YOLO #2

4235076597_6c3e8fe645_o

Nadszedł czas na zmiany na tym blogu. Zmiany, które mogą mnie zniszczyć jako blogera. Lub wręcz przeciwnie – wybić w górę.

Troyann rozpoczął raczkowanie (na WordPress.com) niemal rok temu – w grudniu, w styczniu doczekał się okresu dziecięcego (własna domena), zaś w czerwcu niemal dosięgnął pełnoletności (autorski, piękny layout). Czas na kolejny, najbardziej odważny krok w jego rozwoju. Albo upadku.

Zakładając bloga głównym jego celem było budowanie marki Macieja Trojanowicza jako dobrego specjalisty od mediów społecznościowych. To zaś miało dać mi nową pracę. Cel osiągnąłem już w czerwcu. Od tego momentu było jeszcze lepiej, lecz w głębi serca z każdym tygodniem coraz gorzej się tu czułem.

Nie chodzi o to, że social media mnie znudziły. Wręcz przeciwnie, dalej jestem nimi mocno zainteresowany, a w nowej pracy rozwijam się także na wielu innych, marketingowych płaszczyznach. Nie jestem klasycznym social media ninją, a każdego tygodnia uczę się czegoś nowego na temat marketingu i nie tylko. Jeszcze pół roku temu miałem społecznościowe klapki na oczach, które nowa praca mi zdjęła. A skoro nie tylko tym się zajmuję, to i ochoty na pisanie o Facebookach mam mniej.

Zacząłem zauważać, że pisanie na te tematy zwyczajnie mi nie odpowiada, więc przestaję pisać. Nie piszę na ten temat, więc czasami nie piszę w ogóle. A to boli jeszcze bardziej. Poza tym, poprzeczka w tej tematyce polskiej blogosfery jest postawiona bardzo wysoko, a ja zauważyłem, że nie mam czasu, często też ochoty, podejmować się walki o waszą uwagę. Poddaję się? Być może, ale bardziej swym uczuciom niż rywalom (choć tak naprawdę wszyscy blogerzy piszący na te tematy się lubią i wspierają, to jest piękne).

Od dawna wiedziałem, że kiedyś może to nastąpić. Nie bez powodu nie nazywałem tego miejsca SocialTroyann, SocialGeekBlog czy Cesarz Facebooka. Już niemal pół roku myśli we mnie się biły, aż w końcu postanowiłem poszerzyć horyzonty Troyanna. Nie jako osoby, lecz bloga. Zdaję sobie sprawę, że może być to gwóźdź do mojej blogerskiej trumny. Wolę jednak spróbować niż dalej dusić się w społecznościowym sosie. A któż wie, może ruch ten okaże się udany.

Co to oznacza dla was? Cóż, z pisania o Facebooku nie zrezygnuję, bo nadal interesuje mnie (coraz bardziej wątpliwa) przyszłość tego serwisu, a także wszystkich innych społeczności. Technologie? O tym pisanie jara mnie najbardziej – nie poprzestanę więc. Ale co dalej? Wczoraj napisałem pierwszą część swojego opowiadania, czegoś, co marzy mi się od wielu lat: GTA Trójmiasto. Spodziewajcie się kolejnych części, bo w głowie mam dziesiątki pomysłów na rozwijanie fabuły.

Oprócz tego będę pewnie też czasem recenzować jakieś dzieła kulturalne: muzykę, film, gry czy wydarzenia. Artur Jabłoński wciąż ma ze mnie bekę, że napisałem swego czasu o serialach. Cóż, dam mu więcej powodów do śmiechu, bo pisanie tego wpisu dało mi, po prostu, po ludzku, mnóstwo frajdy. Będą też zapewne przemyślenia, te z dupy i te z głowy.

Być może zginę w planktonie blogów o wszystkim, a więc o niczym. Ale na pewno nie będę żałował, że tego spróbowałem. Tak samo długo wahałem się przed założeniem bloga. Udało się – liczę na powtórkę.

W tym miejscu wypada mi podziękować wam wszystkim, którzy kiedykolwiek tu zajrzeli – było was łącznie 24 tysiące osób, co jest porażająco dużą liczbą. Dziękuję za lajki, szery, komcie, krytykę, pomysły, motywację, wszystkie gratulacje i jakiekolwiek emocje, które odczuliście zaglądając w to miejsce. Pewnie z częścią z was muszę się pożegnać: do zobaczenia! Jednak mam nadzieję, że to początek nowej, wspólnej i zajebistej drogi. Od kiedy kieruję się YOLO w swoim życiu – jest dobrze. Nie wiem dokąd mnie poniesie ta decyzja. Ale cholernie chcę się o tym przekonać i poczuć znów dobrze w swoim domu. Do następnego!

Zdjęcie na górze pochodzi z Superfamous

Partnerzy Troyanna