Samobójstwo „Legionu Samobójców”
Wydawało się, że po „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” filmowe uniwersum DC odbije się od dna, a „Legion Samobójców” jest pewniakiem, by wyprzeć to przykre doświadczenie. No ale chyba się nie udało.
Wydawało się, że po „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” filmowe uniwersum DC odbije się od dna, a „Legion Samobójców” jest pewniakiem, by wyprzeć to przykre doświadczenie. No ale chyba się nie udało.
Zapewne wiecie, że mam dość, nazwijmy to, NIETUZINKOWE, poczucie humoru. Wszystko to za sprawą oglądania w młodości wielu zabawnych filmów.
Przyglądając się w ostatnich miesiącach przemysłowi filmowemu można zauważyć, że największe sukcesy odnoszą wielobudżetowe franczyzy: „Gwiezdne Wojny”, „Szybcy i Wściekli” czy „Jurassic World”.
Wróciłem właśnie do domu z przedpremierowego seansu „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” w IMAX i mam niemały mętlik w głowie. Na szybko więc chciałbym podzielić się kilkoma spostrzeżeniami.
Leonardo DiCaprio potrzebował sześciu nominacji, by otrzymać swojego pierwszego w życiu Oscara. Bohater dzisiejszej opowieści, Roger Deakins, ma na swoim koncie trzynaście nominacji, lecz żadnej statuetki.
Niedawna premiera filmu „Deadpool” oraz sukces serialu „House of Cards” jest dowodem na to, że publika uwielbia przełamywanie owej mitycznej czwartej ściany. Jednak to nie pierwsze produkcje wykorzystujące ten zabieg.
Co nas przyciąga do kina? Nasi ulubieni aktorzy, wybitni reżyserzy lub po prostu temat danego filmu. Od jakiegoś czasu moją uwagę przykuwają jednak osoby pełniące inną rolę na planie filmowym.
Nienawidzę komedii romantycznych. Zresztą, chyba nie jestem w tym odosobniony. Nie oznacza to jednak, że nie lubię filmów o miłości.
Jako fan serii gier Assasin’s Creed bardzo wyczekuję filmowej ekranizacji tego uniwersum. Obawiam się jednak, że nie będzie to dobry obraz.
Mimo, że 2015 rok nie był dla mnie osobiście jakoś wybitnie dobry, to jednak otaczałem się wieloma wspaniałymi wytworami ludzkości, które sprawiły, że był przyzwoicie przyjemny.