Pozostał niespełna miesiąc do „Avengers: Endgame”, który zwieńczy chyba największą, a na pewno najbardziej kasową serię filmów w historii kina. Czego oczekuję dalej?
18 441 500 000 dolarów – tyle dotychczas zarobiło 21 filmów Marvel Cinematic Universe (stan na 26 marca i wciąż rośnie dzięki udanej „Captain Marvel”, dane za boxofficemojo.com ). Słownie: ponad osiemnaście miliardów dolarów. A za dwa-trzy miesiące zapewne będzie to dwadzieścia miliardów dolarów. W niewiele ponad dekadę. Z aż sześcioma produkcjami powyżej miliarda. Superbohaterowie nas jarają i jarać pewnie jeszcze długo będą. Choć nie znamy jeszcze dokładnych planów studia Marvel (poza zaplanowaną na lipiec premierą „Spiderman: Far From Home”) tak jedno jest pewne: Disney nie zaprzestanie produkować kolejnych filmów, które dają mu takie kokosy. Oceany hajsu. Nieźle jak na zainwestowane w 2009 roku nieco ponad 4 miliardy dolarów (i pewnie drugie tyle na produkcję filmów).
Pozostaje jednak zadać sobie pytanie: jakich filmów o superbohaterach potrzebujemy? Bo choć filmy Marvela wciąż lubimy i będziemy oglądać dalej (trochę jak z serialem, głupio odpuścić kolejne części historii), tak przyznać trzeba, że od jakiegoś czasu, poza niektórymi wyjątkami są to produkcje mocno wtórne. I choć kino superbohaterskie to nie tylko Marvel, tak widać, że zaczyna brakować w stajni Disneya nieco polotu i świeżości. Konkurencyjne studio DC od początku obrało inny kierunek. Początkowo, dość błędnie, poszli w patetyczne i mroczne wizje Zacka Snydera, lecz po fiasku kolejnych produkcji Warner Bros. dokonał pewnej wolty – już „Aquamen” pokazał, że obiera nieco mniej poważny kierunek, chcąc dostarczyć jak najprostszą rozrywkę. I masy to kupiły. Krok dalej najprawdopodobniej uczyni „Shazam”, który do kin trafi za kilka dni. Z pierwszych recenzji wynika, że to film z dużym dystansem do swojego gatunku, ale jednocześnie świetna komedia.
Dodajmy do tego wielkie sukcesy obu części Deadpoola (komedie) oraz „Logana” (bardziej dramat lub kino drogi niż blockbuster superbohaterski) sprzed dwóch lat oraz „New Mutants” (horror), którego premiera jest wciąż przekładana. Z tego wszystkiego wyłania nam się ciekawy obraz – klasyczne kino superbohaterskie (choć nadal zarabia) staje się wtórne i momentami nudne, a szukanie ciekawszych form może być idealnym kierunkiem dla rozwoju gatunku.
Jeśli ten gatunek superbohaterski ma się nie znudzić szerokiej publice, a wydaje mi się, że status quo może do tego doprowadzić, musi znaleźć dla siebie nową drogę. Nie można przecież w kółko serwować podobnej niemal historii, wymieniając jedynie ich bohaterów, pustych i bylejakich często wrogów, wielkich laserów z kosmosu uderzających w metropolie i nudnych dowcipów. Musi istnieć lepsza droga.
Ja widzę tę drogę tak: dalej powstają filmy na sprawdzonej, family-friendly, formule (robi je Marvel Studios), ale w ograniczonej ilości – do jednego, maksymalnie dwóch filmów rocznie. Do tego, dopiero co przejęte aktywa z 21st Century Fox (mutanci, kosmici i inni bohaterowie Marvela) zostają wykorzystane do produkcji o nieco mniejszych rozmachu, ale ze zdecydowanie odświeżoną formułą. Dramaty, thrillery, komedie, horrory, może nawet kino szpiegowskie. Filmy, które będą szukać dla siebie miejsca w skali pomiędzy kino artystyczne – blockbuster.
Pewnie zaraz powiecie, że mnie pogrzało i to się nie opłaca. W chwili obecnej na pewno nie – blockbustery zarabiają pięknie. Ale jeśli te filmy dalej będą wtórne to za pięć lat publika może się odwrócić, a zarobki zaczną spadać. Wpuszczenie do świata Marvela odrobiny świeżego powietrza i polotu przyciągnie do kin nowe osoby – dotychczas nie do końca zainteresowane kinem superbohaterskim. A mieszając to wszystko sprawnie w jednym uniwersum z blockbusterami jest szansa przyciągnąć nową publikę i dać coś nowego oddanym fanom.
Napisanie tego tekstu chodziło za mną od dwóch lat zresztą, więc moment odwrotu wiernych fanów może nadejść szybciej. Ba, są w gronie moich bliskich znajomych, wiernych fanów Marvela osoby, które jeszcze nie obejrzały drugiej części „Ant-Mana”. Przypadek? W trakcie tych dwóch lat do głowy przychodziły mi za to liczne pomysły na nowe, świeże filmy osadzone w Marvel Cinematic Universe. Aż je wam tutaj opiszę. Panie Kevinie Feige – proszę korzystać śmiało (i pamiętać o tantiemach dla mnie):
Dramat szpiegowski – zimna wojna, lata 80-te w ZSRR, Czarna Wdowa działa z ukrycia, nie może robić nic spontanicznego, ale jest łącznikiem z Władimirem Wietrowem, jednym z najsłynniejszych szpiegów tamtej epoki (pisałem o tym pracę magisterską i to wspaniała historia). Nie ma wybuchów (ok, jest jeden, gazociągu), nie ma wielkich scen akcji, jest prawdziwy, ponury dreszczowiec. Mniam.
Found footage thriller – moim ulubionym fragmentem „Batman v Superman” była jedna z pierwszych scen, w której obserwowaliśmy superbohaterów i ich wielką walkę w Metropolis z perspektywy Bruce’a Wayne’a i innych osób. Narracja nieco podobna jak w pierwszym „Cloverfield” – wielkie wydarzenia widzimy oczami i dramatami nie superbohaterów, a zwyczajnych ludzi, bezradnymi wobec katastrofy sprowadzonej na ziemię z kosmosu. Uciekającymi przed zawalającymi się budynkami i inwazją obcych. Mniam.
Komediodramat w stylu „Green Book”? Też da się zrobić, przecież cały świat mutantów i ich relacje z ludźmi jest swego rodzaju metaforą rasizmu. Pokazanie na przykład historii chirurga, który musi operować Charlesa Xaviera, chcąc przywrócić mu władzę w nogach też mogłaby być pięknym filmem.
Mógłbym wymieniać dalej, rozumiecie teraz o co mi chodzi? O pomieszanie kina superbohaterskiego z innymi gatunkami. O nadanie temu gatunkowi powiewu świeżości. O to, by wrócił mi poziom ekscytacji na myśl o kolejnej premierze, która we mnie w ostatnich miesiącach wygasa (a może to zwyczajnie starość). Moim ulubionym przykładem takiego miksu jest właśnie „Logan”, który co prawda wykorzystał jedną z najpopularniejszych i najbardziej lubianych postaci, ale w zupełnie nowy, w tym gatunku kina, sposób. I zarobił naprawdę nieźle (619 milionów). Mam więc nadzieję, że mając w posiadaniu tak bogate portfolio bohaterów Disney zrobi z nimi odpowiedni użytek. DC już zaczyna się bawić formą, Marvel też powinien jeśli nie chce zanudzić widzów kolejnymi odcinkami supertelenoweli.
A tak na marginesie, zgłosiłem się do konkursu na najlepszego twórcę roku i dość niespodziewanie jestem dość wysoko w głosowaniu, a obecność w pierwszej dziesiątce zapewni mi udział w dalszej zabawie, więc będę wdzięczny, jeśli na mnie zagłosujesz, o tutaj. :)