 lipca żyłem od weekendu do weekendu w nieustannej przygodzie. I imprezie. Na mym szlaku spotkałem wiele cudownych osób, poznałem nowe zakątki, wysłuchałem dużo dobrej muzyki i obejrzałem dużo świetnych filmów. Sypiałem więcej w środkach transportu, niż we własnym łóżku. A jak we własnym łożu już się udało, to nie byłem w nim sam – spali ze mną znajomi, którzy mnie odwiedzili. Było ciasno, ale fajnie. Wiadomo.
I tak jak kocham ten miniony kwartał, tak… jestem zmęczony. Zwyczajnie, po ludzku, brakuje mi sił. Trzynaście weekendów z rzędu spędzałem bez solidnego snu, bez czasu na prawdziwy odpoczynek, spokój, ciszę. Zawsze coś i ktoś. Raz jeszcze, by nikt nie zrozumiał mnie źle: dziękuję każdemu za wizytę i nocleg u mnie, ale przez najbliższe tygodnie muszę odpocząć. Mój organizm mocno się tego domaga. Stary już jestem.
Dlatego w listopadzie:
– nigdzie nie wyjeżdżam
– zamykam hostel Troyann
– ograniczam imprezy
– kupuję konsolę i gram w gry
– nadrabiam filmy
– nadrabiam seriale (zapomniałem o kolejnym sezonie Homeland…)
– przeczytam jakieś książki, wreszcie
– Piszę, piszę, piszę
Niestety, wszystkich imprez nie wykluczę. Zbyt wielu bliskich znajomych ma urodziny, jest kilku fajnych DJ’ów zabukowanych (Loco Dice, Fritz Kalkbrenner, Legowelt na Boiler Room czy Brodinski). Ale wyjście na imprezę i spanie po niej cały dzień to co innego, niż to, czego doświadczałem w ostatnich tygodniach. Wreszcie wyjdę sobie do kawiarni w weekend, czego nie praktykowałem od lipca.
Czy to dlatego, że niedawno się postarzałem?