Niespieszna spirala śmierci – recenzja 3. sezonu „Ozark”
Jestem wielkim fanem „Ozark” od pierwszego sezonu. Absolutnie ujął mnie ton tej opowieści, która z miejsca stała się chyba moim ulubionym serialem produkcji Netflixa obok „BoJack Horseman”.
Jestem wielkim fanem „Ozark” od pierwszego sezonu. Absolutnie ujął mnie ton tej opowieści, która z miejsca stała się chyba moim ulubionym serialem produkcji Netflixa obok „BoJack Horseman”.
Jak zapowiadałem wczoraj, czas wrócić do częstszego blogowania i mam nawet kilka fajnych pomysłów na teksty, a zacznę od tego, który w głowie siedział mi najdłużej – o moich ulubionych głosach w polskiej muzyce.
„Obyś żył w ciekawych czasach” – nie wiadomo czy to przysłowie pochodzi ostatecznie z Chin (nomen omen), ale przyszło nam żyć w ciekawych czasach.
Obecna sytuacja na świecie sprawia, że będziemy mieli dużo więcej czasu niż zazwyczaj na domowe rozrywki.
Niebawem miną już dwa lata od kiedy poza blogiem, Facebookiem czy Instagramem prowadzę również grupę na Facebooku – Wirusy Troyanna. I choć nie jest to grupa zbyt liczna, to dała mi już w życiu naprawdę wiele.
Nikt w Polsce chyba specjalnie nie czekał na ten film z Tomem Hanksem. Bo choć aktor był za nią nominowany do Oscara, to nie jest to pozycja specjalnie interesująca dla Polaków, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
W ostatnich latach rozwija się we mnie jakiś rodzaj miłości do Dzikiego Zachodu. Kilkaset godzin grania w Red Dead Redemption jedynie tę miłość scementowało.
Wkroczyłem w jakiś dziwny, niezbadany dla mnie okres w życiu i zaczynam robić rzeczy, których bym się po sobie nigdy nie spodziewał.
Brytyjski serial Netflixa „Sex Education” przed rokiem wdarł się szturmem do szerszej świadomości, stanowiąc całkiem przyjemny powiew świeżości.
Wydawało się, że Guy Ritchie już nigdy nie zaskoczy pozytywnie. Że nigdy już nie osiągnie poziomu tak doskonałego jak w „Przekręcie” z 2000 roku.