Dom uciech Ailesa – recenzja filmu „Gorący temat”
Trzy nominacje do Oscara dla filmu „Gorący temat” podsyciły nieco moje zainteresowanie tą produkcją.
Trzy nominacje do Oscara dla filmu „Gorący temat” podsyciły nieco moje zainteresowanie tą produkcją.
Disney ma za sobą wspaniały rok, który zwieńczy zapewne zarobieniem kolejnego miliarda na nowych „Gwiezdnych Wojnach”. Jak jednak wypada „Skywalker.
Bracia Dardenne zgarnęli nagrodę za reżyserię „Młodego Ahmeda” w Cannes, więc byłem ciekaw o co to całe „zamieszanie”. Kiedy więc przyjaciel zaprosił na pokaz przedpremierowy nie potrafiłem odmówić.
Nie wiem o co chodzi, ale po tym seansie nie potrafię dojść do siebie. W sensie, udało mi się wrócić do domu, ale nie potrafię ogarnąć myśli po tym co w „The Lighthouse” zaserwował mi Robert Eggers.
Kino detektywistyczne i kryminały nigdy nie należały do moich ulubionych gatunków. Jednak najnowszy film Riana Johnsona to coś więcej niż kryminał.
Najbardziej na premierę „Irlandczyka” czekał chyba sam Martin Scorsese, dla którego projekt ten był oczkiem w głowie od lat. Dzięki pieniądzom Netflixa wreszcie film trafił do widzów.
Dopiero niedawny seans „Lśnienia” uświadomił mi, że da się zrobić rewelacyjną adaptację Stephena Kinga (nawet jeśli ten uważa inaczej).
Nadciąga sezon filmów pędzących po statuetki, w wyścigu ma zamiar uczestniczyć także „Le Mans 66” (oryginalny tytuł to „Ford vs Ferrari”).
Każdą historię można spartolić dokumentnie. Czasem posiadanie świetnej obsady i ciekawej opowieści nie jest w stanie uratować pewnych projektów.
Niemal rok po światowej premierze do Polski trafi film, który cieszył się sporym uznaniem na Festiwalu w Wenecji w 2018 roku.