To zaskakujące, że czasem trzeba nam odpocząć od tego, co lubimy najbardziej. Tylko po to, by rozkoszować się tym jeszcze mocniej.
Ja dopiero się w tym zorientowałem. Jestem sentymentalny jak cholera. Może to starość (wiem, że nie). Ale wydaje się nam, że kiedyś było lepiej, mocniej i radośniej. A ostatnio odkryłem kilka rzeczy na nowo.
Po przeprowadzce do Warszawy i początku, nazwijmy to, „kariery” był czas na wszystko, potem tego czasu było coraz mniej. Świadomie. Kupiłem sobie Maca, który stopniowo zastępował wysłużonego peceta. Jeszcze przez jakiś czas go używałem do grania w Pro Evolution Soccer, aż jakoś ostatniego lata odłączyłem i postawiłem pod biurkiem. Przestałem grać w gry, które były integralną częścią mojego dzieciństwa. Marzyłem, by zostać redaktorem CD Action. Wyszło jak z waszymi marzeniami o byciu strażakiem / aktorem / taksówkarzem.
I wtedy, rok po zakupie ostatniej oryginalnej gry, kupiłem konsolę. A płomień gracza rozbudził się we mnie na nowo. I to w sam raz na premierę wyczekiwanej GTA V. I racja, może nie gram już tyle, co kiedyś, ale za to każdą minutą rozgrywki staram się przeżywać bardziej intensywnie. Nagle zacząłem mniej czasu marnować na Facebooku, wszystkie zadania kończyłem szybciej, bo wiedziałem, że to oznacza więcej rozegranych meczów / przejechanych tras / zakończonych misji. Nieregularnie, ale intensywnie. Po roku przerwy.
Porzucenie peceta wiązało się z jeszcze jedną kwestią – odcięciem się od zasobów muzyki zbieranej przez dekadę. W tym wielu arcygenialnych i ukochanych albumów niedostępnych w Spotify. Zresztą sam MacBook ma niezbyt pojemny dysk, by służył jako biblioteka multimediów. Jakoś to przebolałem. Cholera, mam nawet cudownie grającą wieżę, ale ma ona zepsuty odtwarzacz płyt, więc moje oryginalne płyty mogą jedynie pięknie na półce wyglądać.
Kilka z tych albumów postanowiłem sobie odkurzyć, zdobyć i przesłuchać. Album „In Rainbows” formacji Radiohead przesłuchałem w swoim życiu kilka tysięcy razy. Dosłownie. Ale ponad rok go nie słuchałem. Ponowne usłyszenie tych dźwięków po tak długiej przerwie sprawiły, że płyta, której dawniej słuchałem pewnie z przyzwyczajenia, ponownie jest moją ukochaną. Po roku przerwy.
Podobne wrażenia towarzyszyły mi również niedawno, kiedy kupiłem nowego iPhone’a. W sumie to starego używałem cały czas jako zapasowy telefon, ale miał on już swoje lata i nie działał najlepiej. Rok temu postanowiłem sobie zrobić przerwę od telefonu Apple jako tego głównego. Najpierw moim numerem jeden była Nokia Lumia 1020, potem Acer Liquid, a potem jeszcze dwa telefony Wiko.
Ta dziewięciomiesięczna przerwa i powrót do iOS sprawiły, że doceniłem konkurencyjne systemy operacyjne: Windows Phone oraz Android. Ale jeszcze bardziej ucieszyłem się z powrotu do używanego dawniej systemu, jego prostoty, bezawaryjności i kompatybilności z komputerem. Potrzebowałem przerwy, by docenić go jeszcze mocniej. Po roku przerwy.
I tak sobie myślę, że czasem warto zrobić sobie odpoczynek nawet od najważniejszych dla nas rzeczy. Odświeżyć umysł, poszerzyć perspektywy, poznać inne spojrzenia i fascynacje. Przez ostatni rok mocno zatraciłem się w kulturze wokół muzyki techno, którą dawniej gardziłem, tak naprawdę jej nie znając. A dzięki temu urodził mi się w głowie świetny projekt, który w tym roku zrealizuję. Podobnie z Androidem, wyszydzałem go od „androbiedy”, nie mając tak naprawdę pojęcia, że to jest fajny system. Choć nie dla mnie.
Co teraz? Może odetnę się od seriali, których i tak już za wiele w moim życiu nie ma, ale jak są, to oglądam. No bo przecież zaraz wszyscy obejrzą, zaspoilują i będą nici z oglądania. A ten rytuał z popcornem i Coca-Colą mi się podoba. Ale może spodoba mi się jeszcze bardziej? Po roku przerwy?
Może Ty też coś porzucisz na rok?
Autorem zdjęcia jest Ales Krivec