Czas na tradycyjny tekst, w którym podsumowuję najlepsze filmy 2020 roku. Problem w tym, że to najsmutniejszy tekst tego typu, który opublikuję od wielu lat.
A przecież od kilku lat tego typu podsumowania publikuję i to najczęściej sprawiało mi wiele frajdy. Bo trzeba sobie przejrzeć i przeanalizować długą listę obejrzanych oraz zrecenzowanych na blogu tytułów, wrócić wspomnieniami do najlepszych momentów minionych dwunastu miesięcy, a potem kalkulować sobie, które filmy rzeczywiście powinny się w takim zestawieniu znaleźć. Naprawdę uwielbiałem pracować nad tymi publikacjami, przeglądać swoje oceny na Filmwebie oraz tu na blogu, próbując ustalić czy coś mi może umknęło.
Ale za nami rok 2020, rok najgorszy w przemyśle filmowym od dziesięcioleci. Rok, w którym kina funkcjonowały normalnie przed zaledwie dwa i pół miesiąca, a całkowicie zamknięte były przez kilka miesięcy. Rok, w którym najciekawsze zapowiedziane premiery przekładano na bliżej lub dalej nieokreśloną przyszłość, przesunięto ich dystrybucję w inne kanały niż kina. Rok, który dla wielu osób był traumatyczny lub przynajmniej ciężki. I choć nigdy wcześniej nie konsumowaliśmy tylu treści w domowym zaciszu, tak nie zawsze były to produkcje nowe, świeże i wyczekiwane.
Moje poprzednie filmowe podsumowania roku:
Dla mnie też to był dziwny rok, choć pod wieloma względami bardzo udany, o czym pisałem zresztą w osobnym tekście. I najmocniej w moim życiu w tym roku ucierpiało właśnie umiłowanie do kina. Bo choć fajnie się ogląda filmy w domu, tak ja jednak jestem wielkim zwolennikiem konsumowania treści filmowych na sali kinowej. Z reklamami, z rozmawiającymi czasem osobami, z chrupaniem popcornu (ten domowy nigdy nie będzie lepszy). Dla mnie to wielki rytuał. Rytuał, w skład którego wchodzi też powrót do domu z kina – spacer, przejażdżka komunikacją miejską. Możliwość poukładania sobie tego doznania w głowie albo burzliwa dyskusja ze znajomymi, z którymi na seansie się było. W domu ogląda mi się zupełnie inaczej. Nie gorzej, nie lepiej – inaczej. A nigdy nie było więcej czasu na oglądanie filmów w domu niż w 2020 roku.
I dlatego ja filmów oglądałem niewiele. I trochę mnie to uwiera, ale jednocześnie staram się nie robić sobie zbyt mocnych wyrzutów z tego powodu, bo te nadwyżki czasu wykorzystywałem w inny sposób, równie wspaniały: jeździłem na rowerze, oglądałem mecze piłki nożnej, grałem w gry, czytałem książki, słuchałem rekordowo dużo muzyki. Wspaniałe aktywności, głupio żałować, że poświęcało się na nie swój czas wolny. Ale nie zmienia to faktu, że z filmami w tym roku nie było mi zbyt po drodze, a więc wyniki obejrzanych produkcji w 2020 roku są żenująco słabe. Przełożyło się to też na znikomą liczbę zrecenzowanych na blogu produkcji.
Bo uznałem jednocześnie, że muszę nieco odwyknąć od tego pędu za recenzowaniem wszystkiego, ile się da, by tylko nadążać za innymi krytykami. Nie jestem zawodowym krytykiem filmowym, w ogóle daleko mi do miana krytyka filmowego, po prostu sobie piszę o filmach na blogu, każdy może. Ale w poprzednich latach wpadłem nieco w pułapkę tego, by oglądać jak najwięcej, jak najszybciej i publikować jeszcze szybciej. A to zabija nieco przyjemność z konsumowania filmów. Poza tym, sam oglądanie filmów jest nieco bardziej analityczne i wnikliwe, kiedy ogląda się go z myślą o recenzowaniu. Inny poziom koncentracji sprawia też, że trochę mniej frajdy z oglądania filmów od paru lat czerpię. Trochę brakowało mi niezobowiązującego włączenia filmu, by po seansie nie musieć robić nic. No, w sumie to nigdy nic nie muszę, ale tworząc bloga czuje się zobowiązania wobec samego siebie. I trochę mi to ciążyło. Uznałem więc, że pandemia, zamknięcie kin, brak premier, to odpowiedni moment, by choć na chwilę przestać być krytykiem. By dać sobie czas na inne przyjemności oraz niezobowiązujące konsumowanie filmów, jeśli już to nastąpi. Czyli zrobiłem sobie urlop od bycia samozwańczym krytykiem filmowym. Potrzebowałem tego.
No, to tyle gwoli uściślenia i pewnego wytłumaczenia się. Moje podsumowanie najlepszych filmów 2020 roku powstało na bazie niewielkiej liczby obejrzanych w 2020 roku produkcji.
Na Filmweb oceniłem 41 produkcji w 2020 roku. Z czego spora część to filmy z poprzednich lat i dekad, które sobie nadrabiałem, bo wreszcie był na to czas. Ale to bardzo kiepski wynik mimo wszystko, wychodzi jakieś 3 filmy miesięcznie. Dziwnie. Sporo robiłem sobie w tym roku ponownych seansów ulubionych filmów, co wcześniej nie zdarzało mi się tak często. W 2021 roku idzie mi już znacznie lepiej na szczęście. :)
Na blogu pojawiło się zaledwie 14 recenzji filmów. Słaby wynik, bardzo słaby. Ale jak tłumaczyłem powyżej – nie żałuję. Dobrze mi to zrobiło. I w sumie, jeżeli już jakiś film recenzowałem, to dlatego, że właśnie wywarł na mnie dobre wrażenie, zatem większość filmów, które w dzisiejszym podsumowaniu się znajdują to rzeczy, które konsumowałem na bieżąco.
Tradycyjnie już, w swoim zestawieniu biorę pod uwagę wyłącznie produkcje, które swoją polską premierę miały w 2019 roku. I mowa tu zarówno o premierze kinowej, jak i produkcjach platform VOD (Netflix, HBO GO, Amazon Prime Video). Są więc także tutaj produkcje, które swoją premierę miały przed pandemią i brały udział w konkursie oscarowym za 2019 rok, a wydaje się, że to już odległa przeszłość.
Bez zbędnego przedłużania, czas przejść do meritum, przed wami
Najlepsze filmy 2020 roku.
(Kolejność w gruncie rzeczy przypadkowa.)
1917
Fenomenalne widowisko wojenne Sama Mendesa, które przejmuje nie tylko treścią, lecz przede wszystkim formą. Niedawno obejrzałem po raz drugi i to nadal niesamowicie wciągająca historia. Dźwiękowo, wizualnie to jest absolutny majstersztyk, również za sprawą zdjęć wybitnej pracy Rogera Deakinsa oraz muzyki Thomasa Newmana. Klasyk kina w dniu swojej premiery.
Jojo Rabbit
Kolejny film blisko tematyki wojennej, parodiujący Hitlera, ale jednocześnie z niesamowicie mądrym przekazem, bijącym od niego ciepłem oraz błyskotliwym humorem. Taika Waititi słusznie został za ten scenariusz adaptowany nagrodzony Oscarem, a był też nominowany w głównej kategorii. Dużo śmiechu, masa wzruszeń i coś, co zapada w głowie na długo.
Uncut Gems
Już poprzedni film braci Safdie, „Good Time”, zrobił na mnie doskonałe wrażenie, ale historia opowiedziana w „Nieoszlifowanych diamentach” jest jeszcze bardziej niedorzeczna, dynamiczna i wciągająca. Tempo narracji, dialogi, hipnotyczna muzyka Daniela Lopatina i wybitny Adam Sandler – to był jeden z najbardziej wybuchowych koktajli tego roku.
Cóż za piękny dzień
Nie jest to rodzaj filmów, za którymi zazwyczaj przepadam, ale to był jednocześnie… Ostatni film, jaki zobaczyłem normalnie w kinie bez obostrzeń. I dlatego został mi w głowie na jakiś czas. A jest to ciepła i naprawdę ciekawa historia Freda Rogersa opowiedziana z ciekawej perspektywy. No i strasznie bardzo podobał mi się tutaj Tom Hanks.
Proces siódemki z Chicago
Reżyserski debiut jednego z moich ulubionych scenarzystów obecnych czasów nie był specjalnie udany, ale już jego druga produkcja była znacznie bardziej udana. Druga próba Aarona Sorkina to ciekawa, ważna i aktualna także dziś historia zamieszek w Chicago, opowiedziana w naprawdę błyskotliwy sposób, pokazująca także kilka różnych perspektyw na jedną historię. No i wspaniały Sascha Baron Cohen, który kolejny raz udowadnia, że jest nie tylko świetnym śmieszkiem, ale i dobrym aktorem.
Diabeł wcielony
Niewiele sobie obiecywałem po tej produkcji, która zadebiutowała na platformie Netflix. Daleko było mi też do prawdziwego zachwytu, ale patrząc na wszystkie obejrzane w tym roku filmu nie mogę go nie uznać za jeden z lepszych. Ciekawe historie, splatające się ze sobą, z doskonałą obsadą, która w wielu punktach oferuje świetne kreacje – to naprawdę dojmujące dzieło i wciągające doświadczenie. Gdyby 2020 był normalnym rokiem to pewnie zabrakłoby w moim zestawieniu takiej produkcji, ale 2020 nie był normalny.
Borat 2
Wiem, że nie każdy jest w stanie docenić poczucie humoru Sachy Barona Cohena, ale dla mnie to jest 11/10. Do tego, film zrealizowany częściowo w pandemicznym roku, pełnym fake newsów, problemów politycznych, społecznych i uwzględniający te wszystkie wątki w swojej narracji. Wykraczając momentami poza granice dobrego smaku Sascha Baron Cohen celnie punktuje słabe punkty dzisiejszego świata, hiperbolizuje i atakuje prawicowe środowiska, co odbiło się też szerszym echem tuż przed wyborami prezydenckimi w USA, kiedy film rozpętał aferę z Rudolphem Giulianim, osobistym prawnikiem Donalda Trumpa.
Tenet
Co, pewnie już podejrzewaliście, że tego filmu zabraknie w moim zestawieniu? Nie mogło zabraknąć, bo dla mnie to film roku. Pomiędzy kolejnymi obostrzeniami dotyczącymi kin byłem na seansach zaledwie pięć razy. Z czego trzy to były seanse „Tenet”. Z czego dwa w formacie IMAX. Po premierze wydania domowego obejrzałem kolejne dwa razy. Dostrzegam wiele obiektywnych niedociągnięć najnowszej produkcji Nolana, ale wcale mi one nie przeszkadzają. Jestem fanatykiem Nolana, a „Tenet” absolutnie kupił moje serce i umysł. Koncepcją, muzyką, zdjęciami, scenami akcji, rodzącą się wokół produkcji mitologią i teoriami fanowskimi. Żyję tym filmem nawet kilka miesięcy po jego premierze. Pokazuję go na kolejnych seansach znajomym, opowiadam im z pasją o zajebistości Nolana i czekam tylko, aż powstanie o mnie pasta „ten Trojan jest fanatykiem Nolana”.
I niestety… To wszystkie filmy, które w 2020 chciałbym wyróżnić. Lista bardzo skromna, liczy ledwie 8 produkcji, podczas gdy w poprzednich latach często w swoich podsumowaniach wyróżniłem ponad dwadzieścia produkcji. Ale cóż, 2020 już był, skończył się, powoli będziemy wracać do normalności, nawet jeśli będzie ona ciut inna. Mam nadzieję, że podsumowanie za rok 2021 będzie nieco bardziej optymistyczne. Bo wbrew pozorom, może być naprawdę doskonale, jeśli szybko przebiegnie akcja szczepień, zachowamy ostrożność. W tym roku może nas czekać kumulacja premier filmów z 2021 roku oraz tych, których premiera pierwotnie była przewidziana na poprzedni rok. To może być naprawdę duża liczba świetnych produkcji. Wystarczy jeszcze odrobina cierpliwości i będzie dobrze. :)
PS. Niebawem kolejne podsumowania – seriale oraz moje ulubione muzyczne!