Martwy basen pełen dowcipów – recenzja „Deadpool 2”
Druga część Deadpoola była jednym z bardziej wyczekiwanych premier 2018 roku i nie mogła w tym przeszkodzić nawet data wejścia do kin pomiędzy „Avengers Infinity War”, a „Hanem Solo”.
Druga część Deadpoola była jednym z bardziej wyczekiwanych premier 2018 roku i nie mogła w tym przeszkodzić nawet data wejścia do kin pomiędzy „Avengers Infinity War”, a „Hanem Solo”.
Minął niemal rok od dnia, w którym produkcja szkockiej artystki Lynne Ramsay otrzymała owacje na stojąco na festiwalu w Cannes. Publika biła brawa przez ponad siedem minut.
Po sukcesie zeszłorocznego „Uciekaj” coraz więcej mówi się w świecie kina o nadchodzącej fali post-horrorów, czyli filmów, które straszą w niezbyt konwencjonalny sposób. Sposób, który do mnie przemawia.
Wszystko prowadziło do tego – Marvel Studios nie mogło znaleźć lepszego hasła reklamującego najnowsze i prawdopodobnie największe swoje dotychczasowe dzieło.
Kwiecień to dla mnie jeden z trudniejszych miesięcy życia. Ale skoro już dobiega końca i powoli zaczynam schodzić na niższe obroty postanowiłem po dłuższej przerwie wybrać się do kina i zacząć nadrabiać zaległości.
Ekranizacje gier komputerowych nie mają szczęścia. Wiele lat prób i praktycznie same porażki.
Zbijanie kapitału na popkulturalnej nostalgii do lat osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych to ostatnio bardzo modny trend. Bez tego nie byłoby sukcesu serialu „Stranger Things”.
Dotychczasowe filmowe produkcje Netflixa nie zachwycały. Zresztą, „Anihilacja” nie jest filmem powstałym na zamówienie Netflixa, więc miałem dość spore oczekiwania wobec nowego filmu Alexa Garlanda.
Na ekrany kin trafiła druga odsłona filmu, który kilka lat temu szturmem zdobył serducha wszystkich fanów niezbyt wysublimowanej kinowej rozrywki.
Uwielbiam dobre kino szpiegowskie, a już od jakiegoś czasu, bodaj od „Atomic Blonde”, nie mieliśmy w kinach nic dobrego w tym temacie, stąd moje zainteresowanie „Czerwoną Jaskółką” było na dość wysokim poziomie.