Zaciskanie pętli na szyi – recenzja 2. sezonu „Ozark”
W tym roku oglądanie seriali nie wychodzi mi najlepiej. Niedawno miałem 3-miesięczną przerwę w oglądaniu jakiegokolwiek, przełamaną ostatecznie drugim sezonem „Westworld”.
W tym roku oglądanie seriali nie wychodzi mi najlepiej. Niedawno miałem 3-miesięczną przerwę w oglądaniu jakiegokolwiek, przełamaną ostatecznie drugim sezonem „Westworld”.
Nie spieszyłem się z oglądaniem drugiego sezonu Netflixowego serialu „Jessica Jones”. Kiedy jednak do niego zasiadłem w ostatni weekend – obejrzałem w zaledwie trzy wieczory.
Miałem odpuścić sobie najgłośniejszą tegoroczną jak dotąd (czyli w ciągu dwóch tygodni, hehe) premierę na Netflixie.
Nigdy nie byłem wielkim fanem westernów, jednak świat Dzikiego Zachodu był scenerią kilku wybitnych filmów obecnego wieku. Dlatego z dużą dozą dystansu, ale postanowiłem dać szansę nowemu serialowi Netflixa „Godless”.
Niezbyt udane tegoroczne serie Netflixa z udziałem bohaterów Marvela zaniżyła mocno oczekiwania wobec „Punishera”, ja jednak bardzo chciałem, by się udało i wygląda na to, że trzymanie kciuków się opłaciło.
Dotychczasowe serie „House of Cards” były doskonałym powodem, by opłacać abonament Netflixa, a każda kolejna seria świętem miłośników dobrych dramatów w formie seriali. Coś jednak w przypadku piątej serii we mnie pękło.
Przygody agenta CTU Jacka Bauera to zdecydowanie mój ulubiony serial wszech czasów. Tym bardziej cieszyłem się na powrót serii w nieco odmienionej jednak formie.
Po dużym rozczarowaniu, jakim był „Iron Fist” przyszedł czas na kolejny serial w świecie superbohaterów.
W listopadzie w ofercie serialowej Netflixa zagościł tytuł „Designated Survivor”. Kiedy w roli głównej pojawia się Kiefer Sutherland to muszę spróbować.
Długo zastanawiałem się czy pisać tekst o serii „BoJack Horseman”, skoro miesiąc temu zrobił to w świetny sposób Andrzej Tucholski. Na tyle świetny, by przekonać mnie do oglądania.